Oglądasz RedTube? Uważaj, prawnicy już polują
Odwiedzanie serwisów porno może być niebezpieczne. I nie chodzi tu o złośliwe oprogramowanie, od którego roi się w różnych serwisach dla dorosłych, ale o konsekwencje prawne. Oglądasz RedTube’a? Uważaj! Prawnicy tylko na to czekają!
Niemiecka firma Baseprotect rozpoczęła niedawno polowanie na polskich użytkowników torrentów, którzy mieli pecha zainteresować się filmem „Czarny czwartek”. Niemcy poprzez warszawską kancelarię adwokacką domagają się zapłaty 550 zł, przesyłając w wezwaniu m.in. dokładną godzinę, nazwę pliku i jego filehash.
Nie bronię w tym miejscu osób, które korzystając z torrentów, naruszyły prawo autorskie. Mimo to działania polegające na rozsyłaniu tysięcy wezwań do zapłaty wydają się niczym innym jak zarzucaniem sieci w nadziei, że przy prowadzonej z rozmachem akcji coś w nią zawsze wpadnie.
Okazuje się jednak, że pomysły niemieckich strażników praw autorskich na tym się nie kończą. Dlaczego?
Może się wydawać, że oglądanie materiałów udostępnianych przez internetowe serwisy pornograficzne to z puntu widzenia prawa dość niewinne zajęcie. Na zdrowy rozum wszystko jest w porządku: treści dostępne w serwisie są udostępniane przez jego właściciela, więc wszelkie problemy dotyczące praw autorskich powinny być wyjaśniane właśnie z nim.
Niestety tam, gdzie zaczynają się pieniądze, kończy się zdrowy rozsądek. Niemiecka kancelaria prawna Urmann und Kollegen (cóż za pasująca do całej sprawy nazwa….) wzięła pod lupę użytkowników serwisu RedTube, czyli pornograficznego odpowiednika YouTube’a.
Zdaniem kancelarii Urmann und Kollegen niektóre z umieszczonych w serwisie filmów znalazły się tam bez zgody i wiedzy właścicieli praw autorskich, a odpowiedzialność za naruszenie tych praw spada również na użytkowników.
W rezultacie do niemieckich amatorów internetowego porno zaczęły trafiać listy zawierające wezwanie do zapłaty ponad tysiąca euro! Jak wynika z ujawnionej korespondencji, problem dotyczy m.in. filmów „Glamour Show Girls” i „Amanda’s Secrets”.
Akcja wywołała spore poruszenie, a jej wynik będzie zależał od interpretacji niemieckich przepisów. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jest to sprytnie zastawiona pułapka. Niewykluczone, że część użytkowników RedTube’a będzie wolała dla świętego spokoju zapłacić, niż upubliczniać swoje zainteresowania internetową pornografią.
Kontrowersje budzi sposób, w jaki kancelaria zidentyfikowała poszczególnych użytkowników. Na razie nie wiadomo, czy adresy IP zostały udostępnione przez właściciela RedTube’a czy pozyskane przez kancelarię w jakiś inny, niekoniecznie zgodny z prawem sposób.
Jakie znaczenie ma cała sprawa dla Polaków? Na pozór nas nie dotyczy, jednak tym, co zwraca uwagę, jest fakt, że na celowniku znaleźli się użytkownicy, którzy nie udostępniali żadnych materiałów, a jedynie korzystali ze streamingu wideo.
Gdyby na przekór zdrowemu rozsądkowi zostało to uznane za naruszanie praw autorskich, pod znakiem zapytania stanęłoby dalsze istnienie niezliczonych serwisów z materiałami wideo, które od lat stanowią poważną i jak do tej pory bezpieczną dla użytkowników alternatywę dla torrentów.
A przy okazji złamana zostałaby zasada, że co się obejrzało na RedTube, zostaje na RedTube. Ciekawe, jak wielu użytkowników odstraszyłaby świadomość, że włączenie w przeglądarce „trybu porno” nie wystarczy, bo lista obejrzanych filmów trafia na biurka pana Urmanna i jego szanownych kolegów?