Najgorsze polskie gry, czyli rzecz o porażkach i niskich budżetach
Polska branża gier wideo rozwija się w błyskawicznie. Mamy coraz więcej dobrych i uznanych gier, coraz więcej świetnych producentów i coraz bardziej wymagających odbiorców. Jednak oprócz chlubnych tytułów, z których Polskę zna cały świat, zdarzyło nam się stworzyć co najmniej kilkanaście niesławnych produkcji, o których czasami lepiej byłoby nie usłyszeć…
12.11.2013 | aktual.: 13.01.2022 10:14
WTF Games: Maluch Racer #1
Kultowy samochód związany z naszą historią i gospodarką doczekał się znacznie mniej kultowej produkcji. Maluch Racer żerował na „polskości” podobnie jak znane z Amigi Franko. Czasy były jednak już inne, konkurencja lepsza i znacznie bardziej dostępna, więc niedziwne, że gra nie zyskała uznania w oczach krytyki. Ale… sprzedawała się naprawdę dobrze jak na produkt tej kategorii, co zapewniło sporo sequeli i mimo wszystko oddane grono fanów.
Po prostu maluchami jeździło się wielu graczom przyjemnie pomimo bardzo kiepskiej grafiki, nieciekawej fizyki i niewielkiego doboru tras oraz samochodów. Ja jeździłem troszeczkę innym maluchem w Gran Turismo, jednak Maluch Racer, jakkolwiek słaby był, pokazał, że odpowiedni dobór produktu do regionu może poskutkować niezłą sprzedażą. I przecierać szlaki ambitniejszym produkcjom.
Najgorsze Gry Wszechczasów - Detektyw Rutkowski Is Back (Odcinek 12)
A dokładniej - Detektyw Rutkowski - Is back!, znane także jako Agent 008. Nasz James Bond robił karierę nie tylko na łamach prasy, Pudelka czy literatury klozetowej. Telewizja również nie wystarczała jego potężnym zapędom i tak oto detektyw Rutkowski zaatakował monitory oraz telewizory produkcją o detektywie Rutkowskim.
To mogła być dobra parodia znanych składanek – wrogowie, widocznie wystraszeni sławą detektywa, rzadko do niego strzelają. Ściany upadają pod naporem jego profesjonalizmu. Rutkowski biega na oko 5 razy szybciej od innych istot tego świata. Morduje wrogów ciosami zadawanymi od tyłu w ramię. Fabuła jest głupia i niepoważna. Niestety, słabe sterowanie, obrzydliwa grafika i nieciekawe rozwiązania grzebią potencjał tego pięknego dziwu, będącego zapewne krytyką gier takich jak Tenchu czy Splinter Cell. Strasznie głupia gra z okładką, która straszy człowieka.
Kioskowe gry City Interactive
City Interactive miało ciekawy plan biznesowy: ilość, a nie jakość. Przez lata się sprawdzał, aż firma wreszcie zainwestowała pieniądze oraz czas w produkcję Snipera, który okazał się niezłym sukcesem. Dlatego przy każdej produkcji tego typu warto pamiętać, że nie tworzyli jej troglodyci ani kompletne beztalencia, tylko że po prostu taki był plan. W końcu gry to biznes, prawda?
I tak City Interactive zalewało przez lata Polskę słabymi FPS-ami – swojej produkcji i obcej, lokalizowanymi i produkowanymi tutaj. Część z nich, podobnie jak Maluch Racer, przecierała pewne szlaki i była nawet nieźle oceniania, jak Mortyr, ale zachodnia i wschodnia konkurencja swoje zrobiły. Bo tak naprawdę każda z kioskowych pozycji była byle jaka, każda zapewniała gotówkę, a model trwał przez lata w najlepsze. A potem nadeszła dystrybucja cyfrowa, konkurencja z płytami się polepszała i nie było miejsca na takie śmietniczki i szybkie produkty.
Uprising 44: The Silent Shadows Pre-Order Trailer
Powstanie warszawskie zasłużyło na lepsze produkcje. W Uprising 44 nie zagrało nic. Gra, która początkowo miała być RTS-em, została przekształcona w pokracznego TPS-a, który ma sporo błędów historycznych, przez co wypacza ważne wydarzenia, a przede wszystkim jest bardzo słabym tytułem. Obiecywano wierność faktom historycznym, świetną grafikę i rozgrywkę - zawalono wszystko. W Uprising 44 nie wierzył chyba żaden profesjonalny recenzent gier wideo, a mimo to grze udało się pojawić na rynku i…. okazała się nieprawdopodobnie słabym tytułem.
Brzydka grafika, pokraczna animacja, marny system celowania, jeszcze gorsze odwzorowanie broni, cycate Polki i pokrakusy-Niemcy, nieciekawe levele i bardzo brzydka, szara, nijaka Warszawa w połączeniu z kiepską, na siłę patriotyczną historyjką i nieciekawymi postaciami bolą. Taki materiał zapowiadał lepszą produkcję, jednak spore zamieszanie w czasie produkcji gry zrobiło swoje. Szkoda czasu, pieniędzy i oczu, bo to przykład tego, jak nie inwestować, jak nie tworzyć i jakich tematów nie tykać bez odpowiedniego warsztatu. Co gorsza, ludzie na Zachodzie naprawdę zastanawiają się, czy Warszawa tak wyglądała. Ała.
Afterfall Insanity
Afterfall nie jest aż takim złym tytułem. Jednak nie oznacza to, że wyszła z tego dobra gra. Ogólnie w Europie, a szczególnie w Polsce, odebrano ją dużo, ale to dużo gorzej niż w USA, gdzie udało jej się zdobyć łatkę gry niezależnej, co od razu zmieniło podejście. Postapokaliptyczny świat, brutalne realia, Polska po wojnie atomowej i kilka znanych nazwisk pozwalały oczekiwać porządnego produktu, a nawiązania do naszej historii oraz Fallouta zaostrzały apetyt.
Co więc z Afterfallem jest nie tak? To gra, która zagubiła się w swoich ambicjach. Miał być otwarty RPG, miała być książka, spore uniwersum i setki questów. Potem miał być ambitny, nowoczesny shooter. Wyszedł pokraczny TPS, z w miarę interesującą fabułą oraz dialogami. Taka klasa B, tyle że z błędami, przygnieciona problemami z produkcją oraz, co gorsza, oczekiwaniami autorów, którzy sami zapowiadali cuda. No i gracze się rozczarowali. A potem wybuchło zamieszanie o zawyżanie oceny gry przez boty na Gry-Online. Afterfall raczej nie będzie miło wspominany…
Nina: Kroniki Agenta
Niechlubny rodzimy konkurent Tomb Raidera. W zasadzie cała gra opierała się na jednym - Izie Czarneckiej, która wcielała się w tytułową bohaterkę. O ile na okładce to pomagało, tak podczas właściwej gry już nie za bardzo. Nina miała tylko dwie sztuki broni w arsenale, korytarzowe, brzydkie etapy, tonę bugów (co chwilę wywalało do Windowsa), była brzydka i nudna jak mało która gra.
Swego czasu starano się ją porównywać do panny Croft, ale nawet najgorszy Tomb Raider był lepszy od tej produkcji. Powstrzymywanie złych talibów pachniało od razu amatorką, niskim budżetem i zerowym pomysłem na wykonanie. Gdy zobaczyłem, jak na moich oczach odradzają się przeciwnicy, zabito mnie strzałem przez sufit, a na końcu zostałem zabity przez wroga, w którego wywaliłem ze dwa magazynki, to coś we mnie umarło. Nina nie jest ładna, ciekawa, seksowna ani potrzebna. Wielka szkoda, bo brakuje charakterystycznych bohaterów znad Wisły.
Czarnobyl: Terrorist attack
Ach, ach, ach. Pecet był zawsze dobrą platformą dla RTS-ów i FPS-ów, więc niedziwne, że tyle niskobudżetowych gier gatunku wyszło w naszym kraju. Niestety, mało która popisała się czymkolwiek dobrym. Czarnobyl to kolejna polska nijaka i nudna gra. FPS nijaki wręcz do bólu, zabugowany i brzydki. Trudno go nawet krytykować – jest tak niecharakterystyczny i typowy.
Co prawda wybrano ciekawą tematykę, do tego lubianą w naszym kraju choćby dzięki STALKER-owi, ale nijakość wykonania ją zabiła. W zasadzie nie uważam, żeby Czarnobyl był jakąś tragedią i jedną z najgorszych gier w historii, tyle że w sumie lepiej, gdyby był. Wtedy może warto byłoby go za coś pamiętać. Bo tak to szkoda na niego czasu.
[h3][/h3]
Miecz i magia? Białowłosy wojownik? Maszkary oraz medalion? Czyżby Wiedźmin? Niestety, nie. Dziwaczna siekanka-strzelanka, która przerzucała nas między widokiem FPP i TPP, czerpała mocno z dorobku Sapkowskiego, oddawała nam broń białą oraz palną i była do bólu nudna. Utrzymana w pirackich klimatach, z masą wrogów na ekranie i dobrymi wzorcami, miała szansę, którą zmarnowało wykonanie i zapewne budżet.
To bardzo brzydka gra, która powala swoimi słabymi projektami, brakiem balansu. Wydaje się nieskończona, niedopracowana i niepotrzebna. Drętwe do bólu animacje (martwe ręce, martwe dłonie) i wrogowie, którzy odwalają totalnie losowe akcje - to nie pomagało. Ale to również kolejna kioskowa gra, do której chyba nikt nie podchodził poważnie. Troszeczkę szkoda, bo mam wrażenie, że przy odrobinie szczęścia mogłaby powstać w miarę udana pozycja.