Jeździłam pralką – Nissan Leaf

Jeździłam pralką – Nissan Leaf

nissan leaf
nissan leaf
Anna Gidyńska
25.11.2013 22:13

Samochody elektryczne są drogie, mają mały zasięg i napęd według niektórych identyczny z tym, co rusza bębnem pralki. Dlaczego więc zakochałam się w Leafie?

nissan leaf
nissan leaf
nissan leaf
nissan leaf
nissan leaf
nissan leaf

Na początek małe wyznanie. Im dziwniejszy samochód, tym bardziej mnie urzeka. Kiedy oglądałam „Breaking Bad”, moim marzeniem był Pontiac Aztek, samochód tak brzydki i zły, że trafił na listę 50 najgorszych samochodów wszech czasów Time'a. Byłam o jeden telefon od sprowadzenia go z USA. Tylko po to, żeby mieć i żeby nigdy nie pomylić się na parkingu. Potem wpadłam w zachwyt nad Priusem Nancy z „Weeds”. Miałam ochotę jeździć drugą i trzecią generacją i też o mało go nie kupiłam. No, ale to jednak hybryda a nie w pełni elektryczny samochód, no i w międzyczasie doszłam do wniosku, że najlepszy samochód to samochód bez dachu.

Jakim więc cudem piszę właśnie recenzję Leafa? To proste. Leaf jest w pełni elektryczny, inaczej niż auta hybrydowe. Tankuje się go, podłączając do gniazdka z prądem (o tym, ile to kosztuje, za chwilę). Dzięki temu jest bezszelestny – dosłownie. Auto jako takie nie wydaje żadnych odgłosów, ale można włączyć coś w rodzaju ostrzegawczego brzęczyka (żeby nie wystraszyć np. rowerzysty). Jest też sporo większy od Mitsubishi i-MiEV. W końcu Leaf powstał na platformie Tiidy (skądinąd też wyjątkowego szkaradzieństwa). No i ma całkiem spory zasięg – teoretycznie do 199 km, ale realnie (jeśli jedzie się z włączoną klimatyzacją i radiem) około 160-170 km. Mało? Pod pewnymi względami tak, ale to nie jest samochód do wypraw nad morze, tylko auto miejskie, które bardzo lubi korki (dzięki hamowaniu odzyskuje energię, no i nie zatruwa środowiska spalinami). Średnio pokonujemy dziennie jakieś 20-30 km, więc na upartego można przyjąć, że samochód dałoby się tankować tylko raz w tygodniu.

Żeby nie było – dowcipy o pralce czy meleksie można między bajki włożyć. OK, to nie jest wyścigówka, ale nie ma mowy o wleczeniu się. Samochód bez najmniejszego problemu osiąga prędkość autostradową (a z Warszawy dojechał S8 do Grodziska Mazowieckiego i z powrotem!). Jest wystarczająco zwrotny, szybki i pakowny, żeby jeździć nim na co dzień, skoczyć nim za miasto nad wodę, na większe zakupy czy zabrać ze sobą znajomych.

W zestawie znajduje się kabel do ładowania. Samochód wymaga więc dysponowania gniazdkiem elektrycznym w garażu czy przed domem. Naładowuje się do pełna w ciągu 8 godzin. Na razie nie ma w Polsce zbyt wielu gniazd szybkiego ładowania (80% baterii w 30 minut) – pierwsze pojawią się w tych salonach Nissana, które będą oferować Leafa.

No właśnie, oferować. Czyli ile? Leaf kosztuje 126 000 zł. To dużo jak za auto tej wielkości, ale przy kosztach eksploatacji na poziomie 5 zł na 100 km, nie mówiąc już o byciu przyjaznym środowisku, wygląda to dużo lepiej. No i jest to samochód, w którym człowiek czuje się trochę, jakby wkroczył do przyszłości. Może nie aż takiej z Jetsonów, ale w pół drogi do niej.

Nie wiem, czy Nissan Leaf zyska w Polsce popularność. Nie wiem, czy w ogóle przekonamy się do samochodów o napędzie elektrycznym. Ale uważam, że to przyjemna odmiana. No i jest jeszcze ta reklama z misiem.

(PL) Nissan LEAF 24 kWh - test i jazda próbna

Tekst pierwotnie ukazał się w blogu Jest Pięknie.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)