Spamerzy nie próżnują, ciągle myślą i planują jakby tu nabrać potencjalnego Kowalskiego i wykorzystać go do przedstawienia mu jakiegoś „bardzo ciekawego produktu”. Były już rozsyłane maile ze spamem w formie mp3, teraz przyszedł czas na wykorzystanie jednej z najbardziej popularnych i rozpoznawanych marek – Google. O co chodzi? Spamerzy „podstawiają” na stronach wyników wyszukiwania zamaskowanych adres URL, który do złudzenia przypomina normalny odnośnik znany użytkownikom Google.
Spamer wybiera ciąg zapytań, który spowoduje wyświetlenie w wyniku tylko jego strony. Następnie symuluje kliknięcie przycisku "Szczęśliwy traf" co doprowadza do przekierowanie na jeden z adresów wyszukiwarki.
Operator "inurl" wyświetla w wyniku dokumenty, które zawierają w swoim odnośniku wyszukiwane słowo. Z kolei "intext" wykorzystywany jest do wynajdywania stron z pożądanym wyrażeniem w jego tekstowej części. Spamer umieszcza nazwę swojej domeny jako argument operatora "intext", w drugim kilka słów dzięki którym w wyszukiwarce pojawi się tylko jego strona, edytuje uzyskany link zmieniając końcówkę na "&btnl=" i może rozpocząć swoją szkodliwą działalność.
nt.interia.pl