Quibi nową platformą filmów i seriali VOD. Działa tylko na smartfonach i promuje pionowe oglądnie
07.04.2020 22:29, aktual.: 09.03.2022 08:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na rynek internetowych platform wideo wszedł nowy gracz. Obok Netflixa, HBO GO czy Amazon Prime Video swoją niszę chce znaleźć Quibi. Jego wyróżnikiem jest to, że dostęp do treści umożliwiają tylko smartfony. Serwis promuje też oglądanie pionowe i krótkie formy.
Serwis VOD o nazwie Quibi już działa. Jest dostępny oficjalnie nawet w Polsce. Na razie można skorzystać z promocji darmowej subskrypcji na 90 dni. Później cena będzie wynosić 37,99 złotych na miesiąc, ale do wyboru znajdzie się i opcja tańszego abonamentu w cenie 23 złotych w zamian za oglądanie krótkich reklam. Promocję należy aktywować do 30 kwietnia.
Serwis stawia na własne produkcje i ma już pewną startową bibliotekę 50 pozycji (nie liczę poszczególnych odcinków, tylko całe serie). Filmy, materiały dokumentalne, talk-showy, programy kulinarne i inne. Wśród zatrudnionych reżyserów i aktorów możemy znaleźć takie sławy jak Guillermo del Toro, Steven Spielberg, Tom Cruise, James Franco, Bill Murray, Christoph Waltz i inni. Z taką ekipą treści raczej nie mogą należeć do kiepskich.
Quibi świetnie dostosowane do smartfonów
Bardzo oryginalnie prezentuje się podejście do prezentacji materiałów i interfejsu czy miejsce ich dostępności. Zasobów Quibi nie da się oglądać w przeglądarce WWW czy na smart TV. Nie ma także programu na Windowsa lub MacOS. Jedyną możliwością jest odpalenie Quibi na mobilnych systemach smartfonów (zapewne też tabletach, ale nie miałem żadnego pod ręką dla potwierdzenia) Android i iOS. Nie można też przesyłać wideo z aplikacji przez Chromecast czy inne usługi na TV.
W dodatku wszystkie treści zgodnie z filozofią platformy nie przekraczają 10 minut. Co w takim razie z filmami? Przecież te również są dostępne. Zostały podzielone na rozdziały w osobnych materiałach w taki sposób, aby żadna z części nie przekraczała dziesięciominutowej bariery.
Serwis znakomicie przegląda się na komórce. Przewijanie proponowanych treści czy paska postępu odtwarzania odbywa się pionowo, a nie jak zwykle ma to miejsce poziomo. Poza tym samo wideo również możemy oglądać w pozycji portretowej, przy czym nie mamy ogromnych połaci poniżej i powyżej okienka z filmem jak w pozostałych usługach.
Pionowa opcja oglądania nawet lepsza niż pozioma
Obraz wypełnia nam całą matrycę smartfonu. Nie jest to zrobione mechanicznie pokazując ten sam wycinek wideo z normalnego formatu. Pionowe wykadrowanie podąża za najważniejszym elementem sceny w taki sposób, aby niczego nie przeoczyć.
To nie wszystko, czasem nawet pionowo dostajemy zupełnie inne ujęcia niż zwyczajnie wykadrowane poziome. Spotkałem się np. z podzieleniem ekranu na dwie części. W górnej znajdowała się normalna scena z bohaterami w autobusie, a poniżej oddzielony czarną kreską kadr pokazujący jazdę wspominanego autobusu z lotu ptaka. Dolnego ujęcia wcale nie było w tradycyjnym poziomym kadrze.
W innym przypadku prezenter został przedstawiony z dwóch odmiennych perspektyw, aby lepiej wyglądać poziomo i ponowo. Ponownie były to dwa różne ujęcia zapewne realizowane z dwóch kamer na raz. Takie zabiegi wyglądają naprawdę świetnie. Wręcz jest więcej zabawy z pionowego oglądania.
Poza tym otrzymujemy domyślnie wypełnienie ekranu filmem, choć to już standard. Np. mając ultrapanoramiczne proporcje matrycy w widoku poziomym, obraz pokrywa cały wyświetlacz. Można go też jednym gestem pomniejszyć do oryginalnych proporcji 16:9 i odzyskać obcięte pasy kosztem czarnych fragmentów po bokach. No chyba, że nasz telefon ma dokładnie takie proporcje co nagrywany film, wtedy naturalnie opcja nie jest aktywna.
Nowatorskie podejście, ale Polacy mogą kręcić nosem
Mimo nakierowania się wyłącznie na mobilnych użytkowników, serwis ma niewątpliwie potencjał i wnosi ogromny powiew świeżości. Na razie ma tylko dwie wady. Jedna z nich to niezbyt przepastna biblioteka wideo. Jednak pamiętajmy, że kolejne tytuły są w produkcji, stoją za nimi wielcy świata kina i telewizji. Niewiadomą pozostaje tylko, w jakim tempie Quibi będzie zapełniać się nowymi produkcjami.
Większą niedogodnością jest ignorowanie polskiej widowni mimo dostępności serwisu w naszym kraju. Nawet nie liczyłbym na lektora czy dubbing, ale wzorem Amazon Prime Video można by było zaopatrzyć jakąś część zawartości w polskie napisy, który nie ma tak wielu wideo z lektorem lub dubbingiem jak Netflix. Niestety problem jest szerszy i nie tylko Polacy mogą czuć się pominięci. Obecnie można włączyć napisy po angielsku lub hiszpańsku, które i tak przydadzą się tylko odbiorcom w miarę dobrze znającym ten język. Innych wersji brak i nie wiadomo kiedy mogłyby pojawić się na Quibi.