IP nie jest już dowodem potwierdzającym piractwo
Koronnym dowodem w sprawach dotyczących naruszenia praw autorskich bywa zazwyczaj IP komputera, z którego udostępniano pirackie treści. Amerykański sąd uznał, że dowód ten nie ma żadnej wartości, a przyjęcie go jest obarczone dużym ryzykiem błędu.
16.05.2012 19:00
Koronnym dowodem w sprawach dotyczących naruszenia praw autorskich bywa zazwyczaj IP komputera, z którego udostępniano pirackie treści. Amerykański sąd uznał, że dowód ten nie ma żadnej wartości, a przyjęcie go jest obarczone dużym ryzykiem błędu.
Ściganie piratów w polskich warunkach wygląda zazwyczaj podobnie – kancelarie prawne w poszukiwaniu łatwego zysku wysyłają masowo wezwania do ugody. Warunkiem jej zawarcia jest zapłacenie odpowiedniej kwoty, a koronnym dowodem straszliwej zbrodni jest zazwyczaj numer IP.
Podobnie wyglądają sprawy na całym świecie, gdzie IP jest z reguły istotnym atutem oskarżycieli. Okazuje się jednak, że coraz więcej sądów wymaga innego niż IP potwierdzenia popełnienia przestępstwa.
Pierwszą jaskółką zmian w sądowej praktyce jest przykład Finlandii, gdzie uznano, że właściciel niezabezpieczonej sieci WiFi nie może odpowiadać za ewentualne naruszenia praw autorskich, ponieważ nie wiadomo, czy to właśnie on jest za nie odpowiedzialny.
Jeszcze dalej sięga interpretacja niektórych amerykańskich sędziów. Przykładem może być m.in. kalifornijski sędzia Dean Pregerson, który oddala sprawy z dowodem w postaci IP, wyjaśniając, że numer nie tylko nie jest dowodem naruszenia praw autorskich, ale nawet nie wskazuje jednoznacznie osoby, która miałaby tych naruszeń dokonywać.
Niesie to z sobą kolejne komplikacje – nie mając możliwości jednoznacznego zidentyfikowania sprawcy, sąd nie może ocenić, czy sprawa podlega jego jurysdykcji, a niewielkie nawet prawdopodobieństwo pomyłki oznacza, że pozew musi zostać oddalony.
Pozostaje mieć nadzieję, że taka interpretacja stanie się powszechna również w naszej części świata i skończy się proceder zarabiania na internautach przez kancelarie, którym nie chodzi przecież o ochronę rynku muzycznego, tylko o kolejną okazję do zarobku.
Źródło: Dziennik Internautów • Torrent Freak