Jak wybrać laptopa do pracy, a nie do szpanowania
Mam na imię Michał i od ponad sześciu lat wychodzę do pracy z laptopem pod pachą. Mobilność to dla mnie kluczowa cecha, ale nie każdy laptop jestem gotów uznać za sprzęt przenośny. Chcesz wiedzieć, jak wybrać komputer, przy którym da się pracować w terenie?
12.11.2015 | aktual.: 28.04.2016 12:33
Przynależę do specyficznej grupy użytkowników. Postrzegam urządzenia mobilne inaczej niż statystyczny posiadacz smartfonu. Jestem jednocześnie miłośnikiem i hejterem nowych technologii, zirytowanym tym, w jakim kierunku rozwija się branża.
Nacisk kładzie się bowiem na niewłaściwe cechy produktu. W rezultacie trudno znaleźć komputer naprawdę przenośny.
Większość laptopów to „komputery z zamykanym ekranem”, które może i da się łatwo zabrać w podróż, ale przy których nie da się wykonać sensownej pracy.
Oczywiście o wszystkim tym przekonałem się w najmniej przyjemny z możliwych sposobów: wkurzając się na kolejne z kupowanych laptopów.
Z czasem jednak nauczyłem się patrzeć na sprzęt z właściwej perspektywy i wybierać komputery, które spełniają moje specyficzne oczekiwania. Planując zakupy, staram się trzymać czterech kluczowych zasad.
- Szybkość nie ma znaczenia
Większość producentów sprzętu nie ma pojęcia, czego chce człowiek pracujący z komputerem w terenie. Chcą mnie skusić przede wszystkim wydajnością sprzętu. Rywalizują o tytuł firmy, która upchnie najwięcej RAM-u na jak najmniejszej powierzchni. To niewłaściwa droga.
Potrzebuję komputera w szczególnym celu – do PRACY – toteż zwracam uwagę na inne jego parametry, niż podczas kupowania stacjonarnego potwora do gier.
Edytor tekstu, arkusz Excela, wyszukiwarka czy prosty program graficzny pójdą mi nawet na rzęchu, a dual-core 2,2 GHz pod maską niekoniecznie oznacza, że będę mógł z tego wszystkiego wygodnie korzystać.
Jeśli producenci netbooków i laptopów chcą do mnie trafić, powinni zrozumieć, że „mobilność” to przede wszystkim komfort użytkowania. Przenośne żelazko nie musi mieć opcji prasowania parą i wyświetlacza pokazującego temperaturę – ma po prostu się nagrzewać i dobrze leżeć w ręce.
To podejście jest trudne do zrozumienia dla niektórych sprzedawców. Patrzą na mnie jak na kosmitę, kiedy mówię, że procesor, pamięć, pojemność dysku – to wszystko się nie liczy.
Jeśli laptop został wyprodukowany w ostatnich trzech latach, pójdzie na nim każdy program, jakiego potrzebuję.
Większą wagę przykładam do jakości wykonania podzespołu – czyli renomy producenta, sprawności w realizacji napraw gwarancyjnych itp. – niż do jego wydajności.
- W terenie liczy się bateria i wytrzymałość
Druga kluczowa sprawa to oczywiście bateria. Co prawda u klienta zwykle jest gniazdko, do którego mogę się podpiąć, ale różnie bywa.
Swego czasu w autokarze do i z Krakowa większą część drogi spędziłem, gapiąc się w okno, choć miałem w planach porządkowanie informacji. Niestety, trafiłem na pojazd bez gniazdek.
W kwestii pojemności baterii nie warto wierzyć producentom. Często deklarują, że sprzęt powinien wytrzymać 12 godzin, a w Sieci można znaleźć narzekania użytkowników, którym brakuje mocy już po czterech.
Fujitsu Lifebook S935, którego testowałem, w trakcie normalnego (dla mnie), bardzo intensywnego użytkowania – czyli pracy w paru oknach edytora tekstu, z paroma stronami www, audio lub wideo lecącym w tle i z dość mocno podkręconą jasnością ekranu – S935 dawał ok. 5 godzin komfortowej pracy.
To imponujący wynik, bo moje pozostałe laptopy wytrzymują średnio dwie i pół. Pełna doba, deklarowana przez producenta, możliwa jest do uzyskania w trybie ekonomicznym. To ratunek w sytuacjach, kiedy trzeba zrobić coś „na wczoraj”, a w okolicy nie ma gniazdka.
Kolejną najważniejszą cechą komputerów przenośnych do pracy jest ich wytrzymałość. Jestem ostrożnym człowiekiem, a mimo tego mój najbardziej intensywnie wykorzystywany laptop ma już mocno porysowaną klapę, zaś jeden z portów USB niedomaga.
Zazwyczaj szukam sprzętu dość ciężkiego i solidnego, bo różnica kilkuset gramów ostatecznie nie ma większego znaczenia. Zwłaszcza że większość drogi pokonuję w pojazdach, a nie pieszo.
Mile widziany jest także matowy kolor obudowy, dzięki któremu zadrapania nie rzucają się w oczy.
- Bajery mogą okazać się kluczowe
Przy zakupie laptopa do pracy warto zwrócić uwagę na dodatki.
Bardziej od mocy Lifebooka Fujitsu (12 GB RAM, procesor i7-5600) ja akurat doceniłem trzy porty USB. To niewiele, ale na krótsze wypady wystarczy, zaś w pudle mamy doczepianą podkładkę z dodatkowymi portami i wyjściami, którą można zabrać w dłuższą podróż.
Do tego wyjście HDMI i zasilacz z wtyczką typu polskiego i angielskiego. Mój Boże, ktoś tam naprawdę pomyślał i skompletował zestaw DO PODRÓŻY, a nie na pokaz.
Kupił mnie też ekran dotykowy. Na pierwszy rzut oka jest zbędny, ale w pociągu jednak łatwiej pyknąć wybrane miejsce palcem, niż męczyć się z niedokładnym touchpadem.
Życie ułatwia także...biometryczny czytnik układu naczyń krwionośnych w dłoni. W założeniu jest co prawda zabezpieczeniem – bo w miejscu publicznym ktoś może podejrzeć wklepywane hasło, a nikt nie podrobi układu żył w dłoni – ale nie jestem paranoikiem i dla mnie to przede wszystkim wygodniejszy sposób odblokowywania komputera. Przystawiam dłoń i gotowe.
To pozornie błahostki, jednak dla kogoś, kto na co dzień pracuje z laptopem w terenie, szmery-bajery są ważniejsze niż wyniki komputera w milionie benchmarków.
- Klawiatura to podstawa
Skoro pracuję przy komputerze, to znaczy, że głównie stukam w klawisze. W terenie potrafię klepać nawet kilkanaście tysięcy znaków dziennie. Produkuję setki tysięcy znaków tygodniowo. Absolutnie najważniejszą cechą laptopa do pracy poza domem jest dla mnie klawiatura.
Na co dzień, choć mam do dyspozycji obiektywnie dużo lepszy sprzęt, korzystam z sześcioletniego rzęcha, który działa dość wolno, ale za to ma DOSKONAŁĄ klawiaturę.
Praca z nim to czysta przyjemność. Dłonie same układają się na klawiszach, przyciski są idealnie responsywne, a ich rozmieszczenie, odległość między sobą i faktura to po prostu ideał. Ten jeden element trzyma mnie przy sprzęcie, który uruchamia się wolno, przegrzewa szybko i dźwiga co najwyżej Wiedźmina 1 na średnich detalach.
W moich oczach klawiaturę dyskwalifikują zbyt duże odległości między przyciskami. Lampka alarmowa włącza się także wtedy, gdy klawisze to kwadratowe „kafelki” ścięte pod kątem 90 stopni.
Jestem przyzwyczajony do przycisków przylegających do siebie i ze ściętymi pod kątem krawędziami. Jeśli widzę takie połączenie, specyfikacja sprzętu nie ma znaczenia - i tak go nie kupię. Co z tego, że to wydajnościowy potwór? Wyjmijcie ze dwa giga RAM-u i za zaoszczędzone pieniądze wmontujcie mi lepszą klawiaturę.
Ostatecznie wygląd i rozmieszczenie klawiszy to kwestia gustu, ale właśnie ze względu na znaczenie tego elementu nigdy nie kupuję laptopa przez Internet.
Zanim wyłożę kasę, muszę położyć na nim ręce, pobawić się chwilę w Notatniku, „poczuć” jak to wszystko chodzi. To tak jak z kupowaniem ubrań. Żaden opis i żadne zdjęcie nie zastąpią wizyty w przymierzalni.
Najważniejsze to patrzeć z właściwej perspektywy
Nie bez powodu przez „komputer biurowy” zwykle rozumiemy podstawowy model PC z podzespołami średniej klasy. Praca biurowa nie wymaga najnowszego radeona.
Podobnie sprawy się mają, jeśli pracujemy z komputerem poza siedzibą firmy. Nie warto patrzeć tylko na osiągi czy rok produkcji karty graficznej.
Laptopy wykorzystujące najbardziej zaawansowane podzespoły to zwykle sprzęty do szpanowania, nie do pracy. Nie dość, że nie wykorzystamy w pełni ich możliwości, to na dodatek mogą okazać się uciążliwe podczas realizacji tego jednego, jedynego zadania, dla którego je kupujemy.
Wolałbym, aby przynajmniej część z dostępnych modeli oferowała „cutting edge technology” w odniesieniu do wyprofilowania klawiatury czy pojemności baterii, a nie szybkości procesora czy pojemności RAM-u.
Mimo wszystko dobre laptopy do pracy istnieją i można je znaleźć. Wystarczy poświęcić trochę czasu na poszukiwania, patrząc na oferty z właściwej perspektywy.
A Wy na co zwracacie uwagę, wybierając laptopa do pracy?
Artykuł powstał przy współpracy z: