Zaginięcie Ethana Cartera ma promować Polskę? Łatwo być patriotą za cudze pieniądze
Czy polscy twórcy gier mają moralny obowiązek promować w swoich produkcjach Polskę? Łatwo oburzać się, że tego nie robią. Trudniej zrozumieć, że to przecież nie jest ich zadaniem.
Kto rozlicza z patriotyzmu?
O tym, czym jest patriotyzm i jak warto go manifestować można toczyć długie rozmowy. Na trzeźwo, przy wódce, w pociągu, samochodzie, stole, ognisku, w czasie wędrówki albo chroniąc się przed deszczem w pierwszej lepszej bramie. Ale – tego staram się trzymać – nigdy w Internecie, który do takich dysput po prostu się nie nadaje.
Nikomu nie zabraniam, ale sam – poza nielicznymi wyjątkami trzymam się od tego z daleka. Tak jest i tym razem. Nie mam zamiaru uderzać w patriotyczne tony ani – z drugiej strony – ganić tych, którzy to robią. Żyjemy wolnym kraju, gdzie każdy może patriotyzm rozumieć po swojemu. Albo, o ile ma taką wolę, w ogóle się nim nie interesować.
Zamiast tego chciałbym skupić się na jednej, prostej kwestii – czy możemy wymagać od twórców gier, aby ich dzieła były czymś więcej, niż tylko i aż grami?
Kto się wstydzi polskości?
W opublikowanym niedawno artykule Adam skrytykował polskich twórców gier za to, że stronią od manifestowania polskich korzeni. Całkowicie nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy.
Kilka dni temu, podsumowując dyskusję o rzekomym niewolnictwie w Amazonie dziwiłem się, że wielu Czytelników obarcza tę korporację zadaniami, które do niej nie należą. Tak, jakby prywatna firma miała brać na swoje barki obowiązki państwa. Tę samą kwestię warto poruszyć w przypadku twórców gier.
The Vanishing of Ethan Carter - Gamescom 2014 Trailer
Jakim prawem ktokolwiek nakłada na nich zadanie promowania polskości, tworzenia polskich interfejsów czy reklamowania – jak w przypadku gry „Zaginięcie Ethana Cartera” - Dolnego Śląska?
Ktoś zapyta: jak to, jakim prawem? A patriotyzm? Grunwald, Wizna, bursztynowy świerzop i polskojęzyczni klienci? Z klientami sprawa jest prosta: nie chcesz, nie kupuj. Nikt rozsądny nie oczekuje, że z patriotycznych pobudek będziemy kupować polskie, złe gry.
Jeśli gra jest zła, to niezależnie od ilości prezentowanych na ekranie białoczerwonych flag powinna podzielić los bobra na skrzyżowaniu – niech ginie. A jeśli jest dobra, to kupimy ją raczej ze względu na jakość, a nie patriotyczny poryw serca. Przykładów nie trzeba daleko szukać: tłumy nie ruszyły kupować „Uprising 44” tylko dlatego, że gra była o Powstaniu, a polscy gracze przez lata z zapamiętaniem tłukli w kolejne wersje „Call of Duty”, a nie w rodzimy „Wilczy Szaniec”.
Wilczy Szaniec | Recenzja
Po pierwsze: dobry produkt
Jeśli dzieło nie jest wybitne albo co najmniej poprawne, to wtłaczanie weń łopatologicznego, patriotycznego przekazu może przynieść efekt odwrotny od zamierzonego.
Całkiem dobrze pamiętam radość, jaką sprawił mi rosyjski film „Taras Bulba”, gdzie każdy z dzielnych Rusinów, nim padł od szabli czy kuli wystrzelonej przez wrednego Lacha wygłaszał z przejęciem długi monolog o „błogosławionej prawosławnej świętej ziemi ruskiej”. Chciał się reżyser, Vladimir Bortko, podlizać Putinowi, ale zamiast prokremlowskiej laurki wyszedł mu kabaret. Bywa.
No dobrze, ale co z patriotyzmem twórców gier? Wstydzą się swojego pochodzenia? Nie pytałem każdego z osobna, ale nie sądzę, by o to chodziło. Jestem za to przekonany, że twórcy gier, jak i cała reszta uczciwych przedsiębiorców w Polsce już dawno zdali egzamin z patriotyzmu: działają w tym, a nie innym kraju i tu, a nie gdzie indziej płacą podatki. To nowoczesny patriotyzm w najczystszej postaci – dobrze rozliczony PIT więcej znaczy od flagi w awatarze.
Kto płaci podatki?
Uprzedzając zarzut, że niewiele od autorów gier wymagam: wychodzę z założenia, że z uczciwej pracy wynika dla kraju i dla nas wszystkich więcej dobrego, niż z niekończących się dysput o patriotyzmie. Dobra gra stworzona przez polską firmę – choćby nie było w niej nawet cienia nawiązania do Polski – i tak jest dla naszego kraju korzystna. Daje zarobić swoim twórcom, a ci płacą podatki, kupują, tankują samochody, zatrudniają pracowników...
Niesłychanie łatwo być patriotą za cudze pieniądze. Łatwo pouczać kogoś, dla kogo decyzje o języku interfejsu, imieniu głównego bohatera czy historii, stanowiącej tło fabuły mogą przekładać się na wpływy z gry. Czy się przekładają? Nie wiem. Wiem za to, że namawianie kogoś, by ryzykował własne pieniądze w imię mojej wizji świata byłoby z mojej strony po prostu nieuczciwe. Podobnie jak oparte na „bo mi się tak wydaje” stwierdzenia, że dodanie jakiegoś wątku pomogłoby grze albo jej zaszkodziło.
Dlatego jeśli – jako klient, gracz i Polak - miałbym oczekiwać czegokolwiek od polskiego gamedevu, to tylko jednej rzeczy: rozwijajcie się, działajcie w tym kraju i po prostu róbcie dobre gry. To w zupełności wystarczy.