Wzlot i upadek Nokii. Nowa kamera Ozo to szansa, która może się nie powtórzyć
Nokia wydaje się przykładem straconych szans: miała wszystko, upadła nisko. Czy fińska firma naprawdę była tak mało innowacyjna? A może problemem było coś zupełnie innego?
Technologia kontra moda
Zupełnie nie zgadzam się z powszechną opinią, że Nokia zaliczyła bolesny upadek, bo była za mało innowacyjna. To nie kwestia innowacji, a raczej brak zrozumienia ważnego trendu, który niemal uśmiercił również Blackberry, czyli ówczesne Research In Motion.
Gdy ktoś powtarza popularną opinię, że Nokia przegapiła nadejście smartfonów, to głosi bzdury – fińska firma była w tym segmencie obecna od zawsze, wciskając do swoich urządzeń najnowsze zdobycze techniki.
Jeśli było tak dobrze, to co się stało? Problemem nie była technologia. Chodziło o coś innego: o fundamentalną zmianę, gdy telefon przestał być narzędziem służącym do komunikacji i namiastką przenośnej konsoli, ale stał się bramą, pozwalającą uczestniczyć w życiu innych ludzi i zapraszać ich do własnego.
Strumień nieistotnych informacji
Jeśli spojrzeć na tę kwestię racjonalnie, to stałe informowanie świata o tym, że jest piątek, jest nam smutno, jemy steka, kwota wolna od podatku cośtam, pijemy kawę, ktoś źle zaparkował, kot siedzi na parapecie, Korwin/Kukiz taki mądry, właśnie biegaliśmy (bez raportu z Endomondo się nie liczy!), słuchamy Taylor Swift, jesteśmy zmęczeni, świat jest głupi, jest zimno, jest gorąco, jaki piękny ten Madrid, synek ma oczka mamusi, obejrzeliśmy nowy odcinek serialu, piękna jak zawsze, pada – wszystko to na pozór nikogo nie powinno obchodzić. Problem w tym, że świat, a tym samym klienci i ich wybory, nie jest racjonalny.
Ujmując to krócej: Nokia przegapiła nadejście ery, w której emocjami milionów ludzi targają informacje pozbawione znaczenia, a granica pomiędzy publicznym wizerunkiem i życiem prywatnym przestała istnieć. A klienci oczekiwali nie kolejnego narzędzia, ale gadżetu, który podkreśli ich unikalny - czyli taki, jak u milionów innych – styl.
Tej właśnie zmiany nie dostrzegły firmy takie jak Nokia czy RIM. Nie ma tu znaczenia, czy zmiany zapoczątkował Apple czy ktoś inny – skutek był jednak taki, że to właśnie Apple i cała plejada wschodnioazjatyckich marek wykorzystały swoją okazję. Sprawiły, że dotychczasowi liderzy stali się nagle – i ku swojemu zaskoczeniu – zupełnie passé. Zamiast jak do niedawna nadawać ton całej branży, zaczęli rozpaczliwie gonić trendy, których nie rozumieli.
Równia pochyła
Efekt jest znany – miliardy utopione w kolejnych projektach i słabnąca z roku na rok siła legendarnych marek. Dla Nokii pocałunkiem śmierci okazał się sojusz z Microsoftem, który – choć mógł wydawać się racjonalny – przyniósł efekt odwrotny od zamierzonego (albo, ale to już bliskie teoriom spiskowym, dokładnie taki, jaki zamierzano). Dość wspomnieć, że z każdym dniem rządów Stephena Elopa rynkowa wartość Nokii spadała o 18 mln wirtualnych euro.
Dlaczego wirtualnych? Bo w samej firmie nie zmieniało się nic – nikt buldożerem nie niszczył budynków ani taśm produkcyjnych (te zresztą były w Chinach), a straty były skutkiem spadającej wyceny spółki na giełdzie. To, co dla firmy kluczowe – ludzie, patenty i technologie – pozostawało bez zmian.
Dlatego przejęcie telefonicznego działu Nokii przez Microsoft wcale nie oznaczało końca tej firmy. Choć na Lumiach zmieniło się logo producenta, nie oznaczało to wyrzucenia Nokii z branży. Fińska firma wydaje się udowadniać, że pogłoski o jej śmierci były przesadzone.
Ozo, czyli Feniks z popiołów
Z jednej strony pozbyła się cenionych map Here (niedawno sprzedane konsorcjum firm Audi, BMW i Daimler). Z drugiej - finalizuje przejęcie spółki Alcatel-Lucent (infrastruktura telekomunikacyjna), pokazuje budzący spore zainteresowanie tablet N1, a niedawno zaskoczyła nas zupełnie nowym produktem – kamerą o nazwie Ozo, przeznaczoną do rejestrowania wideo na potrzeby wirtualnej rzeczywistości.
Ozo ma kształt kuli, w której umieszczono 8 kamer i 8 mikrofonów, co zapewni nie tylko obraz, ale również w pełni przestrzenny dźwięk. Nokia nie ujawniła na razie szczegółów technicznych urządzenia, poprzestając na ogólnych informacjach, że Ozo umożliwia śledzenie wybranych obiektów, tworzenie filmów bez konieczności mozolnego łączenia ująć z różnych obiektywów, a także – przy wykorzystaniu gogli VR – podgląd na żywo rejestrowanego materiału.
Co istotne, sprzęt będzie produkowany nie w dalekiej Azji, ale w Finlandii, a jego rynkowy debiut ma nastąpić jesienią, czyli po premierze większości zapowiadanych na ten rok gogli VR.
Introducing Nokia OZO: The new Virtual Reality Camera from Nokia
Europa kontra reszta świata
Czy Ozo okaże się rewolucyjnym produktem, który ponownie wyniesie Nokię na sam szczyt? Wątpię, wielkie powroty raczej nie są aż tak proste. Sferyczna kamera jest jednak dowodem na to, że fińska firma nie zapomniała, jak się robi innowacyjną, wartą uwagi elektronikę.
A przy okazji pokazuje, że Nokia znowu stara się wyprzedzać trendy – wirtualna rzeczywistość często określana jest jako kolejna na krótkiej liście „big things” – idei i wynalazków, które radykalnie zmieniały świat, dzieląc go na epokę przed i po nich. Do tej pory pojawiały się w odstępach mniej więcej 20-letnich: tranzystor, mikrokomputer, powszechny Internet. Jako następny kamień milowy typowane były smartfony, ale niewykluczone, że to właśnie wirtualna rzeczywistość okaże się ważniejsza.
Nie będę udawał, że znam przyszłość. Nokia też jej nie zna, ale – jak widać – postanowiła zaryzykować z wirtualną rzeczywistością, robiąc przy tym całkiem rozsądny ruch: zamiast ścigać się w tłumie producentów gogli VR, stworzyła sprzęt do produkcji treści. Może to właśnie dzięki niemu dostanie szansę, by ponownie zacząć liczyć się wśród producentów konsumenckiej elektroniki? Szkoda by było, gdyby w starciu z firmami ze wschodniej Azji i Stanów Zjednoczonych Europa całkiem wypadła z rywalizacji.