Paul Baran: Polak, który wymyślił Internet
Kto wymyślił, jak powinien działać Internet? Twórcą idei, którą wdrożono pół wieku temu, jest pochodzący z Polski Paul Baran. Jak przedstawiał się jego pomysł i jakie ma to dla nas znaczenie?
26.10.2015 | aktual.: 27.10.2015 12:42
Komu zawdzięczamy znany nam Internet? Być może ktoś wymieni najpopularniejszych gigantów branży komputerowej, jak Bill Gates czy Steve Jobs, być może – nieco trafniej – ktoś wskaże Timothy’ego Bernersa-Lee, czyli twórcę WWW, Dennisa Ritchie, który wspólnie z Kenem Thompsonem opracował w latach 60. Uniksa, albo Douglasa Engelbarta, którego pionierskie badania dały nam współczesne interfejsy użytkownika, hipertekst czy pomysł szerokiego wykorzystania komputerów.
Każdy ze wskazujących będzie miał odrobinę racji i zapewne jakieś sensowne argumenty, by poprzeć swoją opinię. Problem w tym, że żaden z wyżej wymienionych, mimo niekwestionowanych zasług nie okazał się wizjonerem czy wynalazcą na tyle istotnym, by to jemu przypisywać autorstwo Internetu. Jeśli nie oni, to kto?
Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy się cofnąć w czasie niemal o wiek. Gdybyśmy mieli DeLoreana z „Powrotu do przyszłości”, w poszukiwaniu odpowiedzi ustawilibyśmy w nim rok 1926 i wybrali się do polskiego wówczas Grodna.
Z Grodna do Filadelfii
To właśnie tam przyszedł na świat Pesach Baran. Syn poleskich Żydów niedługo później wyemigrował wraz z rodziną z biednej II Rzeczpospolitej do lepszego świata po drugiej stronie Atlantyku. Na tym jego związki z Polską mogłyby się skończyć, gdyby nie fakt, że przez całe życie nie tylko się ich nie wypierał, ale często wspominał, nawiązując do swojego „genu polskości”, któremu – jak twierdzi – zawdzięczał nieszablonowe myślenie i umiejętność szukania nieoczywistych rozwiązań.
Nie uprzedzajmy jednak faktów. Rodzina Baranów po długiej podróży trafiła do Filadelfii, gdzie założyła sklep spożywczy. Syn, po latach używający imienia Paul, dzięki stypendium trafił na Drexel University. Ukończył go w 1949 roku, by jako obiecujący absolwent trafić do korporacji Remington Rand.
Z perspektywy czasu wygląda na to, że nie mógł trafić lepiej. Komputery, które zaczęły pojawiać się kilka lat wcześniej były początkowo domeną wojska, ale Remington Rand – firma słynąca wcześniej z produkcji cenionych maszyn do pisania – postanowiła stworzyć pierwszy model przeznaczony na rynek cywilny.
I choć to „tworzenie” sprowadzało się w tym przypadku do przyjęcia Johna Eckerta i Johna Mauchly, którzy wcześniej samodzielnie pracowali nad takim sprzętem, to właśnie Remington Rand wprowadził na rynek pierwszy komputer ogólnego przeznaczenia - UNIVAC I (UNIVersal Automatic Computer).
Jak przesłać informacje zniszczoną siecią?
Machina ważyła 13 ton, pobierała 135 kilowatów i zasłynęła z trafnego przewidzenia wyniku wyborów w 1951 roku, gdy – jeszcze w czasie trwania głosowania – wskazała, że zwycięzcą będzie bohater z II wojny, generał Dwight Eisenhower.
Niedługo później Paul zmienił Remington Rand na kolejną, wielką firmę – producenta samolotów Hughes Aircraft, kończąc przy okazji studia na słynnym UCLA (University of California Los Angeles). To właśnie w czasie pracy dla Howarda Hughesa Paul Baran zaczął zajmować się problemami komunikacji. Początkowo dotyczyło to samolotów, które przemieszczając się z dużymi prędkościami powinny mieć zapewnioną stałą łączność z bazami na ziemi.
Rozpoczęte wówczas badania przydały się w przyszłości, kiedy to Paul rozpoczął pracę w RAND Corporation, wywodzącej się z przemysłu lotniczego instytucji badawczej, której – nie będzie to wielką przesadą – zawdzięczamy naszą współczesność i stosowane w niej technologie.
To właśnie tam, w apogeum Zimnej Wojny, rozpoczęto badania nad systemem komunikacji, zdolnym do działania w czasie „day after” – czyli scenariusza, w którym światowe mocarstwa wymieniają nawzajem atomowe pozdrowienia, z wiadomym skutkiem dla tradycyjnej infrastruktury komunikacyjnej.
Dane jak gorący kartofel
Choć – wbrew obiegowej opinii – fundamentem ARPANET-u, czyli przodka Internetu, była nie tylko obawa przed wojną, ale również problem szybkiego dostarczania dużych ilości danych, niezbędnych do badań naukowych, to jego twórcy stanęli przed problemem, w jaki sposób skutecznie przesyłać informacje, korzystając z dynamicznie zmieniającej się sieci połączeń.
I właśnie w tym momencie z pomocą i pomysłem pojawił się Paul Baran, przedstawiając genialną w swojej prostocie „zasadę gorącego kartofla”. Chodziło w niej o to, by odpowiednio zaprogramowane węzły sieci traktowały pakiet danych jak parzący dłonie kartofel, którego każdy chciałby się jak najszybciej pozbyć, w tym przypadku przekazując go do kolejnego węzła, a najlepiej do tego, który w jest wskazany jako docelowy adresat.
Tym, co warto tu podkreślić, jest nie tylko sama pomysłowość Paula Barana, co również jego umiejętność przekonania do niej współpracowników i decydentów. Historia pełna jest zapomnianych geniuszy, którzy – jak choćby Jacek Karpiński – wymyślali imponujące rzeczy, by niedługo później pokłócić się ze wszystkimi, którzy dawali szansę na realizację przełomowego pomysłu.
prof. Andrzej Targowski:
Stara sieć telekomunikacyjna USA przypomina gwiaździsty układ ulic w Paryżu, podczas gdy Internet przypomina kratownicę ulic Manhattanu, centrum Nowego Jorku. Warto wspomnieć, że gwiaździsty układ Paryża został tak specjalnie zaprojektowany w latach 1852-70 przez szefa policji Georga-Eugene Hausmanna, aby można było policji łatwo tłumić manifestacje ludzi, jakie od czasów Rewolucji Francuskiej były zmorą władz francuskich.
Skromność wielkiego człowieka
Teraz – gdy znamy zasadę działania Internetu – wydaje się to nam oczywiste, ale ponad pół wieku temu oczywiste nie było i Paul Baran musiał to wymyślić. W kolejnych latach wymyślił również podział ARPANET-u na część cywilną i wojskową, a następnie z powodzeniem zajął się biznesem, tworząc kilka niewielkich, ale dobrze prosperujących firm, związanych z branżą telekomunikacyjną.
Czytając różne wywiady czy wypowiedzi osób, związanych ze światem technologii i nauki, zauważyłem pewną zależność: im ktoś więcej osiągnął, im większą ma wiedzę i życiowy dorobek, tym skromniejszy się wydaje. Pomniejsza swoją rolę, szanuje oponentów i przy każdej okazji docenia współpracowników czy naśladowców, którzy mogą pochwalić się znacznie mniej ważnymi sukcesami.
Zmarły w 2011 rokuPaul Baran był właśnie takim człowiekiem. Swój wkład w powstanie Internetu nieco bagatelizował, porównując całą sprawę do wznoszenia katedry.
To wynik pracy tysiąca ludzi. Na końcu przychodzi historyk i pyta – kto to zbudował? Jeśli nie będziesz ostrożny możesz uwierzyć, że to właśnie ty wniosłeś decydujący wkład.
Skromność Paula nie pozwalała mu przyznać, że w jego przypadku ten wkład rzeczywiście był decydujący.