Pokolenie Top Secret [cz. 2]. Co robią dziś czytelnicy kultowego magazynu o grach?

Pokolenie Top Secret [cz. 2]. Co robią dziś czytelnicy kultowego magazynu o grach?

Pokolenie Top Secret [cz. 2]. Co robią dziś czytelnicy kultowego magazynu o grach?
Piotr Gnyp
13.03.2013 13:55, aktualizacja: 13.01.2022 12:22

„Witaj Piotrze; Dostałem list, na widok którego bardzo się zdziwiłem. Ależ niespodzianka.”, „Powiem szczerze, że już dawno nic mnie tak nie zaskoczyło”, „Nic mnie tak dzisiaj nie zdziwiło” – to tylko część odpowiedzi na moje listy wysłane do czytelników kultowego pisma Top Secret.

„Witaj Piotrze; Dostałem list, na widok którego bardzo się zdziwiłem. Ależ niespodzianka.”, „Powiem szczerze, że już dawno nic mnie tak nie zaskoczyło”, „Nic mnie tak dzisiaj nie zdziwiło” – to tylko część odpowiedzi na moje listy wysłane do czytelników kultowego pisma Top Secret.

Historia ściśle tajna

W 1990 roku w Polsce pojawia się kultowe pismo poświęcone grom wideo – Top Secret. "Rok później drukowanych jest 100 000 egzemplarzy pisma, rozchodzi się ok. 85% nakładu" – wspomina Marcin Przasnyski, pierwszy redaktor naczelny.

Poza opisami przejść poszczególnych tytułów, pierwszych recenzji i zapowiedzi pojawiają się też sekcje z kodami i trikami. Jest tam też rubryka SOS, czytelnicy mogą zamieszczać w niej drobne ogłoszenia. "Wywodzi się ona z Bajtka" – klaruje mi w rozmowie Bartłomiej Kluska, autor książek poświęconych historii polskich gier wideo.

„Rubryka później wylądowała w Top Secret, ale po zmianie redakcji nikt z drugiego składu nie miał chyba serca, by ją kontynuować. Inna sprawa, że robiła się - przy czasie oczekiwania na druk ogłoszenia - zupełnie bez sensu” – tłumaczy Kluska.

Obraz

„W Secret Service wyewoluowało to w dział Galina radzi zbłąkanym (w ramach KGB), gdzie już członkowie redakcji odpowiadali na zapytania czytelników. W teorii gracz potrzebujący pomocy mógł zatem szybciej otrzymać pomoc w dręczącym go problemie z danym tytułem, w praktyce błyskawicznie utworzyły się korki, a rubryka jako idiotyczna odeszła do lamusa” - dodaje nasz rozmówca.

Była to ważna część pisma – poświęcano jej często całą jedną stronę. Typowe ogłoszenie dotyczyło najpopularniejszej wówczas w Polsce platformy – Atari XE/XL. „Małe i magnetofon, szuka Fast Break, The Eidolon odda m.in. Barbarian” - czytamy we wpisie  Roberta Falkowskiego z Grajewa.

Inni, podobnie jak on, podają platformę, napęd i poszukiwane tytuły. Zdarzają się też i inne ogłoszenia. Zarówno proste: „wymieni gry”, jak i gotowe przeliczniki: 15 za jedną, 10 za jedną, odda 100 innych.

Są też i nieśmiałe propozycje znajomości. Łukasz Łapa, posiadacz Atari z magnetofonem Turbo Star 6000 wymieni wiadomości i gry, Wojciech Barchański dodaje do tego propozycję wymiany doświadczeń. Gabriel Krupa chce nawiązać kontakt z posiadaczami Atari.

Ale to nie wszystko. Robert Makowski za Strip Pokera oferuje aż 40 innych gier, Grzegorz Mikielewicz do wymiany gier proponuje też opisy. To ważny temat, w innym ogłoszeniu Tomasz Mika pilne poszukuje opisów Black Lamp i Touchdown Football. Pojawiają się też skrótowe prośby o pomoc: Wawrzyniec Michalczyk nie wie jak przejść bramę w Mózgoprocesor, Robert Samślikowski nie wie z kolei jak przejść 26 planszę w Robbo 2.

Kody są ważne, wiele osób o nie pyta, wiele chce się wymienić. To samo tyczy się też listingów, czyli zapisu kodu programu. Robert Kożuchowski w swoim ogłoszeniu wyraźnie zaznacza, że nie umie ich wpisywać.

Odpowiedzi po miesiącach

Cykl wydawniczy trwa wówczas parę miesięcy. „Był wtedy o wiele krótszy niż przeciętna, bo specjalnie go ściskaliśmy” – mówi Przasnyski.

„Do ósmego numeru było to ok. 3 miesięcy, rekord pobiliśmy w słynnej dziewiątce, gdzie od oddania materiałów do ukazania się numeru minął niewiele ponad miesiąc” - wspomina.

Obraz

Do redakcji przychodziło dużo listów. „Nie licząc odpowiedzi w konkursach, głosowania w liście przebojów i zgłoszeń do high score, listów do samego TS'a było około 3 tys. miesięcznie” – opowiada Przasnyski.

Jaka więc była szansa, że list z prośbą zostanie wydrukowany na łamach pisma? Niewielka. A nawet jeżeli się to już udało, to czas od zadania pytania do otrzymania na nie odpowiedzi można było liczyć w miesiącach. Dla nastolatków wychowanych w czasach Quory, Facebooka i Google to coś niepojętego. Fakt, że dostęp do wiedzy może być aż tak utrudniony jest informacją szokującą.

Pomysł

Jest noc, siedzę i zastanawiam się, kim są teraz ci ludzie. Od wydrukowania ich listów przez redakcję minęły 22 lata. Czy ktokolwiek im odpisał? Kim są teraz? Czy gry wideo wpłynęły na ich życie? Czy nadal grają? To mogą być fascynujące opowieści, a przy okazji i niesamowita przygoda dla mnie. Ile z tych osób jeszcze mieszka pod dawnym adresem zamieszkania? Ilu z nich w ogóle mi odpisze? Ile będzie chciało się podzielić historią swojego życia?

Pierwszy ambitny plan zakładał, że odpiszę na ogłoszenia sprzed równo 20 lat. Pierwsza przeszkoda – nie było w tym numerze rubryki SOS. Trudno, nie będzie okrągłej liczby.

Sprawdzam poprzednie. Mam! Numer 7 i 8 z 1991 roku. W pierwszym z nich zresztą znajduje się mój debiut. Jako trzynastolatek wysłałem na dyskietce 5 ¼ cala (pojemność 360kB)  do redakcji swoją pierwszą recenzję napisaną na PC XT w programie Chiwriter. Została wyśmiana.

List

Siedzę w pracy, zaczynam myśleć nad listem. Co w nim napisać? Czy podać swój telefon? A może adres email? W końcu zapewne mało komu będzie się chciało wysłać do mnie list zwrotny.

Może tak bardziej na luzie i osobiście? Coś w stylu:

Hej,

Przeglądałem ostatnio stare Top Secrety i postanowiłem napisać do wszystkich osób, których ogłoszenia wydrukowano w numerach 7 i 8. Jestem dziennikarzem, pracuję dla firmy NextWeb Media. Kiedyś założyłem serwis o grach wideo Polygamia. W 7. numerze pojawiłem się w Superach, czyli miejscu, gdzie redakcja nabijała się z listów czytelników. Wtedy – przyznaję – zabolało. Teraz jest to tylko miła pamiątka. Przez te ponad 20 lat dużo zmieniło się w moim życiu. Mam synka, przeprowadziłem się do Warszawy.

Piszę to wszystko, bo Twoja historia też mnie bardzo ciekawi. Czy ktoś kiedykolwiek odpisał na Twoje ogłoszenie? Czy coś ci to dało? Kim teraz jesteś? Czy to zgodne z tym, co kiedyś sobie założyłeś? Czy gry wideo w jakiś sposób ci pomogły w życiu? Czy nadal znajdujesz czas na granie? Jeżeli tak – to czy podobają ci się współczesne gry?

Jak to się stało, że nadal mieszkasz w tym samym miejscu? Nie chciałeś się nigdy przeprowadzić? Mam tyle pytań… Jeżeli będziesz chciał na nie odpowiedzieć, to proszę zrób to listownie, albo wyślij mi emaila. W tytule maila wpisz proszę – "20 lat minęło", będzie mi prościej zebrać wszystkie opowieści w jednym miejscu. O ile oczywiście ktoś w ogóle mi odpisze.

A jeżeli nie jesteś osobą z ogłoszenia do której piszę – czy wiesz co się z nią stało? Czy możesz przekazać jej ten list?

W każdym z wypadków i tak dziękuję za poświęcony mi czas i mam nadzieję, że uda nam się pogadać i zebrać historie ludzi. Może dzięki temu uda nam się opisać pierwsze pokolenie polskich graczy?

No i hej – czy nie jest fajnie dostać znowu zwyczajny list, który nie jest rachunkiem, upomnieniem czy innym oficjalnym dokumentem?

Pozdrawiam,

Piotr Gnyp

Wysyłka

331 listów do wysłania. Na ile historii mogę liczyć? 1? 5? 10? 30? Nie mam pojęcia. List oczywiście wydrukowałem, adresowanie i pakowanie do kopert robię z pomocą redakcji.

Mija miesiąc.

Pierwszy odzew – to telefon. Ktoś dzwoni do biura, że pod tym adresem nikt taki nie mieszka. Nie wiem skąd ma telefon. Widocznie znalazł w internecie.

Obraz

A potem zaczynają przychodzić zwrotki. „Adresat nieznany”, „Zwrot”, „adresat wyprowadził się” – czasami z dopiskiem od listonosza – 15 lat temu, 6 lat temu. Czasami zdarzało się, że danej ulicy już nie było, czasami blok nie przetrwał. W sumie wraca do mnie 31 listów.

Ale niektórym chciało się odpisać.

Grzegorz

„Witam Cię serdecznie, Piotrze” – pisze do mnie Grzegorz. To pierwszy mail, który do mnie przyszedł. Przyznam, że traciłem już wtedy nadzieję na jakikolwiek odzew.

„Nic mnie tak dzisiaj nie zdziwiło jak Twój list . Szczerze to spodziewałem się raczej rachunków w skrzynce" - czytam dalej.

„To fakt, zbierało się gazetki związane z komputerami i grami (Bajtek, Top Secret , Secret Service)” - wspomina dawne czasy Grzegorz.

Odpowiada też na moje pytania - jest ojcem dwuletniego synka, a „za dzieciaka kombinował, że może zostanie jakimś gościem, który będzie tworzył gry lub po prostu kimś, któ będzie zarabiał na grach”.  Niestety, tak się nie stało.

„Życie tak się ułożyło, że wykonywałem już dziesiątki zawodów,  a obecnie jestem kierowcą” - pisze. Czy znajduje czas na granie? „Pewnie, że tak! Od grudnia jestem szczęśliwym posiadaczem PS3”.

Obraz

A współczesne gry? „Podobają mi się. Jeżeli chodzi o grafikę czy dźwięk, to wiadomo - wypas, ale jeżeli chodzi o grywalność… napiszę tak – od gierek sprzed 20 lat (posiadałem Commodore 64, później Amigę, którą mam do dziś w szafie) nie mogłem się oderwać dniami i nocami.  Zresztą tym bardziej, że nie było save’ów. Często w tych czasach spotykam gry, które wyglądają naprawdę pięknie i... to na tyle” – dodaje . I kontynuuje narzekanie: „po prostu nuda, nuda i jeszcze raz nuda, bardzo przewidywalne na najwyższym poziomie, bardzo poste i brakuje im po prostu tego czegoś. A może po prostu się mylę, bo jestem dużo starszy i mam teraz 34 lata” – kończy.

„Dzięki Piotrze za Twój list,  troszkę sobie powspominałem kręcenie śrubokrętem w magnetofonie, żeby ustawić głowicę , masę poprzekręcanych joysticków i tym podobne historie. Pozdrawiam Cię serdecznie” - pisze na koniec.

Kasia

Jako druga odpisała mi Kasia. Czego się od niej dowiedziałem? O tym przeczytacie już jutro na łamach Gadżetomanii.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)