Popularne niegdyś piecyki żeliwne, tzw. kozy, wracają do łask. Jednak modelu ze zdjęcia jeszcze sklepie nie znajdziecie: pali się w nim nie drewnem lecz etanolem.
Popularne niegdyś piecyki żeliwne, tzw. kozy, wracają do łask. Jednak modelu ze zdjęcia jeszcze sklepie nie znajdziecie: pali się w nim nie drewnem lecz etanolem.
Owalny piecyk, przypominający nieco wielgachne jajo ze złotym wnętrzem, wykonany w surowym lecz eleganckim, skandynawskim stylu, można wstawić gdziekolwiek. Przy spalaniu etanolu nie wydziela się sadza ani dym, więc nie ma potrzeby łączenia piecyka z przewodem kominowym. Komora spalania wyłożona mosiężnymi blaszkami efektywnie wykorzystuje blask ognia i odbija go w kierunku nagrzewanego pomieszczenia. Do pokoju trafia więcej ciepła i światła - efekt kominka murowany (i to bez drogiej marmurowej obudowy).
Tego typu piecyki świetnie sprawdzają się do doraźnego dogrzania pomieszczeń - wiele lat temu zostałam szczęśliwą właścicielką jednego z pierwszych wówczas na polskim rynku (i drogiego) piecyka na naftę. Tam też w komorze spalania zastosowano trik z odbijającą światło i ciepło błyszczącą kurtyną. Piecyk błyskawicznie nagrzewał pomieszczenie i znakomicie imitował kominek. Stąd moje przekonanie, że model, który widzicie powyżej, również się sprawdzi.
Uprzedzę krytykę, która już pewnie ostrzy sobie na mnie swoje klawiaturowe* zęby* ;-): owszem, przy spalaniu etanolu również wydziela się dwutlenek węgla. Nie jest to więc proces bezemisyjny. Ale etanol obecnie to nic innego jak tanie biopaliwo, które może powstawać z odpadów.
Skoro biopaliw i tak na razie nie wyeleiminujemy z naszego życia, lepiej już palić w piecyku etanolem niż drewnem. W tym pierwszym przypadku efektem ubocznym będzie jedynie wydzielenie CO2 do atmosfery. W tym drugim - dodatkowo o ileś drzew mniej w lesie.
Źródło: Green Launches