Sony KD‑65A8. Ten telewizor to marzenie gracza
Rozdzielczość 4K Ultra HD. 65 cali przekątnej ekranu. Efekt HDR. Ekran typu OLED. Te kilka parametrów wystarczy, żeby gracz zrobił szerokie oczy i pomyślał w duchu: "Chcę". Przez kilka miesięcy taki sprzęt stał się moją bazą pod Netflixa, Xboksa i PlayStation. I było doskonale.
04.01.2021 | aktual.: 06.03.2024 22:25
Testowałem różne telewizory. Miałem już wcześniej okazję grać na telewizorze OLED od innej firmy. Sprawdzałem dokładnie te cechy, o których słyszałem legendy - z największą uwagą poświęconą słynnej "idealnej czerni". Legendy były zdecydowanie prawdą.
Ale po drodze przerobiłem też sporo tańszych czy średniej klasy telewizorów. Nie przepadam za trzymaniem się wyłącznie sprzętów z najwyższych półek, bo przecież nie każdy lubi spłukiwać się na zakupach. Albo marzy o jakimś konkretnym modelu, ale czasem sytuacja na niego nie pozwala.
Stąd też testowałem pod rząd kilka różnych wersji telewizorów TCL - i chiński producent bardzo, ale to bardzo pozytywnie zaskoczył mnie klasą sprzętu w stosunku do ceny. Do dziś wspominam model TCL [sprawdzić], na którym ogrywałem genialne "Star Wars Jedi: Fallen Order". Było cudownie.
Jednocześnie bardzo miło było się przesiąść na Sony 65A8 i przypomnieć sobie, że jakość może być bardzo dobra, ale może być też znakomita. I że różnicę dostrzegę nawet ja, a nie tylko maniacy w temacie, jak nasz redakcyjny spec - Jakub Krawczyński.
Pierwsze kroki
Zacznijmy od początku, czyli montażu. Najlepszy nawet sprzęt pozostawi nam na długo niesmak, gdy pierwsze zetknięcie z nim będzie zgrzytem. Nie znoszę zabawy ze śrubkami - i gdy przy demontażu okazuje się, że te były fatalnej jakości, bo zwykły śrubokręt, zamiast wykręcać, wyżłabia w nich dziury.
Tymczasem Sony KD-65A8 montujemy tak, jak na klasę telewizora przystało. Zero śrubokręta - tylko dwa już gotowe podnóżki z metalowym wspornikiem, który wciskamy pod ekran, aż usłyszymy charakterystyczny dźwięk. Koniec. Tak, drodzy producenci, powinien wyglądać montaż każdego sprzętu, drodzy producenci.
Z tyłu telewizora znajdują się dwa wyżłobienia. Oficjalnie są one, rzecz jasna, na kable, ale ich rozmiar oraz miejsce sprawiają, że idealnie nadają się do chwycenia, żeby przenieść TV i postawić w miejscu docelowym. Kabel zasilający jest elegancko schowany w jednym z nich. W drugim mamy użytkowe złącza.
Postawiony, włączamy. Częstą praktyką jest dawanie do zestawu dwóch pilotów - dużego i małego. Nie pochwalam zużywania nadmiaru materiałów, ale mały faktycznie się przydawał dla tych, którzy korzystają wyłącznie z funkcji smart TV i nie podłączają się do sieci telewizyjnej. Mnie wystarczy zmiana głośności, przełączanie źródła na HDMI czy USB i guzik "Netflix". Duży pilot trochę zagraca przestrzeń. Do tego, choć ładnie wygląda, kontroler Sony jest trochę za lekki i nie stwarza wrażenie odpowiedniego dodatku do produktu premium, jakim niewątpliwie jest Sony KD-65A8.
Jeszcze słowo o złączach. Z tyłu znajdziemy 3xHDMI, USB, wejście na TV satelitarną i antenowe, cyfrowe wyjście audio oraz port ethernet. Bardzo się chwali zbudowanie kilku portów bezpośrednio z boku ekranu. Mamy tam HDMI, 2xUSB oraz wejście audio i słuchawkowe. Poprawnie!
Tyle o detalach. Przejdźmy do głównego dania.
W filmie i w grze
Konfiguracja to standardowy proces, jak przy niemal każdym smart TV dobrej marki z Androidem. Główne menu? Niespecjalni wyszukane, np. w porównaniu do tego co proponuje LG, ale bardzo praktyczne. Zerknijcie.
Z jednej strony przypomina mi menu dowolnego telewizora, nie czuć za grosz designerskiej ręki. Takiego czegoś, co sprawia, że patrzymy i w sekundę wiemy: "Hej, to telewizor Sony". Ze strony drugiej włączam w sekundę to, co mnie interesuje. Podobają mi się też wielgachne kafle, które proponują wybrane dla mnie nowości lub kontynuowanie już rozpoczętych seriali. Bardzo praktyczne.
Jakość? Perfekcyjna. Przede wszystkim wrażenie zrobił na mnie ekran 65 cali, a miałem taki we własnym mieszkaniu pierwszy raz. Generalnie jestem osobą, która szybko przyzwyczaja się do większych przekątnych. Odkąd zamieniłem 19-calowy monitor CRT na 26-calowy ekran (który przy zakupie wydał mi się OLBRZYMI), zrozumiałem, że błyskawicznie się przyzwyczajam do większych ekranów.
Do tej pory testowałem wyłącznie 55-calówki. Ogromne, jak się je wyjmuje z pudełka, ale... w moich mieszkaniu łatwo traciłem komfort oglądania, a zwłaszcza grania. Przy odległości ok. 3,5 metra, jaką mam od stołu do kanapy, z filmami jest "bardzo dobrze", bo trochę detali jednak umyka. W przypadku gier - klapa. Wymagające precyzji momenty były nie do przejścia. Musiałem przesiąść się na fotel i dopiero przy 2-2,5 metrach było idealnie.
65-cali zmieniło dla mnie sytuację całkowicie. Zawsze wydawało mi się, że to przegięcie, jeśli chodzi o średniej wielkości mieszkania, a nie domy, gdzie przestrzeń modelujemy w dowolny sposób. Nic bardziej mylnego. Seanse na oddalonej kanapie stały się perfekcyjne, a granie w ogóle możliwe w komfortowy sposób. Z kolei gdy usiadłem bliżej, pierwszy raz w życiu poczułem się jak w kinie. To doznanie, że ekran jest jakby za duży, ale jednocześnie chłoniemy wszystko jak koncert z pierwszego rzędu.
Tyle o rozmiarze. Jakość? Nie miałem przez sekundę wątpliwości, że z absolutnie najwyżej półki. Po pierwsze, co bardzo cieszy, sprzęt najczęściej sam rozróżniał, czy mam włączoną konsolę, czy odpalony streaming filmów i dobierał do tego odpowiednie ustawienia. To duży komfort, że nie muszę sam biegać po graficznych opcjach i zastanawiać się, która lepsza. Albo wyłączać ten straszne "tryb opery mydlanej".
Specjalnie na testy wykupił na Netfliksie pakiet 4K - i szczęka opadła z wrażenia. Test na podstawie "Naszej planety", jednej z najgłośniejszych, przyrodniczych produkcji BBC ostatni lat, przeszedł moje oczekiwania. Jakość i naturalność kolorów. Cudowna płynność przy scenach akcji. I przede wszystkim ta rozdzielczość, która pierwszy raz w życiu sprawił, że wstałem z kanapy i wlepiłem twarz ekran, żeby z bliska podziwiać i wypatrywać, czy nie widać pikseli. Nie, nie było widać. Równie dobrze Sony KD-65A8 radzi sobie ze starszymi produkcjami. Chociaż część ma charakterystyczne ziarno, wszystko było ostre jak żyleta.
Ale nie ukrywam, że najwięcej godzin spędziłem z grami, a zwłaszcza z dwiema - "Forzą Horizon 4" i "Ghost of Tsushima". Pierwsza ma już parę lat na koncie, ale nadal pozostaje graficznym monstrum, a i w trybie 4K, i w trybie 60 klatek na sekundę (jakie umożliwia Xbox One X) wyglądało cudnie.
Niemniej to "Ghost of Tsushima", najładniejsza gra 2020 roku do czasu jesiennych premier na nową generację konsol, była największym cymesem. Rozdzielczość 4K, efekt HDR plus magia studia Sucker Punch - wszystko wybiło tutaj z mocą wodospadu. Ta gra na telewizorze Sony KD-65A8 wyglądała tak nieprawdopodobnie pięknie, że godziny zaczęły mi zlatywać na samej eksploracji tytułowej Cuszimy i podziwianiu widoków.
Wszystkie sceny, niezależnie czy dzień, czy noc, czy łaziłem po domu, czy ze szczytu góry obserwowałem okolicę albo czy wychodziłem z ciemnego pomieszczenia w jasną przestrzeń. Wszystko wyglądało perfekcyjnie. Może to właśnie przez korzystanie z tego właśnie ekranu miałem poczucie, że "Ghost of Tsushima" deklasuje graficznie wszystko - także "Valhallę" czy "Watch Dogs: Legion".
Gdybym, jako przede wszystkim gracz, na drugim miejscu widz filmów i seriali, mógł oszczędzić kasę i zafundować sobie TV z wyższej półki, bardzo mocno rozważałbym właśnie ten model i właśnie tej wielkości. Tym bardziej, że model A8 posiada złącze HDMI 2.0b, a więc jest przystosowane do obsługi większości opcji (zabraknie 4K120 i VRR), jakie oferuje PlayStation 5 i Xbox Series X, a także przez nie płynie dźwięk eARC.
Cena telewizora Sony KD-65A8 zaczyna się 8999 złotych.