Jak Netflix zarobił górę kasy na "House of Cards"? Kevin Spacey zdradza tajniki kuchni
Czy opłaca się wydać 100 mln dolarów na produkcję serialu? Jest taki świat, w którym jak najbardziej się to opłaca.
30.10.2014 | aktual.: 22.01.2015 10:41
Polski rynek VoD nie ma do zaoferowania wiele poza wysokimi cenami, przestarzałą ofertą i zacinającymi się playerami, zerknijmy więc znów na tę cywilizację, do której wciąż nie mamy legalnego dostępu. I zobaczmy, jak robi to Netflix, który ponoć ma szansę wejść do Polski już w 2015 roku (tak przynajmniej pisały Wirtualne Media).
Lubisz filmy akcji? "House of Cards" jest dla ciebie!
Na konferencji IBM-u w Las Vegas przemawiał w środę Kevin Spacey. Aktor, który gra główną rolę w "House of Cards", opowiadał, jak Netflix zarabia na swoich serialach. Przeciętnemu polskiemu widzowi – i właścicielowi serwisu VoD też – takie rzeczy mogą jeszcze nie pomieścić się w głowie.
Przede wszystkim - wszystko jest spersonalizowane, włącznie z trailerami. Dobrze czytacie, trailerami. Serwis wie bardzo dużo o swoich użytkownikach i ich guście, dlatego coś takiego może być rzeczywiście skuteczne. Przykładowo, jeśli Netflix zauważył, że obejrzeliśmy kilka filmów z Kevinem Spaceyem, "nasz" trailer "House of Cards" będzie składał się w dużej mierze ze scen, w których występuje ten aktor. Lubimy filmy akcji? Dostaniemy trailer, zawierający więcej scen akcji. I tak dalej, i tym podobne.
W zwykłej telewizji coś takiego nie jest możliwe. W polskich serwisach VoD nikt jeszcze nawet nie myśli w ten sposób – żeby podtykać użytkownikowi pod nos to, co lubi – a nawet gdyby myślał, zwyczajnie go na takie fanaberie nie stać. Paradoksalnie, problemem jest to, że nasze rodzime VoD mają wyższe ceny niż amerykański Netflix, w związku z czym Polacy rzadko za cokolwiek płacą.
No dobrze, a jak zarabia się na serialu?
Pamiętam, jak ogłoszono, że platforma internetowa ma zamiar wydać 100 mln dolarów na dwa sezony serialu i zatrudnić Kevina Spaceya. To było zaledwie parę lat temu, a brzmiało jak science fiction. Zwłaszcza że Netflix wcześniej miał na koncie jeden oryginalny serial – ostro potraktowany przez krytyków "Lilyhammer".
Spacey twierdzi, iż w Netfliksie wyliczono, że aby wyjść na zero, trzeba ściągnąć do serwisu 565 tys. nowych użytkowników, którzy zostaną na dłużej. Tymczasem od lutego 2013 roku, kiedy wypuszczono "House of Cards", serwis zyskał 17 mln nowych użytkowników, płacących co miesiąc 7,99 dolara. Tylko od nich serwis co miesiąc dostaje 135 mln dolarów. Wszystkich użytkowników jest teraz już ponad 50 mln.
Nic dziwnego, że Netflix ogłasza kolejne własne seriale (widzieliście trailer "Marco Polo"? Jest świetny i pod względem wizualnym wygląda równie bogato jak produkcje HBO), to po prostu może opłacać się bardziej niż kupowanie praw do pokazywania telewizyjnych hitów, takich jak "Czarna lista", za którą zapłacono po 2 mln dolarów za odcinek. W przyszłym roku użytkownicy dostaną m.in. "Daredevila", który wpisuje się w modę na seriale na podstawie komiksów, będą też nowe dramaty, komedie i kreskówki dla dzieci i nie tylko. Netfliksowi to się opłaca. A my na razie co najwyżej możemy polizać ten wspaniały, kolorowy świat przez szybę.