Maszyny, które chciały walczyć o dobro ludzkości. Do ostatniego żywego człowieka
05.07.2013 13:00, aktual.: 13.01.2022 11:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Z maszynami nie ma żartów. Zostawione bez nadzoru potrafią sprawić swoim twórcom wiele problemów: zyskują samoświadomość, zaczynają się replikować albo – w najlepszym wypadku – kombinują, jak przejąć władzę nad światem. Poznajcie filmowe maszyny, które chciały zniszczyć ludzkość. A na dodatek niektóre robiły to z najlepszymi intencjami.
Colossus
Z maszynami nie ma żartów. Zostawione bez nadzoru potrafią sprawić swoim twórcom wiele problemów: zyskują samoświadomość, zaczynają się replikować albo – w najlepszym wypadku – kombinują, jak przejąć władzę nad światem. Poznajcie filmowe maszyny, które chciały zniszczyć ludzkość. A na dodatek niektóre robiły to z najlepszymi intencjami.
W cieniu powszechnie znanych „Gier wojennych”, które jak przystało na kultowy film, doczekały się kilka lat temu absolutnie niestrawnego remake’u, znajduje się doskonały film, poruszający podobne zagadnienie. Jest nim „Projekt Forbina” z 1970 roku (prace nad remakiem trwają…).
Extended Clip - The Day the Earth Stood Still
Ponieważ jak wiadomo, Amerykanie nie podpisali protokołu z Kioto, więc poza dobrym słowem Klaatu miał dla nich zachętę w postaci robota o nazwie GORT. GORT był błyszczący, miał sylwetkę atlety i wzrost solidnego biurowca, a na dodatek był niezniszczalny.
Jakby tego było mało, mógł zmienić się w chmurę kosmicznej szarańczy, przy której wszystkie plagi egipskie były jedynie niewinną zabawą. W gruncie rzeczy trudno jednak mieć GORT-owi cokolwiek za złe – to jedynie tępe narzędzie, robiące po prostu to, do czego zostało stworzone.
Skynet
Przyznam, że początkowo chciałem zrobić hipsterskie zestawienie z pominięciem Skynetu, który stał się niesłychanie mainstreamowy. Rozsądek wziął jednak górę – symbolu nadciągającej robokalipsy zabraknąć tu po prostu nie może.
O Skynecie zostało już napisane chyba wszystko – że zbudowała go firma Cyberdyne, że 4 sierpnia 1997 roku został uruchomiony i że pod koniec tego samego miesiąca zyskał samoświadomość i zbombardował Rosję. Typowe.
Postępowanie Skynetu skłania mnie jednak do zastanowienia nad logiką postępowania jego i innych samoświadomych maszyn. Czekam i nie mogę się doczekać na film, w którym ktoś podejmie wątek, dlaczego obdarzonej świadomością maszynie fakt istnienia lub zagłady nie mógłby być całkowicie obojętny. Bo Skynet jak walczył o przetrwanie, tak walczyć będzie – w 2015 roku premiera Terminatora 5. Z Arnoldem!
WOPR
Czasy zimnej wojny to epoka, w której zagłada świata była prawdopodobna jak nigdy wcześniej. Tysiące głowic jądrowych mogło wielokrotnie zniszczyć życie na Ziemi, a wizję totalnej zagłady podsycała od lat 50. doktryna zmasowanego odwetu.
That scene from War Games
W takich warunkach przedstawione w „Grach wojennych” włamywanie do komputera o nazwie WOPR, nadzorującego amerykański arsenał nuklearny, jest średnio rozsądnym pomysłem. Jeszcze gorszym jest proponowanie mu gry w światowy konflikt nuklearny, no ale czego można spodziewać się po nastolatku bezczelnie hakującym aparaty telefoniczne?
Dalszy ciąg jest łatwy do przewidzenia. WOPR umieszczony w schronie pod górą Cheyenne zaczyna grać na poważnie, a wojskowi robią zatroskane miny świadczące o tym, że nie mają pojęcia, co zrobić z maszyną, która w dobrej wierze planuje zagładę ludzkości.
HAL 9000
Jednym z najbardziej znanych symboli wrednej maszyny stało się czerwone oko kamery, którym spogląda na świat powołany do życia przez Arthura C. Clarke’a i sfilmowany przez Stanleya Kubricka w „2001: Odyseja kosmiczna” HAL 9000.
2001 A Space Odyssey - Just The HAL 9000
Komputer, który – jeśli wierzyć filmom – został uruchomiony jeszcze w 1997 roku, co prawda nie zagraża całej ludzkości, ale całkiem nieźle radzi sobie z załogą pewnego statku kosmicznego. Choć – o czym dowiadujemy się znacznie później – intencje ma czyste, a i altruizm nie jest mu obcy.
Warto przy tym zwrócić uwagę na nazwę sprzętu – HAL, po przesunięciu każdej z liter o jedną w górę alfabetu, daje nazwę IBM.
VIKI
Gdy Will Smith reklamuje w przyszłości conversy z 2004 roku, to wiedz, że coś się dzieje. Fabuła filmu „Ja, robot” przenosi nas do świata, w którym humanoidalne roboty stały się powszechnym sprzętem AGD. Sprzęt ten posprząta, wyniesie śmieci i wyprowadzi psy na spacer. I jeszcze grzecznie się ukłoni.
I, Robot (Trailer 2004)
Jak to zwykle bywa, otaczanie się maszynami bardziej rozgarniętymi od tostera nie jest najlepszym pomysłem, bo nie dość, że jest ich dużo, to na dodatek gdy nikt nie patrzy, knują, jak by przejąć władzę. A przynajmniej takie zamiary ma pewien superkomputer. Albo – ulegając coraz powszechniejszej modzie na żeńskie końcówki – superkomputerka o nazwie VIKI.
Rzecz jasna amerykańscy scenarzyści filmu, odwołując się do opowiadania Isaaca Asimowa, zrobili z sensownego oryginału urągającą naszym neuronom papkę, z której wyłania się banalny wniosek, że największym zagrożeniem dla ludzkości jest sama ludzkość.