Modułowe smartfony i zegarki. Zrób to sam? Nie, dziękuję
Pełna dowolność w dobieraniu podzespołów brzmi super. Tylko czy my naprawdę wiemy, czego potrzebujemy?
10.07.2014 00:52
Lubicie jeść w restauracjach, w których samemu nakłada się jedzenie? Ja nie. Już nie chodzi o to, że jestem żarłokiem i chwytam wszystko, co jest, bez opamiętania. Po prostu jestem... niezdecydowany, a co za tym idzie chaotyczny. Dobieram produkty, które do siebie nie pasują, czasami biorę wszystkiego za dużo i zostawiam.
Mówiąc w skrócie, lubię mieć wszystko podane na talerzu. Pod nosem. Skąd mam wiedzieć, ile zjem? Jak dużą porcję sobie nałożyć? Niech odpowiadają za to fachowcy – za to im płacę! Oni przecież powinni wiedzieć – przynajmniej teoretycznie, nie mówimy o sytuacjach, w których chcą nieco oszukać – ile mi potrzeba, żebym był zadowolony.
Ten nieco kulinarny wstęp wcale nie jest nietrafionym porównaniem. Otóż niebawem może zawładnąć nami moda na gadżety, które sami będziemy konstruować. Smartfony i inteligentne zegarki jak klocki LEGO. Ba, nie tylko podręczne, przenośne sprzęty – w planach są też modułowe pecety.
Project Ara i inne - nadchodzą modułowe gadżety
Konstrukcja Project Christine daje możliwość pełnej personalizacji oraz łatwość obsługi w stylu plug- and-play, eliminując tym samym konieczność wymiany całych jednostek centralnych. Moduły PCI- Espress mogą być dodawane w dowolnej konfiguracji, wliczając w to poczwórne SLI, wiele dysków SSD, łączenie dysków RAID, I/O czy nawet zasilaczy.
Na początku taka idea mnie zachwyciła. Wszystko jest przecież bajecznie proste, a w przypadku smartfonów czy inteligentnych zegarków – logiczne i wygodne. Po co mi na spotkaniu biznesowym masa funkcji, których nie potrzebuję?
Albo odwrotnie. Podczas jazdy na rowerze nie muszę mieć kalendarza albo Facebooka – interesuje mnie jedynie licznik przejechanych kilometrów i spalonych kalorii, a do tego GPS. Pyk, odłączam „klocek” odpowiedzialny za daną funkcję i w danej chwili jej nie mam. Pod ręką jest za to coś, co mi się przydaje.
Rozbudowa o potrzebne nam funkcje będzie możliwa za pomocą ogniw, tworzących bransoletę zegarka – możemy np. zmontować całą bransoletę z modułów zawierających dodatkowe akumulatory. Albo dodać moduł RFID, pulsometr, wskaźnik natlenienia krwi, kartę SIM, moduł pogodowy, kamerę z mikrofonem albo cokolwiek innego, przewidzianego przez producentów sprzętu.
Co jest więc nie tak? Gdy czytałem tekst Łukasza o Block, przypomniała mi się wizyta w restauracji, o której wspominałem na początku. I wyobraziłem siebie, mającego tego typu zegarek, przed wyjściem z domu.
Analiza, co mi się przyda. Idę na spacer, później spotkam się z kimś, następnie wrócę, przebiorę się i pójdę biegać. Ustawiam więc wszystkie te bloczki przed sobą, jak starszy człowiek leki, które musi wziąć w ciągu dnia.
Prawda, że to absurd?
Owszem, pomysł, bym sam o wszystkim decydował, w teorii jest fajny. Ale skąd mam wiedzieć, co mnie spotka w ciągu dnia? Może wyskoczy mi niespodziewana wizyta? Albo po prostu przytrafi się sytuacja, w której potrzebował będę danej funkcji, ale akurat nie będę miał jej pod ręką. Bo tego nie zaplanowałem lub po prostu o czymś zapomniałem. Zdarza się, prawda?
Modułowe gadżety - powrót do przeszłości
Mam wrażenie, że modułowe gadżety trochę nas cofają. Pewnie, dają nam swobodę, ale jednocześnie nas ograniczają. Musimy dostosować się do danej sytuacji. Dokładnie wszystko zaplanować.
A przecież po to wydajemy grube pieniądze na gadżety – żeby ułatwiały nam życie. Niech twórcy wiedzą, czego nam potrzeba. Niech domyślnie dodają funkcje, z których chcemy (a czasami musimy) korzystać. To jest ich robota, nie moja!
Pełna dowolność fajna jest tylko na papierze. W teorii. W praktyce potrzebujemy sprzętów niezawodnych, gotowych na wszystko. I jeśli miałbym zabawić się w przewidywanie przyszłości, to stawiam na to, że modułowe sprzęty się nie przyjmą.
Za dużo w tym grzebania, to strata cennego czasu. Spieszymy się rano, szykujemy do wyjścia do pracy lub szkoły, przez modułowe gadżety dochodzi nam kolejny obowiązek: dobrać odpowiednie "klocki".
Może to kwestia tego, że staliśmy się leniwi (ja na pewno), „wygodniccy”, bezgranicznie ufamy technologii. Ale czy to coś złego? Czy to źle, że wolę kupić gotowy, porządny sprzęt niż bawić się w układanie go samemu?
Bliżej mi do idei Steam Machines – wszystko za mnie. Stawiam na wygodę, a nie na planowanie. Nie mam na to czasu. Zresztą ochoty też nie. Niech inni robią to za mnie. Za to im płacę.