Social Media Maven i lotnisko w Radomiu, czyli dramat w trzech aktach
13.01.2015 17:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wyśmiewane w starych komediach Stanisława Barei absurdy PRL-owskiej rzeczywistości wydają się reliktem dawno minionych czasów. Okazuje się jednak, nie brakuje ich również współcześnie, czego przykładem może być zaproszenie, które pojawiło się niedawno na facebookowym profilu lotniska w Radomiu.
Akt I. Wycieczka na lotnisko
Lubię przeglądać nazwy stanowisk, związanych z mediami społecznościowymi. Czego tam nie ma! Social Media Ninja, Retail Jedi, Minister of Enlightenment, Digital Overlord, Social Media Princess, Ninja, Guru, Diva…
Wśród tych wszystkich górnolotnych, a czasem całkiem pomysłowych i zabawnych określeń zawsze rozbraja mnie Social Media Maven. Maven to po hebrajsku ten, który rozumie. W naszej części świata spopularyzował go Malcolm Gladwell w swoim „Punkcie przełomowym”, a różne branże ochoczo podchwyciły, szafując mavenami na prawo i lewo.
„Wiem, że nic nie wiem” – zauważył dawno temu Sokrates. I choć fałszywa skromność nie jest cnotą, to mam wrażenie, że prezentowanej przez tego starożytnego Greka skromności, pokory i świadomości własnych niedostatków brakuje wielu współczesnym Social Media Mavenom. Jeden z nich, prowadzący na Facebooku profil Portu Lotniczego Radom postanowił niedawno zwrócić się do społeczności i wrzucił na firmowy profil zaproszenie do zwiedzania lotniska w Radomiu. No i się zaczęło.
Tak się bowiem składa, że z radomskiego portu lotniczego nie latają rejsowe samoloty. Nie, że przesadzam, koloryzuję i upraszczam, bo rzadko, ale jednak coś lata. Nic z tych rzeczy – spójrzcie na stronę lotniska. Widzicie tam zakładkę „Odloty”? Nie? No właśnie – nie jest potrzebna, bo stamtąd naprawdę nic nie odlatuje.
Akt II. Co robi lotnisko? Organizuje wycieczki!
To nie jest tak, że gdy się chce komuś przywalić, to powód zawsze się znajdzie. Życzę lotnisku w Radomiu jak najlepiej. W ogóle życzę jak najlepiej wszystkim lotniskom w Polsce, co w sumie oznacza, że jedne będą zabierały pasażerów drugim, bo zdaniem ludzi, którzy się na tym znają, portów lotniczych mamy w Polsce za dużo. Konkretnie 14, a już niedługo kolejny wojewoda będzie mógł w błysku fleszy przeciąć wstęgę na następnym, w Szymanach.
Radomska Pantera
Niektóre z lotnisk wpadły przy tym na pomysł, by udostępnić swoje obiekty w roli atrakcji turystycznej. Sam pomysł, by lotnisko można było zwiedzać, nie jest głupi – niektóre terminale projektowali znani architekci, a dzieci małe i duże, do których sam się zaliczam, lubią patrzeć na wielkie samoloty, sokoły i pojazdy lotniskowej straży pożarnej, z nowoczesnymi Panterami na czele. Zwiedzanie takich miejsc jest normą na całym świecie i nie ma powodu, by jakiekolwiek lotnisko za to krytykować.
Problemem jest coś innego. Wszędzie takie wycieczki to działalność poboczna. Margines, coś robionego przy okazji, bo przecież lotniska służą do czegoś zupełnie innego, a i dla zwiedzających największą atrakcją są zazwyczaj startujące i lądujące samoloty. W przypadku Radomia jest inaczej - zwiedzanie to obecnie jedyny powód, by ktokolwiek – poza pracownikami – miał się na lotnisko udać.
Akt III. Social Media Maven w akcji
Nie jest moim zamiarem wytykanie polskich absurdów, których przykładem stało się radomskie lotnisko. Nie śmiałbym również wbijać szpilek Radomianom – absurdy małe i duże znajdziemy przecież w każdym polskim mieście. Nie jest też moim celem krytykowanie samego pomysłu, by w Radomiu było lotnisko.
Chodzi mi jedynie o zwrócenie uwagi na to, że Social Media Maven, reklamujący na Facebooku wycieczki na lotnisko zmarnował dobrą okazję, by poudawać, że go nie ma. Nie nadążam za tokiem myślenia kogoś, kto wystawia swojego pracodawcę czy zleceniodawcę na tak łatwy strzał. Wręcz zaprasza, aby poszydzić, a przecież użytkowników Facebooka o coś takiego nigdy nie trzeba dwa razy prosić.
Taka promocja, to żadna promocja. Chyba, że chodzi o to, by mówili – obojętnie jak. I by w świat poszła wiadomość o nowym lotnisku, z którego co prawda nic nie odlatuje, ale można tam wybrać się na wycieczkę. Zupełnie jak do muzeum. Tylko jakiego? Bo raczej nie lotnictwa…