Nagrywał pijących nad Wisłą, skasowali mu filmy na YouTube. Samozwańczy szeryf kontra internetowy samosąd: to skończy się źle?
Wróg publiczny numer jeden? W ostatnich dniach odpowiedź brzmi wyłącznie tak: Paweł Bosky. Teraz Internet się mści, ale można obawiać się, że na donosach na YouTube się nie skończy.
27.02.2015 08:11
Kim jest Paweł Bosky?
Mężczyzna już od jakiegoś czasu nagrywa osoby, które spożywają alkohol w miejscach publicznych. Następnie wzywa policję lub straż miejską i czeka na interwencję. Nagrania później lądują w Sieci.
Miarka się przebrała? Choć o samozwańczym stróżu prawa głośno jest od jakiegoś czasu, dopiero teraz “Internet” wziął się za niego na poważnie.
Kanał na YouTube i Dailymotion - zablokowane. To efekt licznych zgłoszeń. Tak autor nagrań mówi o sprawie w rozmowie z Wyborczą:
Rzekomo publikowane przeze mnie filmy zawierały treści niezgodne z regulaminem. Dziwię się, bo przecież to nie są filmy z wczoraj, one były na serwisach już długo.
Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie - chciałoby się rzec. Bo Paweł Bosky “ginie” w Internecie od własnej broni. Donosicielstwa i zbyt drobiazgowego podejścia do prawa. YouTube nie sprawdza, tylko automatycznie wstrzymuje konto, nie czekając na wytłumaczenia. Na wszelki wypadek.
Sam nie mogę jednoznacznie ocenić działalności warszawiaka. Z jednej strony - absurdalna, niepotrzebna. Szkodliwość czynu jest niewielka, większości raczej nie przeszkadza ktoś pijący piwo na świeżym powietrzu, dopóki nie śmieci i nie awanturuje się. Czyli "ofiary" są niegroźne.
Z drugiej strony - twarde prawo, ale prawo. Skoro jest, należałoby go przestrzegać. I nie dziwić się, że ktoś zwraca na to uwagę.
W związku z tym czy należałoby obwiniać autora nagrań czy może głupie prawo, przez które pijący na ławce w parku lub plaży są karani?
Tymczasem Internet bije posłańca. Cała energia zainteresowanych skupiła się na tym, żeby uprzykrzyć życie człowiekowi z kamerą, który namierza ludzi i złośliwie na nich donosi.
Oko za oko, ząb za ząb? Chyba czasy tej metody już dawno minęły.
O ile przymknąć można oko na blokowanie kanałów na YouTube - bo to nawet skuteczny trolling - tak niektórzy idą już o krok dalej. A właściwie: o krok za daleko.
Internetowy samosąd
W Sieci już pojawiły się zdjęcia sprzed bloku, w którym mieszka twórca. Owszem, trochę na własne życzenie, bo sam Bosky ze swoimi danymi osobowymi specjalnie się nie krył. Ale nawet gdyby, to pewnie namierzenie go nie byłoby problemem.
Na tym sprawa się nie kończy. Niektórzy wykopowicze wrzucali screeny z pizzerii, gdzie zamawiali duże ilości pizzy na jego adres. Ot, po to, żeby pizzeria dzwoniła na jego numer (też jest w Internecie) i upewniała się, czy to na pewno on. O 3:30 w nocy. Ubaw po pachy.
Przy okazji cierpią inni, niezainteresowani i niezwiązani ze sprawą. O to chodzi?
Doszło nawet do tego, że Paweł Bosky oskarżany jest o… podpalenie mostu Łazienkowskiego.
Wg informacji w materiale:
- Pierwszy wezwał strażaków
- Niby coś widział, dwóch mężczyzn, znosili jakieś gałęzie i oczywiście "pili alkohol"
- Łazi wszędzie z kamerą nagrywając każde pierdnięcia ale jakimś cudem owych podpalaczy których widział, nawet z daleka nie nagrał?
- Był w kontakcie z kolegą, co łazi po drugiej stronie Wisły? WTF?
- Opis na yt tez taki hmm zastanawiający
Oczywiście na Wykopie podkreśla się, że to tylko hipoteza, ale nie brakuje komentarzy, że "on jest do tego zdolny". Oskarżenia przychodzą bardzo łatwo.
Niedługo się okaże, że Bosky strzelał do Ukrainców na Majdanie, wrzucał sfałszowane głosy do skrzynek wyborczych, przeszkadzał w pracach PKW i to przez niego Legia została wyeliminowana z walki o Ligę Mistrzów. Co złego, to ja - może mówić Bosky. Bo tak uznał Internet.
W międzyczasie pojawiają się jeszcze hipotezy, że musiał zmienić nazwisko, bo być może “jego wlasna rodzina sie go wstydzila i zostal wydziedziczony”.
To są okropne metody. Samosąd, niszczenie komuś życia. I o ile mogę zrozumieć, że sam Bosky nie jest bez winy i faktycznie jego działania mogą budzić niesmak, tak to, co dzieje się w Sieci, też nie jest dobre.
Internet znalazł sobie wroga i uderza w niego bez patrzenia. I już nie chodzi tutaj o głupi przepis, z którym trzeba walczyć, tylko o zwykłą zabawę. Bo znaleziono winnego i można cudzym kosztem się zabawić. Przykre i smutne.
A przecież możemy sobie wyobrazić gorszy scenariusz. Ktoś zechce być bohaterem Internetu i zrealizuje pogróżki, które wypisywane są w komentarzach. Bo tego chciał lud. Granicę łatwo przekroczyć.
Obawiam się, że prędzej czy później dojdzie do prawdziwego internetowego samosądu - kiedy to Internet wyda wyrok, który ktoś, zainspirowany opiniami, wykona.
Nie chodzi już o to, czy ktoś zgadza się z tym, co robi Paweł Bosky, czy nie. Ważne są jednak zasady, których trzeba przestrzegać. Niestety, często się o tym zapomina.
Szkoda, bo całą tę internetową aferę można byłoby wykorzystać w pożyteczny sposób. W dyskusji, czy przepis jest potrzebny i czy należy karać pijących na świeżym powietrzu. Tymczasem mamy do czynienia z internetowym sądem i z internetowymi wyrokami, których podstawą jest stwierdzenie "wydaje mi się, że...". A to kiedyś może skończyć się źle.