Samotność na Księżycu | recenzja filmu Moon
We wpisie z 10 kwietnia 2009 roku napisałem: ?Mam nadzieję, że trafi kiedyś do Polski.? I doczekałem się, ale dystrybutorowi zajęło to ponad półtora roku (sic!) od światowej premiery. Zastanawiam się, po co puszczać Moon w kinach po tak długim okresie, zamiast od razu wydać na DVD/Blu-ray? Mniejsza z tym, ważniejsze jest pytanie, czy film jest wart tyle zachodu? Krótka odpowiedź: zdecydowanie jest!
03.09.2010 13:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
We wpisie z 10 kwietnia 2009 roku napisałem: ?Mam nadzieję, że trafi kiedyś do Polski.? I doczekałem się, ale dystrybutorowi zajęło to ponad półtora roku (sic!) od światowej premiery. Zastanawiam się, po co puszczać Moon w kinach po tak długim okresie, zamiast od razu wydać na DVD/Blu-ray? Mniejsza z tym, ważniejsze jest pytanie, czy film jest wart tyle zachodu? Krótka odpowiedź: zdecydowanie jest!
Debiutujący reżyser Duncan Jones już zdążył zapisać się na kartkach historii kina sci-fi, gdyż jego film wychwalany jest pod niebiosa, zarówno przez krytyków, jak i widzów. Trudno się komukolwiek dziwić, wszak filmy z tego gatunku zazwyczaj kojarzą się z bezmózgą rozwałką i mało jest produkcji, które nie uwłaczałyby inteligencji widza. Moon jest ambrozją dla fanów kina sci-fi, oczekujących od niego czegoś więcej, niż tylko efektownej strzelaniny.
Duncan Jones stworzył film gorzki i smutny. Po seansie zapewne wielu z Was pozwoli sobie na chwilę zadumy. Czy do takiej przyszłości zmierzamy? Czy człowiek będzie traktowany wyłącznie jako narzędzie pracy? W gruncie rzeczy zawsze mieliśmy z czymś podobnym do czynienia. Kiedyś byli niewolnicy, teraz ludzie pracują w niewolniczych warunkach za marne grosze, a kiedyś być może zostaniemy ?zastąpieni?. Nie od dziś wiadomo, że człowiek człowiekowi wilkiem, więc dlaczego miałoby się to zmienić w przyszłości?
Siłą Moon jest historia. Z początku wadą może wydać się zbyt szybkie wyłożenie wszystkich kart, lecz z każdą kolejną minutą dochodziłem do wniosku, że nie o zaskakujące twisty reżyserowi chodziło. Sam Bell, bo tak nazywa się nasz samotny astronauta, przez trzy lata wydobywa na Księżycu cenne złoża energii, by pod koniec służby zmierzyć się ze swoim losem. Jones stawia pytanie, ile wart jest ludzkie życie, a my zastanawiamy się, czy przypadkiem lepiej nie jest żyć w niewiedzy i iluzji.
Brawa należą się dla Sama Rockwella, który na swoich barkach musiał udźwignąć cały film. Co prawda wspomagał go Kevin Spacey, ale skoro podkładał on jedynie (pięknie i hipnotycznie) głos robotowi, uwaga widzów koncentruje się przede wszystkim na jedynym aktorze. Rockwell stworzył przejmującą kreację, która nie pozwoli Wam oderwać oczu od ekranu, a być może uronicie nawet łzę lub dwie.
Moon zdecydowanie nie jest filmem dla każdego. Większość będzie kręciła nosem, że jest nudny, przegadany i mało efektów specjalnych jak na kino sci-fi. Duncan Jones nie nakręcił widowiska, lecz skromny i poruszający dramat o wartości ludzkiego życia. Oprawa sci-fi jest tylko dodatkiem, ale dodatkiem jak najbardziej uzasadnionym.
Foto: Filmweb, Impawards