Orgazmem w histerię, czyli krótka historia wibratora
11.01.2014 13:15, aktual.: 05.02.2017 12:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdy XIX-wieczna Angielka trafiała do lekarza, skarżąc się na rozdrażnienie, ból głowy czy ataki złości, diagnoza była oczywista: histeria. Równie oczywiste było leczenie tej dolegliwości. Trapionej przez histerię pacjentce aplikowano, pod kontrolą wyspecjalizowanego lekarza, sesję z wibratorem, co w wiktoriańskiej Anglii było powszechną praktyką medyczną.
Jaskiniowcy rzeźbią kamiennego fallusa
Skąd wziął się wibrator? Szukając jego dalekich protoplastów, musimy cofnąć się nawet nie do starożytności, ale do czasów prehistorycznych. W okolicy niemieckiego miasta Ulm został znaleziony bowiem 20-centymetrowy, kamienny fallus, wykonany około 28 tys. lat temu. Nie wiadomo jednak, jakie było jego przeznaczenie. Jak na erotyczną zabawkę wymagał zbyt dużego nakładu pracy, więc niewykluczone, że używano go podczas jakichś obrzędów religijnych.
Znacznie lepiej znamy za to przeznaczenie sztucznych fallusów produkowanych w Grecji. Twórcy demokracji i filozofii zostawili po sobie liczne wskazówki, jak choćby komedię Herondasa z Kos. Dwie przyjaciółki, Metro i Koritto, wymieniają się w niej informacjami, gdzie można kupić dobre dildo. Jak się okazuje, artystyczne akcesoria ze skóry wyrabia szewc przybyły z dalekiej Jonii, czyli dzisiejszego wybrzeża Turcji.
Zalety erotycznych gadżetów znały również greckie prostytutki, które stosowały obleczone skórą, drewniane dilda. Pracownice ateńskich, legalnych i dotowanych przez władze domów publicznych były przy okazji prekursorkami marketingu partyzanckiego – na podeszwach swoich sandałów miały wyryty w negatywie napis „Pójdź za mną”, który odbijał się w pyle miejskich ulic, wskazując potencjalnym klientom drogę do celu.
Owady w tykwie, czyli wibrator dla Egipcjanki
Prawdziwymi dziełami sztuki były dilda używane na dworach chińskich cesarzy. Wykonywano je z drogocennych materiałów, jak kość słoniowa, brąz lub jadeit, a pałacowe pokojówki zaspokajały nimi rzeszę cesarskich konkubin.
Nieco bardziej finezyjne wynalazki stosowały starożytne Egipcjanki. Poza gamą sztucznych fallusów, wśród których precyzją wykonania wyróżnia się dzieło sztuki należące niegdyś do Kleopatry, używały również (choć badacze spierają się co do prawdziwości tego przekazu) tykw, do których wkładano pszczoły.
Wystarczyło wówczas potrząsnąć pojemnikiem ze stłoczonymi owadami, by pełna wściekłych pszczół tykwa zaczęła wibrować. Można uznać, że przez stulecia był to najbardziej zaawansowany prekursor wibratora, na którego wynalezienie trzeba jednak było czekać bardzo długo – aż do XIX wieku.
Histeryczny paroksyzm albo orgazmem w histerię
Mówi się, że potrzeba jest matką wynalazku. Tak było i w przypadku wibratora – wynalazek powstał za sprawą pilnej potrzeby odciążenia przemęczonych pracą lekarzy. Wszystko wzięło się bowiem z przekonania, że za dolegliwości trapiące kobiety odpowiada histeria. Czym dokładnie była ta choroba?
Zdaniem ojca medycyny, Hipokratesa, histeria była wędrówką macicy, która – wysuszona – przemieszczała się w okolice wątroby w poszukiwaniu wilgoci. Co gorsza, po dotarciu do serca powodowała u kobiet zawroty głowy i ataki niepokoju. Sposobem na te dolegliwości miał być seks, a w późniejszych wiekach terapię cierpiących na histerię kobiet wzbogacono o masaże wodne, jazdę konną lub manualną stymulację, prowadzoną przez biegłego w swojej sztuce lekarza.
Jego zadaniem było doprowadzenie pacjentki do orgazmu czy raczej, zgodnie z XIX-wieczną terminologią, histerycznego paroksyzmu, co miało na pewien czas usunąć objawy histerii. Problem w tym, że cierpiących pacjentek było dużo, a lekarzy mało. Pojawiła się zatem paląca potrzeba usprawnienia ich pracy.
Wibrator dla wielbicieli steampunku
Fabularyzowaną historię wynalezienia wibratora przedstawia film „Histeria. Romantyczna historia wibratora”, który całkiem dobrze oddaje ducha epoki. Zapracowani lekarze z wiktoriańskiej Anglii zaczęli bowiem szukać sposobu na skrócenie czasu swoich zabiegów – więcej wyleczonych z histerii klientek oznaczało przecież większe zarobki. Zwiastunem zmian był przypominający ręczną wiertarkę Pulsocon z 1890 roku, jednak nie zdobył większej popularności.
Zaledwie rok po jego opracowaniu na rynku pojawiła się machina żywcem wyciągnięta ze snu wielbicieli steampunkowych klimatów. Manipulator, bo tak ją nazwano, przypominał raczej parowóz niż współczesne wibratory, a przeprowadzany nim zabieg łatwo sobie wyobrazić jako kakofonię dźwięków maszynerii i regularne okrzyki „więcej węgla!”.
Ratunkiem okazała się elektryfikacja i już w 1902 roku opatentowano wibrator zasilany prądem. W kolejnych latach powstało kilka innych urządzeń, które miały jedną wspólną cechę: z wyglądu przypominały raczej morderczą broń do zabijania hord obcych niż erotyczną zabawkę.
Wibrator ma już prawie 60 lat!
Przemiany obyczajowe sprawiły, że jeszcze przed pierwszą wojną światową wibratory wyniosły się z gabinetów lekarskich i trafiły pod strzechy. Co istotne, w tamtych – uważanych dzisiaj za pruderyjne – czasach, wibrator był uznawany za zwyczajny sprzęt gospodarstwa domowego. Dlatego w prasie z początku wieku można znaleźć liczne reklamy zachęcające nasze prababki do kupienia najnowszego cudu techniki wraz z zestawem pomysłowych nakładek.
Kolejne lata przyniosły znaczące usprawnienia. Jeszcze przed drugą wojną światową ktoś wpadł na pomysł, że w roli wibratora może również sprawdzić się ręka z przymocowanym do niej silnikiem, co urzeczywistniono w urządzeniu o nazwie Oster Stim-U-Lax, używanym również w roli zupełnie niewinnego masażera skroni.
Ostatnim etapem ewolucji był sprzęt o nazwie Niagara N1, opracowany w 1954 roku. Tym, co wyróżniało go na tle konkurencji, był obrotowy potencjometr, pozwalający na regulowanie intensywności wibracji. Od tamtego czasu wibratory przeszły długą drogę i wykorzystywano w nich coraz bardziej zaawansowane technologie (zainteresowanych tematem odsyłam do artykułu “Gadżety erotyczne, jakich świat nie widział. Jaki wpływ mają nowe technologie na seks?“).
Pod względem zasady działania nie różnią się jednak od Niagary N1 i niebawem będą obchodzić swoje 60-lecie. To już prawie wiek emerytalny, ale nic nie wskazuje na to, żeby te wywodzące się z XIX-wiecznej medycyny urządzenia miały w najbliższym czasie odejść na zasłużoną emeryturę.