Pamiętacie niemieckie Trabanty? Sympatyczne, warkoczące i kopcące autka, zwane pieszczotliwie "mydelniczkami" lub "trampkami"? Mają szansę wrócić na drogi - tyle, że w wersji całkowicie elektrycznej. Kiedy?
Pamiętacie niemieckie Trabanty? Sympatyczne, warkoczące i kopcące autka, zwane pieszczotliwie "mydelniczkami" lub "trampkami"? Mają szansę wrócić na drogi - tyle, że w wersji całkowicie elektrycznej. Kiedy?
Już za 2 lata.
Tym, którzy już widzą siebie w tym autku, radzę przygotować ok. 29 tys. $ - tyle ma bowiem kosztować elektryczny Trabant.
Samochód będzie wyposażony w litowo-jonową baterię, silnik o mocy 45 KW. Na jednym ładowaniu przemierzy ok. 160 km, a pomknie z prędkością maksymalną ok. 160 km/h (czyli taką w sam raz, by nawet dobrze się rozpędzić). Nowy Trabant ma być dostosowany do ładowania baterii w istniejących punktach. I dobrze, bo nie trzeba będzie martwić się o zaplecze firmowe, by móc jechać dalej.
Tak patrzę na ten koncepcyjny* blue cud* i zastanawiam się, co też takiego ludzie widzą w powrotach do przeszłości motoryzacji? Sentyment sentymentem, ale nie jestem przekonana, czy mając do wyboru auto innej marki, o wzornictwie pasującym do początku XXI w. albo nowego Trabanta, wybrałabym tego ostatniego.
Ale to już moja osobista opinia. I dlatego pewnie nigdy nie pojmę entuzjazmu osób, dla których szczytem szczęścia jest posiadanie wiekowej Syrenki lub leciwego "garbuska".