Jakub Ćwiek: „Iskierki”
Co zrobisz, gdy ufoki opanują świat i zamiast go zniszczyć, wprowadzą łagodną okupację?Zaakceptujesz nową władzę, czy będziesz ją zwalczał? Jaką cenę jesteś gotowy zapłacić?
– Nie zdążę, cholera! – mruknął, uderzając kantem dłoni o kierownicę. Po raz nie wiadomo który łypnął na cyfrowy zegarek na desce rozdzielczej oraz na zawieszone obok zdjęcie małego chłopca z plastikowym karabinem na wodę. Fotografia sprzed dwóch lat: dziś żadne ziemskie dziecko, nawet to mające lojalnych rodziców, nie mogło już mieć podobnej zabawki. Choć akurat to może wcale nie było takie złe...
Pod czerwonym światłem rozbłysnęło też pomarańczowe i Robert przestawił dźwignię w automatycznej skrzyni biegów. Znowu łypnął na zegarek, na zdjęcie, a gdy zalśniło zielone, siłą woli stłumił odruch, by nie depnąć pedału gazu do oporu.
Jeszcze tego było mu teraz trzeba – kolejnej, cholera, kontroli. [block position="indent_right"]6269[/block]Odkąd wyjechał z domu, przeszedł trzy skany i jedno obowiązkowe zatrzymanie. To właśnie z tego powodu był spóźniony. Jebane szaraki zamiast zatrzymywać po jednym pojeździe, a dopiero po skontrolowaniu wszystkiego brać się za następny, nagle wpadły na pomysł, by zatrzymać sobie cały pas ruchu na raz. I pal sześć jeszcze na trójpasmówce, ale gdy blokowanym pasem był, jak dzisiaj, zjazd?
Robert przypomniał sobie jak za dawnych dni narzekał na policję, ale tamci przynajmniej nie robili durnot na taką skalę. A jeśli nawet, mogłeś się gdzieś odwołać, napisać, żądać odszkodowań lub chociaż biadolić na fejsie, tej przeklętej grupie wsparcia jęczących frustratów. Znaczy wtedy był taki, bo kto by się dzisiaj odważył w sieci szepnąć choć jedno złe słowo?
Wszystko ładnie, piękne, Nowy Układ taki zajebisty, Ufoki takie wspaniałe, a poza tym standard: zdjęcia jedzenia, dzieci, widoczki z wakacji u tych, którym nie straszne było zdobywanie miliona zaświadczeń i zgód na wyjazd. Tylko hejty się skończyły, ale i w tej kwestii Robert dość krótko widział pozytyw. Chyba jednak wolał, gdy ludzie mówili, co myśleli. Nawet, gdy ilość słów była odwrotnie proporcjonalna do refleksji, a...
– Kurwa mać! – wdepnął hamulec i znowu grzmotnął w kierownicę. Jeszcze trzy takie czerwone i będzie mógł zapomnieć o odebraniu dzieciaka. Jego matka skończy pracę, zadzwoni do małego, przyjedzie i następna szansa za dwa tygodnie po feriach, gdy wrócą. A on nie miał zamiaru tyle czekać...