Kinomaniak nie działa? I bardzo dobrze. Zdychaj, zarazo!
Kinomaniak zamknięty? I bardzo dobrze. To raczej powód do radości, niż do powszechnych narzekań. A z drugiej strony cała ta sytuacja pokazuje, że rynek nie znosi próżni i jeśli brakuje legalnych usług, zaspokaja zapotrzebowanie w inny sposób.
12.01.2014 | aktual.: 12.01.2014 11:20
Dawne pogrzeby nie mogły obyć się bez zawodowych płaczek. Kobiety te, nazywane również łzawicami, zapewniały uroczystości pogrzebowej odpowiednią oprawę. Zawodziły, płakały i rozdzierały dramatycznie szaty wyrażając ból rodziny po stracie bliskiej osoby.
Obserwując falę lamentów, rozlegających się właśnie w Sieci nie mogę pozbyć się wrażenia, że zawód płaczki wcale nie zniknął. Uległ za to dramatycznej deprofesjonalizacji – zamiast specjalistek, lamentujących zawodowo, Internet wypełniły rzesze amatorów, wylewających łzy po nieświętej pamięci Kinomaniaku.tv.
Od dawna, w wielu artykułach, bronię stanowiska, że za informacje i niematerialne dobra kultury trzeba płacić. W różny sposób – niekiedy są to nasze dane, czasem oglądanie reklam a czasem po prostu gotówka. Dlatego uważam, że AdBlock jest nie fair. Że histeria wokół ACTA była tak naprawdę na rękę firmom, zarabiającym na kradzieży treści. Że sponsorowana przez Google'a kampania przeciwko ITU nie broniła wolności i niezależności Internetu (tak, jakby one istniały), tylko zysków i spokoju Google'a.
A jednocześnie uważam, że ważny jest jak najszerszy, wolny dostęp do dóbr kultury. Że Kazik, obliczający swoje straty na podstawie liczby pobrań jego albumu z Sieci robi z siebie głupka. Że zabetonowane głowy z ZAiKS-u bronią siebie nawzajem, a nie artystów, których rzekomo reprezentują. I że copyright trolling to zajęcie godne szubrawców bez zasad.
W przypadku Kinomaniaka sprawa jest dla mnie oczywista – to po prostu firma, zarabiająca na treściach, które do niej nie należą. Nie romantycznie pojmowane „piractwo”, internetowy anarchizm czy wolny obieg kultury, tylko zwykłe przedsiębiorstwo, sprzedające coś, do czego nie ma żadnych praw.
I w takim kontekście cieszy mnie zamknięcie tego serwisu. Bo uważam, że dzięki temu będzie w polskiej Sieci odrobinę normalniej. I legalnie działające serwisy VOD nie będą musiały konkurować z cwaniakami, którzy mając w nosie polskie prawo, zarabiają zarazem na Polakach.
Szkoda mi tylko klientów, którzy - nierzadko nie zdając sobie sprawy z nielegalności tego biznesu- zapłacili za konta premium i być może nie odzyskają już swoich pieniędzy. Swoich praw mogą dochodzić w sądach na karaibskiej wyspie Antigua, bo tam swoją siedzibę, a właściwie skrytkę pocztową, miała ostatnio prowadząca Kinomaniaka firma BlueWater Corp. Powodzenia!
Z drugiej strony popularność szemranych serwisów z filmami pokazuje, jak duże jest zapotrzebowanie na tego typu usługi. Sugeruje zarazem, że obecna oferta polskich, legalnie działających serwisów VOD jest zbyt skromna, niedopasowana do potrzeb użytkowników i - prawdopodobnie - zbyt droga. Zwłaszcza, gdy porównamy ją choćby z tym, co za 8 dolarów zapewnia swoim klientom Netflix.
Sukces, jaki odniosły również na polskim rynku serwisy, oferujące streaming muzyki dowodzi, że wielu użytkowników jest gotowych płacić. Dowodzi tego również fakt, że liczni użytkownicy Kinomaniaka i pokrewnych serwisów nie mieli oporów przed wykupieniem konta premium.
A zatem jest rynek, są klienci, są pieniądze. Brakuje jedynie legalnie działającej firmy, która byłaby w stanie dostarczyć atrakcyjny produkt. Przypuszczam, że gdyby oferta Netfliksa była dostępna w Polsce bez zbędnego kombinowania, to naruszające prawa autorskie serwisy cieszyłyby się znacznie mniejszą popularnością.
Mimo wszystko nie będę ronił łez nad Kinomaniakiem czy jego klonami. Mam nadzieję, że z czasem będzie ich coraz mniej (na razie nic na to nie wskazuje - mnożą się jak króliki), a Kinomaniak nie doczeka reaktywacji. Bo jakkolwiek próbowalibyśmy go bronić, nie zaprzeczymy faktom - serwis sprzedaje coś, co nie należy do niego. A to nie jest uczciwe.