Niesamowita podróż w przestworza na biurowym krzesełku!
21.01.2010 10:30, aktual.: 14.03.2022 08:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Takie historie tylko potwierdzają popularne powiedzenie „że nie ma rzeczy niemożliwych”. Jak bowiem inaczej nazwać wyczyn Jonatana Trappe, który poszybował na wysokość 4,5 tysiąca metrów siedząc na swoim biurowym krzesełku?
Takie historie tylko potwierdzają popularne powiedzenie „że nie ma rzeczy niemożliwych”. Jak bowiem inaczej nazwać wyczyn Jonatana Trappe, który poszybował na wysokość 4,5 tysiąca metrów siedząc na swoim biurowym krzesełku?
Wspomniany mieszkaniec Karoliny Północnej postanowił przywiązać do swojego krzesełka biurowego 55 ogromnych balonów wyplenionych helem. Po zrzuceniu balastu, balonowy klaster wzniósł szalonego pilota na wysokość 4505 metrów! Następnie, nasz podróżnik przebił kilka balonów swoim nożem i swobodnie opad na ziemię. Zabieg ten możliwy był dzięki klastrowemu połączeniu balonów właśnie. Pomimo utraty kilku ogniw, konstrukcja nadal była stabilna.
Podczas lotu, pan Trappe doświadczył dwóch nieprzyjemnych rzeczy. Po godzinie lotu panujący w przestworzach wiatr uniemożliwiał wzbicie się na większą wysokość aniżeli tysiąc metrów. Dopiero później, po zrzuceniu ostatniej porcji balastu udało się osiągnąć wspomniana wcześniej wysokość. Co ciekawe, podróżnik ubrany był w codzienne ciuchy. Temperatura minus 15 stopni Celsjusza, solidnie przemroziła siedzącego na biurowym krzesełku pilota. Na szczęście, pan Trappe zabrał ze sobą maskę tlenową do oddychania.
Ważący 0,7 kilograma pojedynczy balon, potrafił udźwignąć ciężar 6,4 kilogramów. Łącznie więc, klastrowy gadżet mógł udźwignąć ponad 350 kilogramów. Do napompowania wszystkich balonów zużyto 55 kanistrów z helem – po jednym na każdy balon. Cała operacja pompowania i łączenia ze sobą balonów zajęła 4 godziny.
Przygotowania do tego niezwykłego wydarzenia zajęły Jonatanowi Trappe ponad dwa lata. Największą przeszkodą nie były jednak skomplikowane obliczenia matematyczne czy też treningi, a uzyskanie oficjalnej licencji na latanie takim indywiduum. Spełnienie marzeń w postaci lotu na firmowym krześle kosztowały naszego marzyciela ponad 45 tysięcy funtów.
Na szczęście obyło się bez nieszczęśliwych wypadków, a zabrany awaryjnie spadochron nie musiał być użyty. Pilot wyładował bezpiecznie w odległości 96 km od miejsca startu. Jestem ciekaw waszego zdania na temat tego niecodziennego wyczynu.
Źródło: Geekologie