Trzy wymiary wczoraj i dziś: od dziewiętnastowiecznych stereoskopów do magicznych tabletów
Filmy w 3D w kinie i telewizji – to już znamy. Gry na pececie też nie są niczym nowym. A czy 3D może mieć sens na tablecie?
Filmy w 3D w kinie i telewizji – to już znamy. Gry na pececie też nie są niczym nowym. A czy 3D może mieć sens na tablecie?
Oszukać mózg
Z jednej strony: gigantyczny potwór, pędzący przez miasto i zupełnie przypadkowo, jakby od niechcenia, miażdżący przy każdym kroku samochody. Z drugiej: wielki robot, który bierze rozpęd, skacze i zadaje mu cios. Łapie go za głowę i okłada pięścią. Nagle podlatuje do nich helikopter i… kurczę, jaki on jest malutki. Kamera pokazuje ściśniętą dłoń robota, a ten wymierza kolejny cios. Potwór pada na ziemię i w towarzystwie małych eksplozji taranuje absolutnie wszystko w okolicy.
Nie przepadam za 3D w kinie, bo często jest dodawane na siłę, ale są takie filmy, które wybitnie się do tego nadają. Choćby hit ostatnich tygodni, „Pacific Rim”, z którego pochodzi opisana wyżej scena i który najlepiej ogląda się w IMAX-ie.
Droga, którą przebyła technologia wyświetlania trójwymiarowego obrazu, była długa. A sposobów na to, by oszukać nasz mózg i wmówić mu, że na płaskiej powierzchni (czyli ekranie) widać obraz przestrzenny, jest niemało.
Krótka historia trzech wymiarów
Jeszcze w XIX wieku pojawiły się stereoskopy – dzięki zastosowaniu po jednym wizjerze dla każdego oka (pokazywały to samo, ale z nieco innej perspektywy), mieliśmy wrażenie, że to coś więcej niż zwykłe zdjęcie. W pierwszej połowie ubiegłego wieku powstał już specjalny aparat (Stereo Realist), który wykorzystywał ten mechanizm i robił zdjęcia za pomocą dwóch obiektywów.
W 1922 roku doczekaliśmy pierwszego filmu 3D, który wykorzystywał metodę anaglifową. Kojarzycie okularki, w których jedno szkło jest czerwone, a drugie w kolorze cyan? One też pomagają oszukać mózg – dzięki kolorowym krawędziom na obiektach, składa on płaskie obrazy tak, że wydają się wypukłe.
Nowsza jest technologia polaryzacyjna, w której okulary nie potrzebują kolorowych szkiełek. Potem była stosowana metoda migawkowa (ciekłokrystaliczne szkiełka w okularach). Nazwa wzięła się stąd, że ekran wyświetla aż 120 klatek na sekundę – co drugą dla każdego oka. Nie potrzeba aż tylu, by mieć wrażenie płynności ruchu. Mózg interpretuje różnice jako głębię. Spryciarz, prawda?
3D bez okularów
Rewolucją było pozbycie się okularów, a pozwoliła na to autostereoskopia. Ekran wyświetla wtedy dwa obrazy – jeden na drugim, nieco rozsunięte względem siebie. Tak jak w metodzie migawkowej mieliśmy po jednej klatce dla każdego z oczu, tak tutaj mamy podobną sytuację z pikselami.
A skoro nie trzeba już nosić niewygodnych okularów, łatwiej korzystać z 3D w urządzeniach mobilnych. Szlak przetarła konsola Nintendo 3DS – masa gier świetnie wykorzystuje trójwymiar, sam pamiętam długie godziny spędzone przy Paper Mario: Sticker Star (sprawdźcie naszą recenzję).
Jeśli chcemy czegoś więcej niż tylko gier, warto rozejrzeć się za tabletem. My w redakcji bawiliśmy się Colorovo CityTab Vision 3D, modelem z panoramicznym ekranem o przekątnej 8,1 cala (rozdzielczość 1280×800), działającym pod systemem operacyjnym Android (ale w wersji 4.0 Ice Cream Sandwich, a nie Jelly Bean).
Dla filmów w 3D dostępny specjalny odtwarzacz, a najlepsze efekty uzyskamy patrząc pod kątem około 100-110 stopni. Efekt 3D zapewnia zastosowanie ekranu TFT z technologią soczewkową, zwaną również multiparalaksą. To działa i jeśli jesteśmy fanami 3D, warto się zainteresować.
Skoro mamy już 3D w urządzeniach mobilnych, czas zastanowić się, jaki będzie kolejny krok. Ja czekam na hologramy. To pieśń przyszłości, ale kto wie - jeśli nie ja, to może chociaż moje dzieci dożyją takich, jak w startrekowym holodeku.
Za udostępnienie sprzętu do testów dziękujemy marce Colorovo.