Podróżnicy w czasie. Ingerować czy nie ingerować? Oto jest pytanie!

Podróżnicy w czasie. Ingerować czy nie ingerować? Oto jest pytanie!
Łukasz Michalik

18.03.2013 11:30, aktual.: 13.01.2022 12:19

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Podróże w czasie, na które nabieram wielkiej ochoty przy każdej kumulacji Lotto, są dla nas na razie niedostępne. Mimo to świat filmów, książek i gier wideo zaludniają postaci, którym udało się pokonać bariery czasu. Problem w tym, że sama wycieczka w przeszłość lub przyszłość to jedynie połowa sukcesu. Drugą jest odpowiednie wykorzystanie tego osiągnięcia. A z tym wcale nie bywa łatwo!

Podróże w czasie, na które nabieram wielkiej ochoty przy każdej kumulacji Lotto, są dla nas na razie niedostępne. Mimo to świat filmów, książek i gier wideo zaludniają postaci, którym udało się pokonać bariery czasu. Problem w tym, że sama wycieczka w przeszłość lub przyszłość to jedynie połowa sukcesu. Drugą jest odpowiednie wykorzystanie tego osiągnięcia. A z tym wcale nie bywa łatwo!

Na ratunek historii!

Podróże w czasie nie zawsze są spełnieniem marzeń i nie zawsze wymagają drobiazgowych przygotowań. Może się zdarzyć, że wydają się raczej przypadłością lub problemem niż darem losu. Dawno, dawno temu, gdy pan Tim Berners-Lee dopiero myślał nad opracowaniem WWW, w Polsce pojawiła się książka „Bartek, Tatarzy i motorynka”.

Tatarzy
Tatarzy

Dlaczego przywołuję literaturę dla dzieci? Częściowo dlatego, że pamiętam wrażenie, jakie zrobiła na mnie opowieść o Bartku Parkerze, który pod wpływem lektury przewodnika po Nidzicy przenosi się do czasów potopu szwedzkiego i oblężenia miasta przez Tatarów. Jest jednak jeszcze jeden powód.

Książka porusza bowiem – w sposób zrozumiały nawet dla najmłodszego czytelnika – całkiem poważny problem. Podstawowa zasada, do której zazwyczaj stosują się podróżnicy w czasie brzmi: nie ingerować! Co jednak robić w sytuacji, gdy rozwój znanych z historii wydarzeń nie przebiega zgodnie ze scenariuszem?

Zmieniaj, ile możesz

Całkowitym zaprzeczeniem starań o brak ingerencji jest gra Gettysburg: Armored Warfare. To bardzo marna produkcja, jednak wspominam ją nie ze względu na jej walory rozrywkowe, tylko z powodu całkiem ciekawej wizji przedstawionej w niej świata.

Wyobraźcie sobie amerykańską wojnę secesyjną, z charakterystycznymi dla niej niebieskimi i szarymi mundurami i konfliktem gospodarczym, przedstawianym czasem jako walka o zniesienie niewolnictwa. I gdy już ją sobie wyobrazicie, dodajcie do tego solidną dawkę steampunku i czołgi Abrams, ścierające się z XIX-wiecznymi żołnierzami – to potomkowie walczących stron przybyli, by przechylić szalę zwycięstwa!

Problem w tym, że z przeszłością trzeba postępować bardzo, bardzo ostrożnie. O tym, do czego mogą prowadzić najdrobniejsze nawet zmiany, dobitnie przekonuje film „Efekt motyla” i nieco mniej widowiskowa „Częstotliwość”, w której drobne z pozoru manipulacje przeszłością przynoszą po latach trudne do przewidzenia skutki.

Oszukać przeznaczenie? Nic z tego!

Na drugim biegunie stoją dzieła przekonujące, że możemy stanąć na głowie i zaklaskać uszami, a co ma się wydarzyć, i tak się wydarzy. Doświadcza tego choćby XIX-wieczny, amerykański naukowiec Alexander Hartdegen, który wiedziony uczuciem (to oczywiście remake, w oryginale za wystarczającą pobudkę uznawano chęć poznania nieznanego) próbuje cofnąć się w czasie, by nie dopuścić do śmierci ukochanej.

"The Time Machine (2002)" Theatrical Trailer

Problem w tym, że niezależnie od jego starań wybranka serca ginie – jak nie w taki, to inny sposób. Los jest nieuchronny, a przeszłości nie da się zmienić – przynajmniej nie na sposób, który miałby znaczenie.

Wszystkie przedstawione tu przykłady, choć dotyczą różnych epok i gatunków kultury masowej, a próby zmierzenia się z czasem następują z różnych pobudek, mają jednak wspólną cechę. Przeszłość i czas są w nich traktowane mocno umownie, jako tło do pokazania interesującej fabuły, a podjęte działania tworzą łatwy do zrozumienia łańcuch przyczynowo-skutkowy.

Korekty przeszłości

To jednak tylko jedna strona popkulturowych wypraw w czasie. Dzieła traktujące temat nieco wnikliwiej do beztroski międzymilenijnych podróży dorzucają nieco komplikacji. Przykładem może być choćby debiutująca właśnie w Polsce seria książek Time Riders, której pierwsza część, „Jeźdźcy w czasie”, pojawiła się w księgarniach 15 marca.

W podróżach w czasie uczestniczą tam bohaterowie, którzy od niechybnej śmierci zostali uratowani w ostatniej chwili, zasilając szeregi tajemniczej organizacji, pilnującej historii. Bo przecież – jeśli podróże w czasie istnieją – to dlaczego mieliby z nich korzystać jedynie stateczni, nieszkodliwi badacze, a nie np. szaleni naukowcy, pragnący urządzić świat na nowo?

Motyw wysłannika naprawiającego przeszłość jest dość popularny. Wystarczy wspomnieć kolejne wersje maszyn, pracowicie wysyłane przez Skynet w wiadomym celu czy biednego Jamesa Cole’a. W „12 małpach” usiłuje on ratować świat, który przecież już nie istnieje.

Spodziewaj się wielkiego zamieszania

A gdyby tak skomplikować sprawę trochę bardziej? Przecież podróż w czasie, połączona z przenoszeniem różnych obiektów, daje szansę do stworzenia ciekawych paradoksów. Mistrzowsko wykorzystuje je mocno niedoceniony film „Looper”, w którym gangsterzy z przyszłości dogadują się z egzekutorami z teraźniejszości, tworząc zbrodnię prawię doskonałą. Prawie, bo jak wiadomo, zabicie Bruce’a Willisa jest wyjątkowo trudne.

LOOPER - International Trailer (2012)

Z ciekawą wizją podróży w czasie spotkamy się również w „Cylindrze van Troffa” Janusza Zajdla. W tym wypadku podróż przez epoki jest wynikiem dylatacji czasu, a tytułowy cylinder to machina pozwalająca dzięki hibernacji zakonserwować uczucie łączące bohatera książki z ukochaną.

Socjologiczne rozważania Janusza Zajdla to jednak tylko przedsmak tego, co dla kinomaniaków przygotowali twórcy filmu „Primer”, w którym – delikatnie rzecz ujmując - nie ma taryfy ulgowej. Obserwujemy tam podróż w czasie ze wszystkimi jej następstwami, co oznacza, że jeśli nie oglądamy z kartką i ołówkiem w ręku, gubimy się w zaludnianej przez różne wersje tych samych bohaterów rzeczywistości po trzydziestu minutach.

I to jest chyba najlepsze podsumowanie wizji podróży w czasie, jakimi raczy nas kultura masowa. Jeśli już się do nich zabieramy, bądźmy gotowi na trudny do ogarnięcia bałagan.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania