Zamiast pracy – pożyczka. Nie daj się nabrać na atrakcyjne ogłoszenia o pracę
Fałszywi „pracodawcy” wykorzystują dane zainteresowanych, zakładając na nich konta w banku. Ci, nie wiedząc nic o oszustwie, sami te konta potwierdzają, umożliwiając oszustom wzięcie pożyczki.
Przepisywanie tekstów albo testowanie elementów bankowości. Nieskomplikowane zadania, możliwość pracy w domu, całkiem niezła stawka – tym oszuści kuszą nieświadome zagrożenia osoby. W internetowych serwisach coraz więcej tego typu ogłoszeń. Tyle że zamiast przyjemnej roboty dostać można co najwyżej fakturę do zapłacenia. Jak paść ofiarą oszustwa?
Na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje na to, że ogłoszenie to zwykła ściema. Fikcyjny pracodawca podaje adres firmy, NIP, REGON i tym podobne dane, wzbudzając zaufanie. Nawet jeśli ostrożny bezrobotny sprawdzi, kim przyszły szef jest, nie natknie się na nic podejrzanego – strona internetowa istnieje, zgadza się też nazwisko prezesa. Wygląda na to, że wszystko w porządku, można starać się o pracę.
Odpowiadając na zgłoszenie oszust wysyła formularz umowy, a raczej coś, co powinno ją przypominać. Wystarczy podać wszystkie niezbędne dane, z imieniem, nazwiskiem, numerem dowodu i adresem na czele, by rozpocząć przepisywanie tekstów. Okazuje się, że jest jeszcze coś – należy także przelać niewielką sumę, na przykład 10 groszy, żeby potwierdzić... dane osobowe i numer konta, na które ma być wpłacane wynagrodzenie. Wszystko to w trosce o bezpieczeństwo pracownika.
Tu już powinna zapalić się ostrzegawcza lampka. Teoretycznie zagrożenia nie ma, w końcu nawet jeśli stracimy 10 groszy, to nic się nie stanie. Okazuje się, że to nie „kradzież” kilku groszy jest niebezpieczeństwem. Tak naprawdę przelewamy te pieniądze nie na konto oszusta, a na... własne. Tyle że nie założone przez nas.
Wiele banków pozwala zakładać konta przez internet, bez żadnych popisów i biurokratycznych utrudnień. Nie trzeba nawet czekać na kuriera, bo umowę można potwierdzić przelewem – wystarczy, że dane przelewu będą zgodne z tymi wpisanymi w formularzu. Na takie otwarcie internetowego rachunku pozwala między innymi PKO, mBank, Alior Bank. Internetowi oszuści mają więc w czym wybierać.
Posiadając nasze konto, które – nie wiedząc tego – sami potwierdziliśmy, oszuści zaczynają brać pożyczki. Umowę potwierdza się podobnie jak w banku, bo należy wysłać grosza z konta z danymi podanymi wcześniej w internetowym formularzu. „Pracodawca” już nas do tego nie potrzebuje, wszak to on dysponuje podrobionym rachunkiem. W ciągu godziny na nie naszym koncie lądują pieniądze. A my po kilku dniach otrzymujemy fakturę od firmy. Wtedy też wszyscy dowiadują się, że padli ofiarą oszustwa.
Co w takiej sytuacji należy zrobić? Pierwsze pożyczki zostały już wzięte – przeważnie oszust nie zadowala się jedną i bierze kolejne. Na początku niezbędne jest zastrzeżenie własnego dowodu. Można to zrobić w wielu bankach, niekoniecznie w tym, w którymi sami posiadamy konto. Nie trzeba nawet fatygować się do oddziału, bo jest to możliwe w rozmowie z telefonicznym konsultantem. Później nie musimy obawiać się też dodatkowych opłat, bo wyrobienie kolejnego dowodu jest darmowe.
Do banku jednak też trzeba pójść. Należy zamknąć otwarte (nie przez nas) konto, wyjaśniając całą sytuację. Przydaje się również wziąć wyciąg z historii świeżego konta – wtedy wiemy, do jakich pożyczkowych firm wysłane zostały grosze i ile oszust już na nas zarobił. A raczej na jaką kwotę oszukał bank i pożyczkodawcę, bo tak naprawdę to te instytucje padły ofiarą przekrętu. Tyle że z wykorzystaniem naszych danych.
Co ciekawe, w wielu bankach nie zdają sobie sprawy, że otwarcie konta na nasze dane, bez naszego podpisu, jest możliwe. Nie do końca świadoma jest też tego policja. Trudno jest więc mówić, że ofiary, których dane wykorzystano, są naiwne.
Kolejnym krokiem jest pójście właśnie na policję. Tam składamy zeznanie i... teoretycznie nasz udział w sprawie się kończy. Całkiem możliwe, że gdy sprawca zostanie złapany, to będziemy musieli pofatygować się na komisariat, ale niestety nie wiadomo, kiedy to się stanie.
Bo niestety tego typu oszuści wciąż działają. W internecie o takich sprawach nie jest może jeszcze bardzo głośno, ale w komentarzach pod tekstami można natknąć się na wpisy osób, które padły ofiarą oszustwa, a ich sprawy jeszcze nie zostały rozwiązane. Co więcej – w serwisach typu tablica.pl podobnych ogłoszeń wciąż nie brakuje. Osoby odpowiedzialne za prowadzenie stron z ogłoszeniami nie mogą nic zrobić, dopóki nie mają zgłoszenia z policji.
Pocieszeniem może być fakt, że ofiary nie muszą nic płacić. Nawet policja przyznaje, że to problem pożyczkodawcy, od kogo przyjmuje zgłoszenie i dlaczego tak łatwo rozdaje kasę.
To zresztą jest tematem do dyskusji – czy banki powinny tak łatwo umożliwiać otwarcie konta? Z jednej strony to duży plus i ułatwienie dla tych, którzy faktycznie chcą skorzystać z ich usług. Ale jak widać, niezwykle łatwo jest paść ofiarą oszustwa, którego nawet policja i banki nie są świadome. Na kim powinna spoczywać odpowiedzialność – na nas czy też na bankach, które tak łatwo pozwalają otworzyć konto, nie potrzebując naszego podpisu?
Jedno jest pewne i zawsze warto o tym pamiętać – trzeba bardzo ostrożnie i uważnie „chwalić” się własnymi danymi.