Samoloty E‑8 Joint STARS nad Ukrainą. Są jak latająca komórka wywiadu wojskowego
30.01.2022 09:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nad Ukrainą pojawiają się niepozorne samoloty. Startują z bazy w Ramstein, przelatują nad Polską, a potem godzinami krążą na wschód od linii Charków – Zaporoże. Mają w tym ważny cel, bo E-8 Joint STARS to oczy i uszy amerykańskiej armii.
Wyglądają jak zwykłe, stare Boeingi 707. Linie pasażerskie w naszej części świata już takich nie używają, ale amerykańskie maszyny, choć nieraz mają na pokładzie nawet kilkudziesięciu operatorów systemów rozpoznawczych, ciągle pozostają w służbie.
Tym, co odróżnia je od setek podobnych samolotów, jest podkadłubowa owiewka, przypominająca nieco przyczepiony do samolotu, wielki kajak. Kajak kryje w sobie cud techniki – opracowany przez koncern Northrop Grumman, wielofunkcyjny radar AN/APY-7, którego wielka antena mierzy ponad 7,3 metra.
Wielkie rozmiary oznaczają w tym przypadku także wielkie możliwości, bo – w zależności od trybu pracy – radar może mapować rzeźbę terenu, różne nieruchome obiekty - jak budynki - ale także stojące i poruszające się pojazdy.
Radar, który widzi wszystko
Choć radar AN/APY-7 jest dedykowany do rozpoznawania celów na powierzchni ziemi, poradzi sobie także z lecącymi nisko śmigłowcami czy dronami. A wszystko to na odległość sięgającą 250 km.
Z takiego dystansu samolot jest w stanie nie tylko "dostrzec" pojedynczy czołg czy jadący po drodze samochód, ale także – choć nie we wszystkich przypadkach – rozpoznać go, przypisując do określonego typu czy modelu.
Ma to kluczowe znacznie zarówno dla rozpoznania sytuacji w czasie pokoju, jak i w czasie działań wojennych. Warto o tym pamiętać choćby w kontekście podawanych przy wielu okazjach zasięgów różnych systemów artyleryjskich czy rakietowych: sam zasięg broni nic nie znaczy bez możliwości wykrycia, rozpoznania i wskazania dla niej celu. E-8 Joint STARS bierze to zadanie na siebie.
Samolot, który upokorzył Saddama Husajna
Swoją przydatność samoloty E-8 Joint STARS po raz pierwszy pokazały podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej. Skierowane na Bliski Wschód dwa pierwsze, jeszcze formalnie niegotowe do służby egzemplarze szybko dowiodły swojej przydatności.
To właśnie dzięki nim siły Koalicji Antyirackiej osiągnęły swoje pierwsze, błyskotliwe zwycięstwo: z minimalnymi stratami odbiły saudyjskie miasto Chafdżi, zajęte niespodziewanym rajdem przez jednostki Saddama Husajna.
Duma irackiej armii nie wiedziała, że czeka ją masakra: straty sięgały 80 proc., a większość z nich nastąpiła na długo przed nawiązaniem kontaktu z nieprzyjacielem.
Było to wynikiem działania samolotów E-8 Joint STARS. To właśnie one precyzyjnie wykryły i rozpoznały cele, a następnie naprowadzały na nie artylerię i lotnictwo na długo przed tym, nim do walki z niedobitkami irackich wojsk weszły jednostki lądowe Koalicji.
50-letni weterani
Latająca komórka wojskowego wywiadu zapewnia Amerykanom ogromną przewagę, jednak samoloty E-8 Joint STARS nie są bez wad. Kluczową z nich jest wrażliwość na ogień nieprzyjaciela – misje rozpoznawcze wymagają nie tylko panowania w powietrzu, ale także zabezpieczenia przed naziemnymi wyrzutniami rakiet przeciwlotniczych dalekiego zasięgu.
Kolejną kwestią jest fakt, że system rozpoznawczy powstawał w epoce międzynarodowego odprężenia, oznaczającego w wojsku cięcia budżetowe. Sprawiło to, że o ile na początku lat 90. sam radar i systemy służące do obróbki pozyskanych przez niego danych były nowoczesne, to nie można powiedzieć tego samego o samolotach, na których je zamontowano.
Jako platformę wybrano bowiem stare, wysłużone Boeingi 707, wyprodukowane w latach 70. i 60. Co więcej, o ile awionika i systemy rozpoznawcze były w ciągu 30 lat służby modernizowane, to same samoloty traktowano po macoszemu.
Efekt jest taki, że intensywnie eksploatowane maszyny wymagają coraz kosztowniejszego serwisu, a ich możliwości są ograniczone m.in. przez silniki, wymuszające korzystanie z długich pasów startowych.
Nowa generacja maszyn rozpoznawczych
Słabości te nie stanowią dla Amerykanów sekretu, dlatego od dawna prowadzone są poszukiwania następcy. Obok studiów nad kolejną generacją dużych maszyn rozpoznawczych, pod uwagę brano także całkowite zastąpienie załogowych maszyn rozpoznawczych dronami.
Wygrało rozwiązanie hybrydowe – wycofywane samoloty są zastępowane przez flotę maszyn Bombardier E-11A. To znacznie mniejsze i tańsze w eksploatacji samoloty dyspozycyjne, które mogą jednak zaoferować podobne możliwości w zakresie długotrwałości lotu czy pułapu.
Zobacz także
Mają one na pokładach nowy system BACN (Battlefield Airborne Communications Node - powietrzny węzeł łączności pola walki), który jest także montowany na dronach rozpoznawczych EQ-4B Global Hawk.
Co więcej, w ostatnich tygodniach również i te maszyny pojawiały się nad Ukrainą. Można zatem przypuszczać, że – gdyby doszło do eskalacji konfliktu na Ukrainie – załogowe maszyny rozpoznawcze zostaną prawdopodobnie wycofane, a ich rolę przejmą wspomniane bezzałogowce.