Xbox One wykorzysta fitnessowe opaski? Strach się bać - Microsoft chce wiedzieć o nas za dużo!
Po co Microsoftowi fitnessowe opaski współpracujące z Xbox One i przede wszystkim Kinectem? Odpowiedź z pozoru wydaje się niegroźna, ale jeśli przypomnimy sobie pewne fakty, to można nabrać podejrzeń.
Microsoft już jedną fitnessową opaskę ma - to Microsoft Band. Całkiem możliwe, że stworzy kolejną albo aktualną przerobi tak, żeby ta współpracowała z Xboksem One. Jak mówi Joe Officer z Exertis (to brytyjski dystrybutor Microsoftu):
Rynek wearable cały czas się rozwija i możemy spodziewać się podobnych tego typu urządzeń ze strony Microsoftu. Będą połączone z Xboksem One, który już ma dużo aplikacji związanych ze zdrowiem i fitnessem. Dodajcie do tego mierzenie pulsu, opaski na nadgarstek, wagi i czujniki wideo i użytkownicy będą mieli kompleksową kontrolę nad swoim zdrowiem w czasie rzeczywistym.
Na początku ten pomysł bardzo mi się spodobał. W GTA V możemy poprawiać swoją kondycję biegając, jeżdżąc na rowerze czy pływając. Dzięki temu nasz bohater szybciej się rusza i mniej się męczy, co przy ucieczce policji może być zbawienne.
Xbox One i opaska fitnessowa
Wyobraziłem sobie, że taka opaska mogłaby przesyłać naszą aktywność z prawdziwego życia do gry. Przelicza liczbę kroków i spalonych kalorii, by za ich pomocą “wykupić” nową zdolność bohatera. I tak w GTA VI moglibyśmy dobić interesującego targu: za 5 tysięcy kroków w rzeczywistości - postać biegnie szybciej. Głupotka, ale… fajna głupotka, prawda?
Później przypominałem sobie, że Kinect też miał być pełny takich fajnych głupotek, jak chowanie się za osłonami (czyli kanapą) czy strzelanie z palców jak z pistoletu. Tymczasem nic takiego nie powstało, a Kinect skończył jako urządzenie do tańca i fitnessu. I z tą opaską będzie podobnie.
Skoro odłożyliśmy na bok marzenia, to pomysł Microsoftu można już śmiało obśmiać. Bo chodzi w nim o to, żeby osoby, które ruszają się wyłącznie przed konsolą, mogły chwalić się liczbą spalonych kalorii i pulsem na Facebooku. Tak jak to robią ci wszyscy biegacze i rowerzyści, którzy każdą swoją aktywność pokazują na tablicy.
Oczywiście jeśli miałoby to kogoś zmotywować do ruchu, to lepsze to niż nic, ale… wybaczcie, nie mogę traktować poważnie pomysłu na opaskę, która będzie nam liczyła spalone kalorie przed telewizorem. Absurd.
Łatwo powiedzieć: “ale głupi ci Amerykanie”. Tylko może tu wcale nie chodzi o sprawienie przyjemności leniuchom, których konsolowa aktywność wreszcie zostanie zaliczona do normalnych, sportowych czynności na Facebooku?
Tak, to kolejna teoria spiskowa, której założenie brzmi: wszystko jest po to, żeby nas śledzić, kontrolować, by wiedzieć o nas wszystko.
Permanentna inwigilacja - etap kolejny
I podejrzewam, że nie brzmi to już tak absurdalnie jak przed premierą Kinecta, kiedy to niektórzy stukali się w głowę i pytali: “a niby po co miałby ktoś cię podglądać i podsłuchiwać twoje rozmowy?!”.
A odpowiedź jest taka prosta: skoro mogą, to dlaczego mieliby z tego nie skorzystać?
Angielska agencja szpiegowska GCHQ, według nowych rewelacji przekazanych przez Snowdena, miała podsłuchiwać rozmowy prowadzone za pomocą komunikatora Yahoo. Dotyczyło to zarówno czatów tekstowych, przechwytywane były też rozmowy głosowe i wideo. Program OPTIC NERVE wyszukiwał ludzi o imionach i ksywkach podobnych do poszukiwanych podejrzanych, przestępców i terrorystów. Podczas swojej co najmniej dwuletniej działalności pracownikom agencji pokazane zostały prywatne konwersacje. Jako ciekawostkę dodam, że około 11% z nich dotyczyła seksu i można było sobie pooglądać na nich różne takie sceny i zdjęcia.
I tak, ten program miał też zostać rozszerzony o Kinecta. Wprawdzie rzekomo nie został, ale jaka jest prawda?
To wszystko zaczyna być lekko przerażające. Microsoft może (owszem, nie musi, ale…) nas widzieć, słyszeć, a na dodatek będzie wiedział wszystko o naszym zdrowiu. Nic się nie ukryje.
Inteligentne ubrania, które potrafią monitorować nasze tętno czy oddech, przydadzą się na przykład sportowcom czy osobom starszym. Ale niestety też dane dotyczące naszych funkcji życiowych mogą wpaść w niepowołane ręce i posłużyć do szpiegowania osób, które je noszą. Amerykanie, których przerażają sposoby działania koncernów ubezpieczeniowych, potrafią sobie wyobrazić, że nauczą się one wykorzystywać przeciwko swoim klientom dane pochodzące z ubrań czy inteligentnych bransoletek fitness.
Można to zbagatelizować i stwierdzić, że nie jest to tajemna wiedza, bo przecież i tak trudno te fakty ukryć - w końcu chodząc do apteki i wydając pieniądze na leki bank też może dojść do wniosku, że jesteśmy chorowici i sprzeda (dosłownie!) tę informację ubezpieczycielowi. Albo podsunie informację o promocji w aptece, z którą współpracuje - co zresztą nie byłoby takim złym efektem…
Tyle że w tym przypadku dane są konkretniejsze i poważniejsze. A mieszanka z Kinectem tworzy niebezpieczny i jak dotąd niespotykany miks - jeszcze mało kto miał tak wiele szczegółowych informacji pod ręką. Co z nimi zrobi? Komu je przekaże?
Tak, tego pomysłu Microsoftu należy się bać.