Zaczynam dochodzić do wniosku, że w NASA niektórzy pracownicy zostali przyjęci albo po znajomości, albo po prostu wzięci z ulicy, bez naboru i sprawdzania kwalifikacji. A to w budżecie brakuje kupę kasy, a to znowu ktoś zapomniał wyczyścić dane z komputerów, które trafiły do sprzedaży...
Zaczynam dochodzić do wniosku, że w NASA niektórzy pracownicy zostali przyjęci albo po znajomości, albo po prostu wzięci z ulicy, bez naboru i sprawdzania kwalifikacji. A to w budżecie brakuje kupę kasy, a to znowu ktoś zapomniał wyczyścić dane z komputerów, które trafiły do sprzedaży...
NASA wyprzedaje komputery z Kennedy Space Center, co wiąże się z zakończeniem lotów wahadłowców. Do sprzedaży trafiło czternaście sztuk, ale dopiero gdy sprzedano dziesięć, NASA zorientowała się, że zapomniano o... usunięciu danych z twardych dysków!
Przez to doszło do wycieku poufnych danych dotyczących programu kosmicznego. Ponadto znaleziono kilka palet z kolejnymi komputerami. Oznakowano je adresami NASA Internet Protocol - średnio zdolny haker wykorzystałby je do wejścia do sieci wewnętrznej agencji.
Jak powiedział powiedział Paul Martin, inspektor generalny NASA:
Stwierdziliśmy poważne naruszenia przepisów w praktykach bezpieczeństwa informatycznego NASA, które mogą doprowadzić do ujawnienia drażliwych informacji związanych ze Space Shuttle i innymi programami NASA. Agencja musi podjąć skoordynowane działania w związku z tym, co się stało.
Czyli jak zwykle - NASA mądra po fakcie. A jakby mało tego, zniknęły dyski twarde z Kennedy i Langley Research Center w Wirginii. Niektóre z nich znaleziono później w kontenerze, w którym przechowywano je przed sprzedażą i który był dostępny dla osób z zewnątrz. Cóż, jak widać, ludzie z NASA mają głowy w chmurach i nie zauważają rzeczy na Ziemi.