Internet bez limitu prędkości. Rewolucja czy marketingowy chwyt?
Zryczałtowana opłata za Internet bez limitu prędkości - taką rewolucję oferuje swoim klientom Netia. Byłoby super, gdyby nie jeden mały problem.
13.04.2011 15:00
Zryczałtowana opłata za Internet bez limitu prędkości - taką rewolucję oferuje swoim klientom Netia. Byłoby super, gdyby nie jeden mały problem.
"Jaki masz drut, taki masz Internet" - słyszymy w nowej reklamie Netii. Slogan reklamuje nową, "rewolucyjną" usługę operatora, wprowadzaną już od jutra: Internet bez limitu prędkości transmisji danych.
W praktyce ma to wyglądać tak: płacisz 99,90 zł miesięcznie i w zamian masz rozmowy telefoniczne na numery stacjonarne bez ograniczeń oraz taki Internet, na jaki pozwala Ci jakość drutu... to znaczy łącza. Ponadto Netia zaoferuje swoim klientom umowy na czas nieokreślony, które będzie można wypowiedzieć w każdej chwili.
Operator próbuje w ten sposób wykorzystać fakt, że zaledwie 31% abonentów stacjonarnego Internetu w Polsce ma dostęp do prędkości 2 Mb/s lub wyższej. Dzięki ofercie Netii więcej osób ma mieć wyższe prędkości.
Ważnym elementem w planie Netii jest też oczywiście uderzenie w Telekomunikację Polską, która podobny pakiet oferuje za ok. 140 zł.
Jest tylko jeden problem z nową ofertą: Netia nie zamierza gwarantować żadnej najniższej prędkości. Jeśli pojawią się problemy z łączem, mogą być więc trudności z reklamacją.
Takiego kłopotu klient nie będzie mieć jedynie w sytuacji, "kiedy łącze nie działa" (to słowa Grzegorza Esza z zarządu Netii dla "DGP"). Pytanie tylko, co znaczy "nie działa". Czy jeśli "działa bardzo wolno", to już "nie działa"?
Zanim mi powiecie, że zapomniałem o możliwości wypowiedzenia umowy w każdej chwili, pozwólcie, że zacytuję "Rzeczpospolitą":
W razie rozwiązania umowy szybciej niż po 25 miesiącach Netia pobiera tzw. opłatę aktywacyjną – 300 zł dla usługi internetowej i 123 zł dla usługi telefonicznej. Po 25 cyklach rozliczeniowych wynoszą one 1 gr.
Rzeczywiście świetna oferta. Prawie tak świetna jak reklama z drutem w roli głównej.
Źródło: "Rzeczpospolita" • "Dziennik - Gazeta Prawna"