Recenzja Fifa 10
02.10.2009 09:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dzisiaj premiera dziesiątej Fify. Gry z tej serii pojawiają się częściej niż komisje śledcze w Polsce.
Czy nowa odsłona sprawi, że będziemy mieli ochotę kopnąć producenta w tyłek?
Dzisiaj premiera dziesiątej Fify. Gry z tej serii pojawiają się częściej niż komisje śledcze w Polsce.
Czy nowa odsłona sprawi, że będziemy mieli ochotę kopnąć producenta w tyłek?
Miłość do piłki
Z serią Fifa jest ostatnio trochę tak jak z walentynkami. Co roku ten sam dzień zbiera takie same cięgi od antyfanów twierdzących, że to święto wymyślone przez producentów chcących się nachapać. Co roku taka sama formuła, co roku tysiące złotych wydane na podobne produkty i co roku krytyka. Jedyne osoby, które nie narzekają to miłośnicy tego święta, których nie obchodzi plastikowo różowa otoczka. Oni po prostu chcą się pościskać, pomacać i mieć ubaw do bladego rana.
Jeśli zaliczacie się do pierwsze grupy ludzi, to zapewne podobny stosunek macie do Fify. Polityka „odcinania kuponów” stosowana w grach sportowych może wkurzyć jeśli naprawdę nie kochamy tych tytułów. Dla takich ludzi żadne zmiany w Fifa 10 nie będą wystarczające. I tak stwierdzą oni, że to ten sam tytuł co rok temu, tylko z drobnymi poprawkami.
Wszyscy inni, prawdziwie zakochani w wirtualnej piłce nożnej gracze, powinni być w siódmym niebie.
Korekta, ale szczegółowa
Trzeba to powiedzieć od razu. Electronic Arts nie zaskakuje w nowej edycji swojej piłki i nie wyrusza na podbój niezbadanych terytoriów. Od zeszłego roku zmieniono wiele, ale równie wiele pozostawiono bez w takim samym stanie. Nadal wizualnie gra moim zdaniem nie powala, nie urywa mordy sztuczną inteligencją, ba! Ma nawet wpadki w dziedzinie licencji zapominając na przykład o składach z Litwy, Łotwy i Estonii.
Cała zabawa z wydawanymi co roku częściami tej samej gry to korekta na drodze ku perfekcji. Właśnie dlatego w nowej edycji animacje szalejącego sędziego (i nie tylko te) rzadziej przerywają właściwą rozgrywkę, pada mniej kartek, dośrodkowania są szybsze, a strzały z wolnych i wślizgi celniejsze.
Dlatego też producent dodał mocno reklamowane możliwości dryblingu 360 stopni, o którym wzmianka pojawia się nawet na okładce gry.
Dzięki takiemu pomysłowi uzdolniony gracz ma jeszcze większa kontrolę nad piłką, mogąc robić z nią na boisku takie cuda, że żaden zawodnik, czy to szybszy, czy silniejszy mu nie podskoczy.
Gra stawia też znacznie bardziej na grę kontaktową. W połączeniu ze wspomnianą, mniejszą ilością kartek fani ostrej gry mogą wreszcie się na elektronicznej murawie wyżyć. Wystarczy lewy spust, gałka i już atakujemy przeciwników ciałem. Bardziej ofensywnie niż poprzednio. W tej grze liczy się męska walka kontaktowa, drybling, zwody, a nie tylko szybkość. Co oczywiście nie znaczy, że dobrze wyprowadzona, daleka piłka nie pozwala nadal od czasu do czasu na przelecenie całego boiska bokiem aż pod bramkę rywala.
Tak więc Fifa na rok 2010 to nie zupełnie nowe dzieło, ale po prostu kolejne wydanie po korekcie redakcyjnej. Bardzo szczegółowej.
Łatwo grać, niełatwo wygrywać
Realizm, realizm i jeszcze raz realizm – krzyczał zapewne jeden z twórców gry tylko po to by z drugiego końca pokoju odezwał się inny nawołujący:
Prostota, prostota i jeszcze raz prostota.
Na tylnej części pudełka Fify 10 na Xboxa 360 czytamy o „precyzyjnej kontroli”, „realistycznych trybach” i „doskonaleniu rozgrywki”. Widać jak na dłoni, że w tym roku EA chciało przemodelować grę w kierunku bardziej rzeczywistego oddania piłkarskich zmagań. Z drugiej strony to gra, której meritum jest multiplayer. A jeśli tak to musi się w nią stosunkowo łatwo grać.
Właśnie dlatego w Fifie 10 chyba najbardziej z całej serii czuć znaczenie treningu. To tak jak z bijatykami. Praktycznie w każde mordobicie można grać bez żadnego przygotowania. Wystarczy mieć sprawne palce i nie bać się zniszczenia padów przez walenie w nie na ślepo. Sęk w tym, że tak można grać, ale nie wygrywać. Jedynym sposobem na odniesienie prawdziwego sukcesu jest perfekcyjne opanowanie ciosów, kombosów i takich kombinacji przycisków, że do ich spamiętania jest potrzebny wszczep w mózgu.
FIFA 10 "New Skills" Tutorial
Fifa 10 to materiał na IDEALNĄ grę turniejową. Tym tytułem może bawić się każdy. Nawet osoba, która pierwsza raz ma w ręku pada. Ale tylko prawdziwi zapaleńcy będą zajmowali pierwsze miejsca w meczach ligowych.
I naprawdę nie ma tu najmniejszego znaczenia fakt, że zbyt łatwo wchodzą loby nad bramkarzem, że AI jest lepsze, ale czasem nadal skretyniałe, strzały z główki są czasem wybitnie niecelne, a bramkarze nadal lubią sobie wyjść z bramki na herbatkę i ciasteczka. Ogólne wrażenia z rozgrywki są takie, że szczęka opada.
Mam gdzieś to jak ta gra wygląda i jakie nadal ma błędy. W nią gra się po prostu ZNACZNIE przyjemniej niż w edycję 09.
Z dużej chmury mały deszcz?
Z innych frykasów jakimi w tym roku karmi nas producent warto wymienić:
- \realistyczny\ tryb menedżerski z rozwojem zawodników transferami, własnym stopniem trudności i wszystkim tym co powinno być,
- edytor zawodnika, w którym możemy stworzyć swoją facjatę i „ubrani” w nią zrobić karierę. Twórcy chcą by umieszczać swoje podobizny w sieci(http://www.easports.com/news/item/file/GameFace_Index), grać w wirtualnych klubach, zdobywać popularność, a w końcu stać się prawdziwą sławą sieciowych rozgrywek,
- edytor stałych fragmentów gry (zapewne w grze sieciowej będzie to niedozwolone, bo można rzeczywiście ustalić niezłe akcje),
- poprawy w komentarzach naszych ulubionych kolegów S i S.
Wszystko to jest dość mocno reklamowane przez wydawcę i nie ma się co dziwić. Ktoś tu się napracował. Moim zdaniem te zmiany nie są akurat jakoś wielce znaczące. To raczej tylko ciekawe dodatki do faktycznej poprawy w rozgrywce. No bo kto do diabła gra w Fifę dla trybu menedżerskiego gdy są od tego osobne, większe i lepsze tytuły?
Mimo wszystko Fifa 10 oferuje już tyle, że Pro Evolution Soccer 2010 ma wysoką poprzeczkę do przeskoczenia.
Numerek na jedną noc?
Jak wiadomo najlepsze randki walentynkowe to takie, które kończą się w łóżku. Z Fifą 10 osobiście mógłbym mieć dzieci i wcale nie przeszkadzałoby mi, że PES-owcy wyzywali by je od ułomnych. One i tak miałyby wielu przyjaciół.
Ktoś może powiedzieć, że kupowanie kolejnej piłki to strata pieniędzy bo ta randka to w sumie numerek na jedną noc. Za rok przecież będzie Fifa 11. Tylko, że w przypadku tej gry ów numerek będzie trwał grubo ponad 365 dni. Jesteście w stanie zrezygnować z tak długiego orgazmu?
Plusy:
- dużo poprawek w samej rozgrywce,
- szybciej, dynamiczniej i bardziej intuicyjnie,
- nowe dodatki (tryb menedżerski, gwiazda online itp.),
- ogólna radocha jaka płynie z obcowania z tym tytułem.
Minusy:
- AI czasem nadal bardziej A niż I,
- graficznie nie rzuca na kolana.
Ocena: 9/10