Kryzys gier komediowych. Czy gracze nie mają poczucia humoru?
W repertuarach kin każdego miesiąca jest mnóstwo filmów komediowych. A co z grami? Dlaczego takich, przy których można się pośmiać, wychodzi tak niewiele?
20.11.2012 | aktual.: 13.01.2022 13:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W repertuarach kin każdego miesiąca jest mnóstwo filmów komediowych. A co z grami? Dlaczego takich, przy których można się pośmiać, wychodzi tak niewiele?
Historia wirtualnego humoru
Gdy ktoś narzeka, że gry kiedyś były lepsze, przeważnie się nie zgadzam. Ale jeśli chodzi o tytuły, które próbowały nas rozbawić, faktycznie starsze produkcje mają o wiele więcej do zaoferowania. Duża w tym zasługa przygodówek, gatunku dziś mniej popularnego. Ale przecież da się też rozśmieszyć strzelaniną, RPG-iem czy strategią, prawda? No właśnie... Czy aby na pewno?
[solr id="gadzetomania-pl-327630" excerpt="1" image="1" words="20" _url="http://gadzetomania.pl/4459,fangame-czyli-najwyzsza-forma-komplementu-dla-tworcy-gier" _mphoto="hze-327630-223x168-png-bb821af8f.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]4680[/block]
Stare przygodówki to choćby rewelacyjna seria The Monkey Island, pełna absurdalnych wydarzeń i nieprawdopodobnych wymian zdań. To tacy bohaterowie jak Sam i Max, najśmieszniejsi detektywi w historii... wszystkiego (nie tak dawno doczekali się odświeżonej wersji - też warto zagrać!). To podrywacz Larry - może i nieco obleśny, ale nie dało się go nie lubić. Polacy też potrafili rozśmieszyć - choćby rewelacyjnym Księciem i Tchórzem według scenariusza Jacka Piekary czy Teenagentem.
Oj, było tego dużo. I choć nie prowadziłem statystyk, to zaryzykuję stwierdzenie, że ponad połowa starych dwuwymiarowych przygodówek point'n'click to były rzeczy śmieszne.
Ten gatunek nadawał się do tego idealnie, bo eksponował fabułę i dialogi. Przed erą jego wielkiej popularności... cóż, gry też bywały zabawne, ale z innych powodów. Choćby dlatego, że grafika daleka była od fotorealizmu, więc często decydowano się na jakąś formę kreskówkowej karykatury. Dla mnie to za mało. A w każdym razie - nie wystarczy.
Śmieszne podgatunki
Oczywiście wiele współczesnych gier ma w sobie elementy humoru. Trzeba też pamiętać, że ten bywa przeróżny. Każda z odsłon słynnego symulatora gangsterskiego życia z serii Grand Theft Auto może zostać uznana za częściowo komediową. Humor bywa bardziej dyskretny, niedosłowny, czasami wręcz wymagający od odbiorcy pewnej wiedzy, bo sporo tam nawiązań do popkultury. Ale jest też dla niektórych zbyt wulgarny.
O tym, że firma Rockstar wciąż będzie próbowała puszczać oko do graczy, mogliśmy się przekonać już po pierwszym zwiastunie Grand Theft Auto V, w którym na jednym z billboardów pokazano, jak pewna firma budowlana zachęca do korzystania ze swoich usług. Nazywa się STD Constructions, a jej hasło reklamowe brzmi: Mile High Club. Wiedzieliście, że STD to angielskie określenie na choroby weneryczne, a wspomniane hasło nawiązuje do par, które lubią oddawać się miłosnym uciechom w samolocie? Poprzednie części Grand Theft Auto bywały pod względem humoru jeszcze bardziej niegrzeczne.
Seria gier fabularnych o świecie po apokalipsie, czyli Fallout, atakowała humorem czarniejszym. Strategie Command & Conquer prowokowały do uniesienia brwi z powodu przesadnie nadętych filmików. Grając w Wiedźmina 2, zdarzyło mi się kilka razy zaśmiać, pewnie. Na dobrą sprawę seria The Sims też jakaś ultrapoważna przecież nie jest.
Ja jednak szukam gier, które na śmiech stawiają przede wszystkim. I widzę, że z roku na rok jest ich coraz mniej.
Legendy wiecznie żywe
Z nowszych tytułów, które z pewnością nie są przygodówkami, na pewno oczarował mnie Overlord - mieszanka akcji i strategii. To parodia fantasy - wcielaliśmy się w przerysowanego mrocznego władcę, walczyliśmy choćby z elfami ekologami. Na szczęście do zabawnego scenariusza udało się doszyć sensowną rozgrywkę.
Dobrze bawiłem się też z Brutal Legend. Głos bohatera, technicznego heavymetalowych zespołów imieniem Eddie, podkładał Jack Black. Ed nieco przypadkiem trafia do świata, który wygląda jak ożywione i zmiksowane okładki płyt ostrzejszych kapel sprzed dwudziestu i więcej lat. Dzieją się tam rzeczy niezwykłe, często mocno śmieszne, a i Ed niezłym dowcipem sypnie, choć nie każdemu taki humor przypadnie do gustu, bo dżentelmenem w typie Jamesa Bonda to on zdecydowanie nie jest.
Ostatnią grą, która naprawdę mnie rozbawiła, był DeathSpank. To fajny diabloklonik, którego bohater uważa się za największego bohatera i niszczyciela zła.
I wiecie, co właśnie sobie uświadomiłem? Nad DeathSpankiem pracował Ron Gilbert, autor starych, kultowych przygodówek. Nad Brutal Legend pracował Tim Schafer, autor starych, kultowych przygodówek. Nad Overlordem pracowała... nie, nie autorka starych, kultowych przygodówek, ale blisko - za scenariusz odpowiadała Rihanna Pratchett, córka niejakiego Terry'ego. Dziwna sprawa. Może gier komediowych jest tak mało, bo branża cierpi na brak dobrych scenarzystów?
[solr id="gadzetomania-pl-315316" excerpt="1" image="1" words="20" _url="http://gadzetomania.pl/4514,zaklady-swiata-gier-jak-zapuscic-dredy-przez-playstation-i-nie-wygrac-whisky-przez-wiedzmina" _mphoto="001-zaklady-scr-315316-2-771c9fc.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]4681[/block]
No i dlaczego jeśli już się z czegoś śmieją, to wybierają fantastykę? Bardzo jestem ciekaw, jak na język gier zostałby przełożony filmowy gatunek zwany komedią romantyczną.