Sprzedawca w sklepie komputerowym - zawód ograniczonego zaufania
26.04.2017 07:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Czy w sklepach komputerowych pracują uczciwi ludzie? Chciałbym w to wierzyć, ale doświadczenie uczy mnie, że tam tylko czekają na mój błąd, by wcisnąć mi komputer, laptop albo nową konsolę. Niestety nie przejmując się moimi potrzebami.
Bo wie pan, chcielibyśmy z mężem kupić laptopa i tak się zastanawiamy, który warto - mówi pani, która jest przede mną w kolejce w sklepie komputerowym.
A ile ma pani do wydania? - pyta od razu sprzedawca, zaznaczając, że wszystko zależy od potrzeb. Ceny zaczynają się od tysiąca w górę.
Przysłuchuję się rozmowie, bo akurat jeden z pracowników podejść nie może, naprawia komputer. Pani mówi, że na pewno nie będzie grać, potrzebuje jedynie takiego do Internetu, poczty, banku, ewentualnie filmu.
Sprzedawca od razu zapomniał, że przedział cenowy zaczynał się od tysiąca i mówi: mamy tutaj takie dwa modele, za około 2 tysiące złotych. Mocny procesor, mocna grafika, niezły RAM.
Laptop dla kobiety
Pani nie ma pojęcia o czym jest rozmowa, ale niby ze zrozumieniem kiwa głową. A ja się zastanawiam, czy taki sprzęt jest jej na pewno potrzebny. Przed chwilą mówiła, że laptop tylko do Internetu, a tymczasem rozmowa prawie jak z graczem.
I mam wrażenie, że coś tu nie gra. Sprzedawca, jak to sprzedawca, rzuca liczbami, chwali funkcję “tabletu”, a przecież pani wyraźnie powiedziała, że korzystać będzie tylko w domu i dotyk to zbędny bajer.
Świadkiem podobnej rozmowy byłem w siedzibie jednego z operatorów. Czekałem w kolejce i słyszałem, jak sprzedający przedstawia ofertę pewnemu starszemu panu. Chciał nowy telefon, więc od razu zaproponowano mu smartfona.
Będzie korzystał pan z Internetu? Raczej nie - odpowiada prawie emeryt, co wyraźnie zasmuciło pracownika operatora. Przecież bez Internetu nie będzie działać panu połowa funkcji!
Brzmi groźnie, prawda? Jakbym wypadł z technologicznego obiegu, to właśnie pomyślałbym sobie, że nie będę mógł rozmawiać, a jedynie puszczać sygnały. Skąd miałbym wiedzieć, że chodzi o Facebooka, Twittera i aktualizacje?
Smartfon tylko z Internetem!
Pracownik firmy nie wyjaśnił i szybko zaproponował ofertę z Internetem - 50 zł miesięcznie. Nie mam pojęcia, czy dało się taniej, ale miałem wrażenie, że starszemu panu wciśnięto właśnie coś, czego kompletnie nie potrzebował.
Klasyka sprzedaży, prawda? Przecież oto chodzi w całym tym biznesie - sprzedać produkt. Klient nie musi wiedzieć, co bierze, ważne, żeby chciał zapłacić pieniądze. Nic nowego.
Ale to przecież zwykłe wykorzystanie niewiedzy! Sprzedawca w sklepie komputerowym mógłby powiedzieć kobiecie, że dzięki nowej karcie graficznej będzie miała więcej miejsca na Gmailu. A jak dołoży trochę RAM-u, to dostanie trzy dodatkowe tapety na pulpit. Owszem, cena trochę podskoczy, ale chyba warto, prawda? A ona przytaknie, no bo co ma powiedzieć
Może to wina klientów, że nie dopytują, że nie mają wątpliwości, że nie sprawdzają. Ale kiedy idziesz do fachowca, to liczysz na to, że on jednak coś wie i będzie wobec ciebie uczciwy. A nie zwietrzy okazję, bo zobaczył naiwniaka.
Mam zbyt wiele dowodów na to, żeby nie wierzyć w uczciwość sprzedawców. Nasłuchałem się rozmów w marketach i w małych, “profesjonalnych” sklepach. Nawet tam nie mieli szacunku dla “łosi”.
Sam mogłem stać się ofiarą. Pan zapewniał mnie, że nie ma przejściówek z HDMI na VGA i że muszę wydać grubo ponad 200 zł, żeby na moim monitorze wyświetlić obraz z konsoli. Oczywiście przejściówka była i na Allegro zapłaciłem za nią 25 zł, dzięki czemu mogłem pograć zanim doszedł do mnie telewizor. Ale być może ktoś inny nie miałby szczęścia i uwierzyłby, że takie coś jest niemożliwe.
Uczciwy sprzedawca istnieje
Przepraszam uczciwych, porządnych sprzedawców, że wrzucam was do jednego worka. Wiem, że takich nie brakuje, zresztą sam miałem szczęście i ostatnio jeden z nich przedstawił mi fachową ofertę. Wiedział, czego chcę i dokładnie wszystko wytłumaczył.
Tyle że zbyt często widziałem takich, którzy woleli “przytulić” 500 zł więcej tylko dlatego, że ktoś nie odróżniał RAM od MP3.
Wybaczcie, ale nie mogę ufać ludziom, którzy pracują w sklepach z grami, komputerami, telefonami czy elektroniką. To cyniczni goście. Muszą wyrobić normę, nie przejmują się niczym. Nieświadomy przecież nie zauważy różnicy.
Szkoda tylko, że tych nieświadomych jest wielu i gdyby nie zwyczajni oszuści za ladą, to mogliby oszczędzić parę złotych.
Zresztą tak samo jest w lokalnych, małych sklepach z grami. Wszędzie słyszę - trzeba wspierać “sąsiadów”, dać zarobić małym przedsiębiorstwom. Byłem w kilku takich sklepikach i nóż otwierał się w kieszeni, gdy widziałem na półkach gry droższe niż w owianych złą sławą Empikach.
Jeśli takie sklepy upadają, to nie przez silną, wielką konkurencję. Upadają na własne życzenie - przez złe traktowanie klienta.