Moja droga krzyżowa, czyli Przemek zmienia dostawcę Netu
20.07.2010 12:36, aktual.: 15.01.2022 14:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Internet szybki, jak dentystyczne wiertło? W Polsce? Spokojnie, to tylko reklama! Rzeczywistość nie jest aż tak sensacyjna. Ciesz się, gdy ci w ogóle sieć podłączą!
Internet szybki, jak dentystyczne wiertło? W Polsce? Spokojnie, to tylko reklama! Rzeczywistość nie jest aż tak sensacyjna. Ciesz się, gdy ci w ogóle sieć podłączą!
Stacja zerowa: Sferia
Kilka lat temu przeprowadziłem się w do nowego mieszkania. Pierwszym, co zrobiłem było założenie internetu. Na skutek dość skomplikowanej sytuacji architektonicznej nie byłem w stanie puścić normalnego łącza stacjonarnego, wybrałem więc radiówkę. Zdecydowałem się na usługi Telefonii Nomadycznej Sferia. Co więcej: w swej nieskończonej głupocie podpisałem z nimi umowę na trzy lata.
Już po miesiącu miałem ich dość. Firma działała jak typowa radiówka, tzn. sieć miała w zwyczaju padać w tej samej chwili, gdy występowały opady atmosferyczne. Do tego gnębiły ją ciągłe disconecty (zaobserwowany rekord: 3 pady na minutę). W ich wypadku nie wystarczyło zwyczajnie kazać się łączu jeszcze raz połączyć, tylko trzeba było odpiąć modem od USB, zresetować go i podpiąć ponownie. Pomoc techniczna nie widziała problemów.
W czerwcu tego roku życie zmusiło mnie do ponownej przeprowadzki. W nowym mieszkaniu wszystko miało być gorsze, a jednak były dwie zalety. Pierwszą był dużo niższy czynsz, drugą: możliwość swobodnego wiercenia w ścianach i puszczania kabli. Ucieszyło mnie to niezmiernie! Po pięciu latach studenckiej tułaczki i trzech męczenia się z radiówką wreszcie będę miał normalny internet!
Stacja pierwsza: Przemek dzwoni do telesprzedawcy!
Moja przygoda z Internetem zaczęła się jeszcze w erze modemów, jestem więc doświadczonym userem i zdaje sobie sprawę z kilku, podstawowych prawd. Tak więc: w telesprzedaży pracują sami orkowie, monterzy zawsze się spóźniają, a nic nigdy nie działa normalnie.
Tak więc na zamówieni netu wybrałem sobie dzień 15 czerwca, na dwa tygodnie od planowanej przeprowadzki. Zadzwoniłem i zażądałem łącza takiego jak z reklam, czyli 20 MB/s i do tego routera. Miła pani z drugiej strony słuchawki stwierdziła, że nie wiadomo, czy będę mógł mieć takie coś. Do mojego nowego mieszkania można podłączyć się tylko po łączu Telekomunikacji, z tymi jest różnie, najpierw będę musiał mieć zbadane parametry łącza. Poprosiła mnie o moje namiary, które grzecznie podałem i obiecała, że oddzwoni jutro, by poinformować mnie, jak potężny internet mogę mieć.
Oczywiście nie oddzwoniła. Widać w Netii prowizje za klientów indywidualnych nie są zbyt interesujące.
Uznałem, że zatrzymały ją jakieś bardzo ważne sprawy techniczne, dałem więc jej czas do pojutrze i popojutrze. Później był weekend. Tym sposobem straciłem 5 dni.
Stacja druga: Przemek ponownie dzwoni do telesprzedawcy!
Tym razem trafiam na faceta. Mówię mu, że się przeprowadzam, śpieszę, a internet jest mi koniecznie potrzebny do pracy. Zostaję sprawnie obsłużony (oczywiście nie daje się uniknąć obsuwy, jednak wynika ona z mojej winy). Od ręki mierzy mi siłę łącza. Nie mogę mieć 20 MB/s. Muszę się zadowolić sześcioma. Też dobrze. Dogadujemy się. Facet wysyła mi umowę. Na wypadek jakichś problemów wymieniamy się mailami.
Stacja trzecia: Przychodzi umowa.
Przychodzi umowa. Osoba, która jest właścicielem łącza podpisuje ją. Wszystko toczy się gładko. Nic nie zapowiada nadchodzącego zła.
Stacja czwarta: Przemek się przeprowadza…
…do mieszkania w którym nie ma netu. Umowa przyszła gdzieś tak pod koniec czerwca (nie było mnie przy tym), została zarejestrowana przez Netię 5 lipca (a przynajmniej tego dnia dostałem od nich potwierdzenie informacji SMS-em). Już mamy sporą obsuwę. Nie mogę pracować, bo nie mam jak wysłać efektów swojej pracy do klientów.
Stacja piąta: Przemek pożycza iPlusa (i laptop):
Laptop jest mi potrzebny, bo iPlus stanowczo odmówił jakiejkolwiek znajomości z moim komputerem. Praca na iPlusie i tym akurat sprzęcie okazuje się być wyzwaniem i głęboką nieprzyjemnością. Raz, że iPlus to nie żadna potęga. Wejście na Gmail jest dla niego wyzwaniem. Dwa, że mieszkanie ma grube, betonowe ściany, które tłumią sygnał. Trzy, że na tym komputerze zainstalowano IE 7, cztery, że chyba nigdy nie był czyszczony. Po pierwszym dniu pracy mam ochotę się popłakać. Drugiego: podejmuję Program Naprawczy (tzn. instaluje Avast + Crap Cleaner + Zone Alarm + Google Chrome, wyłączam też wczytywanie obrazków na stronach), po którym udaje nam się jakoś dojść do porozumienia. Niestety przy okazji zabijam też chyba większość transferu.
Stacja szósta: czekam na net
Stacja siódma: nadal czekam
Stacja ósma: Przemek przeżywa pierwsze upokorzenie:
Nie wiem czy wiecie, ale 27 lipca wychodzi Starcraft II. Generalnie dziś gram już niewiele, głównie zresztą w tzw. Kolekcję Klasyki. W Starcraft II chętnie bym sobie pograł, zwłaszcza, że młóciłem ostro w jedynkę jeszcze w liceum. Zresztą, młóciłem ostro we wszystkie gry Blizzard oprócz WoW-a. Tak więc ze Starcrafta jeszcze w 2007 roku uczyniłem datę graniczną zakupu naprawdę mocnego komputera. W chwili gdy zamawiałem internet składałem sobie konfigurację nowego sprzętu.
Ostatecznie urządzenie, ma masę przycisków, wiatraczek, który szumi kojąco, jak muskane delikatnym wietrzykiem lasy Białowieży, jest czarne, jakieś 4-5 razy niższe od mojej kobiety i można z nim robić rzeczy 8-10 razy fajniejsze.
Zaniosłem go na strych, gdzie czeka na lepsze czasy. Serio.
Czy zastanawialiście się, co dziś można zrobić z komputerem, który nie ma internetu? Otóż: wynieść na strych to jedyna, rozsądna opcja. Typowe zastosowanie zbędnego sprzętu elektronicznego, to jest sprzedanie na Allegro nie wchodzi bowiem w grę, gdyż do tego trzeba mieć siec. Przypomnimy: to jest dziewiczy komputer, na którym jest tylko Windows i sterowniki. Nie ma edytora tekstu (więc nie mogę pracować), nie ma zainstalowanej biblioteki kodeków (więc nie da się na nim oglądać filmów), nie ma na nim też Winampa / Fubara (więc nie da się słuchać muzyki). Nowe gry nie chodzą, bo w 90% przypadków mają te wredne zabezpieczenia wymagające połączenia z serwerem… Stare działają na starym, więc nie ma sensu ich przeinstalowywać. Połowę z tych rzeczy, żeby je zainstalować trzeba ściągać z netu.
W dawnych czasach, kiedy nie było tylu serwisów z freeware oczywiście sprawy rozwiązywało się inaczej. Człowiek zawieszał na Gadu-Gadu opis „Kto ma instalkę Open Office”, lub szedł do szkolnego komputerowca. Zresztą, zwykle nie było to potrzebne. Każdy kupował jakieś gazety, które na płytkach dodawały nowe wersje najpotrzebniejszych programów i życie się toczyło.
Dziś, człowiek nie chodzi już do szkoły, siedzi w nowym mieście, gdzie nikogo nie zna, a programów na płytkach się nie gromadzi, bo wszystko można ściągnąć z netu… A tego nie mam. ZGROZA! BÓL! CIERPIENIE!
Stacja dziewiąta: Przemek pisze (grzecznego) maila do Faceta z Teleprzedaży
By dowiedzieć się, ile jeszcze będę czekać. Nie otrzymuję odpowiedzi na mail. Nie wiem: zostałem zignorowany? Mail zginął po drodze?
Stacja dziesiąta: Przemek rozmawia (umiarkowanie niegrzecznie) z biurem obsługi:
Jak się okazuje: Netia próbowała podłączyć mi Net. Po drodze wyszło na jaw, że łącze nie jest w stanie obsłużyć 6 MB/s tylko 1 MB/s, bo budynek jest daleko od centralki. Jako, że nie spełnia to warunków umowy nie mogą mi założyć netu dopóki ta nie zostanie renegocjowana.
- Czy nie powinienem zostać o tym poinformowany? – pytam się więc.
Stacja jedenasta: Przemek próbuje znaleźć alternatywnego dostawcęNajpierw poszedłem do najbliższego sklepu komputerowego dowiedzieć się, czy nie ma tu jakiejś dobrej radiówki. Oczywiście nie było. Z mojego doświadczenia wynika zresztą, że nie ma czegoś takiego, jak dobry internet radiowy, jednak miałem nadzieję, że uda mi się znaleźć jakiś umiarkowanie zły. Usłyszałem trochę plotek, od których zjeżył mi się włos na głowie i uznałem, że jednak zostanę przy łączu stacjonarnym.Stacja dwunasta: Desperacja
Tak, oczywiście. Jestem dość mobilnym człowiekiem, za dwa lata będę mieszkał gdzieś indziej, a właściciel mieszkania będzie bulił za telefon dwa razy tyle, co dziś. Spadaj babo na drzewo!
Ale mogę zrobić też tak: wziąć telefon na siebie, płacić 30 złotych za utrzymanie łącza. Razem z abonamentem za Neostradę otrzymuję rachunek 3 razy większy, niż Netii. A wydajność?
- Jaką pan chce – odpowiada mi starsza pani. – Nawet 20 MB/s.
- To niech będzie 20 MB/s.
- To na jaki adres wysłać umowę?
- Chwilka, a pomiar parametrów technicznych łącza?
Po namowach w końcu otrzymałem wyniki pomiarów. Było to 6MB/s jak w Netii. Przy czym pani zastrzegała się, że faktyczne możliwości poznane zostaną dopiero w terenie. Czyli ponownie okaże się, że centralka jest za daleko i możliwy jest tylko 1 MB/s. Za to z większym rachunkiem.
Wracamy więc do Netii. Netia musi teraz pozmieniać coś w papierach, co zajmie jej około tygodnia. Potem wróci do realizacji mojego zamówienia. Oczywiście: silnego internetu już nie będę miał. Tym bardziej, że współlokatorowi, od którego pożyczyłem iPlusa i laptop obiecałem w zamian, że kupię router. Do tego dochodzą jeszcze problemy z biodegradacją łącza i inne nieprzyjemne zjawiska.
Co więcej: nie ma też szans, bym w przyszłości miał silniejsze łącze. Na dużą odległość od centralki nie da się nic poradzić. Tepsa w takich sytuacjach rozkłada ręce. Pewnie za dwa – trzy lata znów się przeprowadzę. Może w nowym miejscu wreszcie będę mógł mieć normalny Internet?