Jak Internet "pożycza" od prasy, to jest dobrze. A jak prasa "pożyczy" coś z Sieci?

Pewien internetowy satyryk przekonał się wczoraj, że czasem człowiek pracuje dla gazety, tylko o tym nie wie. Jego sieciowe żarty z Twittera zostały wydrukowane na ostatniej stronie "Gazety Polskiej", w rubryce z humorem. Internauci zareagowali oburzeniem. Tylko czy faktycznie są powody do oburzenia?

ASZ Dziennik
ASZ Dziennik
Marta Wawrzyn

01.03.2013 | aktual.: 13.01.2022 12:28

Pewien internetowy satyryk przekonał się wczoraj, że czasem człowiek pracuje dla gazety, tylko o tym nie wie. Jego sieciowe żarty z Twittera zostały wydrukowane na ostatniej stronie "Gazety Polskiej", w rubryce z humorem. Internauci zareagowali oburzeniem. Tylko czy faktycznie są powody do oburzenia?

Rafał Madajczak to twórca ASZ Dziennika, internetowego magazynu satyrycznego. ASZ Dziennik żyje także, a może przede wszystkim, na Facebooku i Twitterze, gdzie każdy może dołożyć swoją cegiełkę - wystarczy napisać coś śmiesznego i oznaczyć hashtagiem #ASZDziennik. Oprócz pisania w Internecie Rafał robi pod hasłem ASZ Dziennik rubrykę dla tygodnika "Wprost". I, jak doniesiono mu wczoraj na Twitterze, "pracuje" też dla "Gazety Polskiej". On sam tego wcześniej nie zauważył - gazeta po prostu przedrukowuje jego tweety z Internetu.

Rubryka z tweetów, czyli "chciałbym czasem zacytować"

"Na poprawę humoru. Zmyślone cytaty i depesze" – tak nazywa się minirubryka w "GP", która w całości jest wypełniona cytatami z ASZ Dziennika. Jak ustaliliśmy, autorem pięciu z siedmiu jest Rafał Madajczak, dwóch pozostałych – inni użytkownicy Twittera. Jako źródło podany jest ASZdziennik.wordpress.com. Nie ma wzmianki o tym, że to cytowane w całości tweety, które wymyślił nie tylko twórca ASZ Dziennika.

Fot. Twitter/Michał Olech
Fot. Twitter/Michał Olech

Samuel Pereira szybko przedstawił internautom dowód, że miał zgodę ASZ Dziennika na cytowanie. To nie zmniejszyło ich oburzenia: czym innym jest cytowanie, czym innym tworzenie rubryki, sprawiającej wrażenie, jakby jej autor pracował dla gazety.

Fot. Twitter/Samuel Pereira
Fot. Twitter/Samuel Pereira

Dyskusja na Twitterze była długa i zażarta. Pojawiło się mnóstwo ważnych pytań: gdzie kończy się prawo cytatu? Czy wolno cytować tak po prostu tweety? Co by było, gdyby ktoś zrobił z czyichś tweetów książkę i ją opublikował? O proste i wszystko wyjaśniające odpowiedzi tu naprawdę trudno – na pewno chciałabym kiedyś zobaczyć proces o wykorzystanie tweetów.

Jak mówi sam Madajczak, chodzi tu nie tyle o prawo, co o dobry obyczaj. Wojciech Szacki z "Polityki" zareagował znacznie ostrzej:

Komentarzy pojawiło się na Twitterze całe mnóstwo – jedni ogłaszali, że nie będą czytać "Gazety Polskiej" (to pewnie i tak ci, którzy jej nigdy nie czytali), inni, że przestaną używać na Twitterze hashtagu #ASZDziennik, bo reakcja jego twórcy była przesadzona. Jeszcze inni apelowali, by panowie Madajczak i Pereira rozwiązali problem prywatnie, między sobą.

Jak Kali ukraść krowę, to dobrze, a jak Kalemu ukraść krowę, to...?

Ja z jednej strony rozumiem oburzenie autora ASZ Dziennika – też bym nie chciała oglądać w żadnej gazecie moich wspaniałych tweetów i nic z tego nie mieć. Z drugiej strony odnoszę wrażenie, że szanowni twitterianie pokazali wczoraj, jak wygląda moralność Kalego.

Ileż to razy czytałam w polskiej Sieci artykuły przepisane słowo w słowo z zagranicznych źródeł! Czasem tych źródeł w ogóle nie podawano. Ileż to razy zdarzyło mi się wejść na czyjś blog, a tam przekopiowany cały tekst z gazety, z dwoma zdaniami komentarza od blogera na końcu.

W 2010 roku wydawca "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pozwał serwis Sfora.pl, zarzucając mu naruszanie praw autorskich. Chodziło przede wszystkim o to, że Sfora pokazywała treści z FAZ (i innych źródeł) w ramkach. Nawet jeśli czytelnik kliknął link do źródła, pozostawał de facto na stronie Sfory. Rok wcześniej do wojny ze Sforą szykowali się polscy wydawcy.

Teraz mamy rok 2013, obie sprawy przycichły, wszyscy dalej robią swoje. OK, Sfora zrezygnowała z ramek. Ale zwyczaj "pożyczania" pełnych newsów z polskich gazet czy tłumaczenia niemal dosłownie artykułów zagranicznych nie zaginął.

Czy to usprawiedliwia działanie "Gazety Polskiej"? Nie, oczywiście, że nie. Twórca ASZ Dziennika dla "GP" nie pracuje i jeśli jest cytowany, to dla czytelnika powinno być jasne, że jest to cytat, skąd pochodzi ów cytat i kto jest jego autorem. Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że oburzenie jest przesadne. W końcu gazeta zrobiła (tylko? aż?) coś, co Internet robi od zarania dziejów.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Gadżetomania
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.