Nieudane lądowanie zmieniło misję Rosetty w wyścig z czasem. Co się tam stało?

Sonda Rosetta dotarła do komety, jednak wysłany przez nią lądownik Philae wylądował z poważnymi problemami – zawiodła część przewidzianych na tę okoliczność mechanizmów. Co się stało na powierzchni komety i co z tego wynika?

Nieudane lądowanie zmieniło misję Rosetty w wyścig z czasem. Co się tam stało?
Łukasz Michalik

Jak okiełznać grawitację?

Okazuje się, że wbrew początkowym, urzędowo pozytywnym informacjom podczas lądowania Philae pojawiły się istotne problemy. Zawiodło właściwie wszystko, co miało neutralizować problemy, związane z nikłą grawitacją.

Dla przypomnienia – jednym z kluczowych problemów podczas misji lądownika jest minimalna grawitacja, wynikająca z niewielkich rozmiarów jądra komety. Aby rozwiązać ten problem, lądownik Philae został wyposażony w specjalne nogi, które uginając się miały pochłonąć – jak strefa kontrolowanego zgniotu w samochodzie – impet lądowania i nie dopuścić, by lądownik odbił się od komety.

Obraz

Dodatkowo w nogach lądownika umieszczono automatyczne wkręty, które tuż po lądowaniu powinny wkręcić się w grunt i ustabilizować Philae. Poza nimi lądownik został wyposażony w harpun, który miał wbić się w regolit oraz w silnik dociskowy, którego skierowany w „górę” (umowną – przyjmijmy, że góra jest w kierunku przeciwnym do grawitacji w danym miejscu) ciąg miał docisnąć przyrząd do komety.

Podskoki w czasie lądowania

Te systemy zawiodły. Już w momencie oddzielania lądownika od sondy było wiadomo, że nie działa silnik dociskowy. Z niewiadomych przyczyn nie zadziałał także harpun i zamiast lądowania, doszło do serii lądowań. Philae opadł na jądro komety, odbił się, spadł i odbił ponownie i ostatecznie wylądował w zupełnie innym miejscu, niż zakładano – około kilometr od planowanego miejsca.

Pierwsze zdjęcie przesłane przez Philae. Lądownik leży - na zdjęciu widać jedną z nóg, która powinna stać na powierzchni komety.
Pierwsze zdjęcie przesłane przez Philae. Lądownik leży - na zdjęciu widać jedną z nóg, która powinna stać na powierzchni komety.

Problem polega na tym, że plan misji przewidywał zasilanie instrumentów pokładowych przez panele słoneczne. Niestety, lądownik nie osiadł na równym i nasłonecznionym terenie, ale leży (a ponieważ leży, to nie zadziałały wkręty mające zakotwiczyć go w gruncie) w zacienionym miejscu wśród skał, gdzie ekspozycja na Słońce jest bardzo krótka.

Czerwony kwadrat to miejsce pierwszego zetknięcia się lądownika z kometą. Niebieski romb to obszar, gdzie ostatecznie wylądował.
Czerwony kwadrat to miejsce pierwszego zetknięcia się lądownika z kometą. Niebieski romb to obszar, gdzie ostatecznie wylądował.© Fot. Crazynauka.pl

Na szczęście nie oznacza to katastrofy – projektanci misji przewidzieli taką ewentualność i Philae został wyposażony w akumulatory, zapewniające około 62 godzin pracy. To czas wystarczający do przeprowadzenia większości planowanych badań, ale wymuszający pośpiech.

Misja już jest sukcesem

Warto przy tym pamiętać o kontekście. Choć skupiłem się na opisaniu problemów to misja Rosetty i tak, nawet gdyby zakończyła się już w tej chwili, jest ogromnym sukcesem. Każde doświadczenie, zdjęcie czy porcja danych tylko ten sukces powiększają.

W chwili, gdy czytacie te słowa, prawdopodobnie - i wcześniej, niż pierwotnie planowano - użyto już polskiego instrumentu o nazwie MUPUS, przeznaczonego do badania właściwości fizycznych powierzchni jądra komety. MUPUS ma kształt cylindra zakończonego harpunem (ale to inny harpun, niż ten od stabilizacji!) i wygląda tak:

Rosetta Lander Philae - Mupus & Sesame First Science Sequence

Jak potwierdził twórca MUPUS-a, dr inż. Jerzy Grygorczuk z Centrum Badań Kosmicznych PAN, pozycja lądownika nie powinna być problemem, bo MUPUS został skonstruowany tak, by zadziałać prawidłowo również w nietypowych warunkach. Co więcej, obok lądownika znajduje się kawałek skały, w który można wbić pręt – będzie to możliwe dzięki napędzanemu elektromagnesem mechanizmowi młotkowemu.

Choć urządzenie to właśnie debiutuje, to zostało skonstruowane przez polski zespół około 18 lat temu. Pozostaje trzymać kciuki i liczyć na to, że przed wyczerpaniem akumulatorów uda się przeprowadzić wszystkie, zaplanowane badania. Alternatywą jest zaryzykowanie i wprowadzenie lądownika w stan hibernacji, z której zostanie wybudzony za kilka miesięcy, gdy kometa znajdzie się w innym, korzystniejszym położeniu względem Słońca.

Mały jest ten (wszech)świat

Artur B. Chmielewski
Artur B. Chmielewski

Przy okazji – wiecie, że za misję Rosetty jest odpowiedzialny jako project manager Polak, Artur B. Chmielewski, syn Papcia Chmiela? Tak, tego słynnego rysownika od Tytusa, Romka i A’Tomka! Wybaczcie głupie skojarzenie, ale aż chciałoby się napisać: „Polacy przejmują tę kometę”.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (22)