Steam Machines: za późno, za drogo
Był czas, kiedy o Steam Machines było bardzo głośno. Wizja początku końca obecnych konsol zastąpionych przez potężne PC na salonach nabierała realnego kształtu, a fani Linuksa zacierali ręce. Czasu jednak nie da się zatrzymać, a przetarty naskórek zaczyna boleć, a wizja materializuje się głównie na renderach, serwisach WWW i targach…
26.06.2015 | aktual.: 10.03.2022 10:13
Maszyny parowe jadą i jadą, i jadą...
I jest już pewne, że potrwa to co najmniej do 10. listopada. Wtedy to bowiem rewolucja zainicjowana przez Valve ma się rozpocząć. Czy to dobry termin? W mojej ocenie idealny – gorąca nowość tuż przed świętami, kiedy zdrowy rozsądek ustępuje zakupowemu szaleństwu. To zdecydowanie dobry czas. Dobry, ale mógłby być jeszcze lepszy, gdyby rzecz działa się… rok temu. Wówczas hasło Steam Machines było na topie, każdy z niecierpliwością czekał na kolejny news, na gotowe maszyny, na platformę, która ma szansę zaistnieć na rynku podzielonym między konsole i pecety, łącząc zalety tych rozwiązań. Na platformę, która ma szansę zmienić postrzeganie i rolę PC.
Na platformę, dzięki której mieliśmy szansę przeżywać właśnie pierwszy rok Linuksa i idea OpenSource mogłaby rozwijać się. Skończyło się jednak, niestety, na betach, notkach prasowych i obietnicach, o których wiele osób już zapomniało, podobnie jak o Steam Machines. W tym czasie zdążyły już nawet wyjść gry na konsole nowej generacji, Microsoft niemal puka do drzwi z Windows 10 i nową wersją bibliotek DirectX, a Samsung w topowych modelach swoich smartfonów wprowadził szlachetne materiały. Valve jednak podgrzało wraz z producentami atmosferę, by ostatecznie pozwolić umrzeć entuzjazmowi i zainteresowaniu na dobre kilkanaście miesięcy.
Dlaczego NIE czekam na Steam Machines?
O Steam Machines mówi się wiele. Nie dziwi mnie to, ponieważ pomysł jest całkiem niezły, a za wszystkim nie stoi banda pryszczatych małolatów szukających dofinansowania na Kickstarterze, lecz potęga w branży elektronicznej rozrywki wspierana przez czołowych producentów sprzętu. W związku z tym nie brakuje entuzjastów czekających z utęsknieniem na Steam Machines, wierzących w sukces idei Valve. Ja jednak pozostaję sceptyczny i wcale nie czekam na "rewolucję" skoncentrowaną wokół platformy Steam. Dlaczego?
Powyższa sytuacja przywodzi mi na myśl czas premiery Lumii 930 i Windows Phone’a 8.1, kiedy to Microsoft popełnił marketingowy falstart i zapoczątkował medialny szum trzymając w ręku co najwyżej wersje beta. Efekt? W dniu premiery, która miała miejsce kilka miesięcy później, mimo usilnych starań, nie udało się już wzbudzić takiego zainteresowania i entuzjazmu. Niemal każdy, zamiast ekscytować się, pytał – dlaczego tak późno? Przecież konkurencja wprowadziła analogiczne lub lepsze produkty kilka miesięcy temu. Tutaj owszem, nie ma za bardzo konkurencji, która zamierza zrobić z pecetów multimedialne konsole. Czas jednak nie będzie już tak sprzyjający.
Czas nie będzie tak korzystny, jak mógłby być
Konsole bieżącej generacji dostały już aktualizacje i sporo dobrych gier, zatem jest w co grać i wiele problemów zostało rozwiązanych. Pecetowcy zainteresowani platformą zdążyli już pobrać betę SteamOS i zobaczyć przynajmniej część atrakcji (nie mylić z grami…), jakie przewidziało Valve. Pozostali ci, którzy przespali medialny hype, leniwce, którzy czekają na gotowce oraz fani, którym znudził się obecny stan rzeczy i czekają na zapowiadaną rewolucję. Bo nie oszukujmy się, to może wypalić i poważnie zamieszać na rynku. Teraz jednak wiele będzie zależało od tego, czy Valve wyciągnie wnioski z błędów konkurencji i nie powieli ich.
Koniec końców w dniu premiery dostępność sprzętu i gier nie powinna pozostawiać nic do życzenia, stabilność platformy również. Biorąc pod uwagę tak odległą premierę można przypuszczać, że prace idą pełną parą i dostaniemy dopracowaną platformę – ostatecznie stoją za nią ludzie z doświadczeniem i głowami na karku. Jedyne, czego się obawiam, to rozczarowania, które może przyjść po czasie. Różnorodność konfiguracji jest bowiem ogromna – ceny zaczynają się od 450 dolarów, a kończą na 5000 (nie licząc podatków). Nie ma co się oszukiwać – najtańsza konfiguracja nie zapewni równie dobrych doświadczeń co najdroższa, a czas jej życia będzie bardzo krótki.
W rezultacie sporo osób, które liczyły na to, że peceto-konsola ze SteamOS pozwoli im na bezstresową grę przez kolejne lata, poczuje zawód. A nie ma co się łudzić, produkcje nie będą zoptymalizowane pod najsłabsze maszyny, czy w ogóle zoptymalizowane. Nie brakuje przykładów choćby takich, jak ostatnia część Batmana, która potrafi przyciąć na konfiguracjach znacznie mocniejszych niż podstawowe Steam Machines. A nie ma chyba nic gorszego niż przekonać się po wyjęciu z pudełka, że nowiutka, pachnąca fabryką konsola PC nie jest w stanie uruchomić tytułu, w który chcieliśmy pograć. Pozostaje mieć nadzieję, że skala tego zjawiska będzie ograniczona.
Inaczej Steam Machines pozostaną ciekawostką, która została zaprezentowana zbyt późno, kosztowała zbyt dużo i nie jest, tak naprawdę, potrzebna. Rynki i konsol, i PC mają się bowiem całkiem nieźle i trudno mówić o niszy, która jest niezagospodarowana w czasach, gdy mini-PC nie są żadną nowością, a wiele osób ma i komputery, i konsole.