Wygląda na to, że sytuacja z PSN powoli zaczyna się stabilizować. W Sieci aż huczy od plotek o tym, że japoński gigant już wie, kto odpowiada za całe zamieszanie. Niektórzy twierdzą nawet, że wiadomo, jakie konkretnie dane zostały skradzione, a my - użytkownicy - nie mamy się czego obawiać. Czyżby?
Wygląda na to, że sytuacja z PSN powoli zaczyna się stabilizować. W Sieci aż huczy od plotek o tym, że japoński gigant już wie, kto odpowiada za całe zamieszanie. Niektórzy twierdzą nawet, że wiadomo, jakie konkretnie dane zostały skradzione, a my - użytkownicy - nie mamy się czego obawiać. Czyżby?
Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, co innego podają oficjalne źródła (Sony), a co innego mówią sami poszkodowani. Japoński gigant chyba robi dobrą minę do złej gry. W Sieci pojawiły się już skargi sfrustrowanych userów, którzy twierdzą, że ktoś np. zablokował im konta Gmail. PR Sony jak zawsze uspokaja, mówiąc, że nie ma powodów do niepokoju i że firma nad wszystkim panuje.
Może coś w tym jest - jeden z brytyjskich banków świadczących usługi online (smile.co.uk) wystosował oficjalny komunikat do swoich użytkowników, w którym podaje, że ze skradzionymi danymi nikt nic nie może zrobić. Nie musimy się więc obawiać, że za jakiś czas do naszych drzwi zapuka komornik, żądając spłaty zaciągniętych kredytów.
Sony robi, co może, ale robi to jakoś nieudolnie. Wariantów jest kilka: albo prowadzone jest wewnętrzne śledztwo, dlatego też udostępnia się mało informacji, albo śledztwo przejęła oddzielna agencja i wszystko objęto klauzulą tajności. Jedno jest pewne - kradzież danych nastąpiła 9 dni temu, a samo PSN nie działa już pełny tydzień.
Ilu z Was w tym czasie przesiadło się na inną platformę?
PS Eksperci oszacowali, że wyciek informacji może kosztować Sony nawet 24 miliardy dolarów!
Źródło: vgn365