Procesowych przygód Microsoftu ciąg dalszy.
Myślałem, że czasy pozywania Microsoftu za porysowane płyty i padające konsole już minęły. W końcu wszyscy zainteresowani wiedzą już, że Wielkie M (najprawdopodobniej) wiedziało o problemach od początku. Ale może dlatego niejaki Jason Johnson ze Stanów Zjednoczonych (oczywiście) postanowił wyskubać coś dla siebie.
Procesowych przygód Microsoftu ciąg dalszy.
Sędzia Daniel Stack z sądu w hrabstwie Madison odrzucił już wniosek Microsoftu o oddalenie pozwu. Podobno prawnik Microsoftu domagał się by odrzucić pozew bo Johnson nie kupił osobiście swojej konsoli, tylko dostał ją w prezencie od żony. Argument dość idiotyczny, więc został podobnie potraktowany.
Sprawa idzie więc dalej, a jest warta 50 000 dolarów. Właśnie takich pieniędzy oczekuje wkurzony gracz za porysowanie swoich płyt przez Xboxa. Wszystko obija się oczywiście o stwierdzenie, że producent wiedział o defekcie konsoli w trakcie sprzedaży.
Swoją drogą co trzeba robić by Xbox naprawdę mocno porysował płytę? Rozumiem, że jak zacznie się konsolą machać w prawo i lewo podczas odczytu to może być nie słodko. Ale czy podczas zwykłego, rozsądnego użytkowania X porysował Wam kiedyś mocno nośnik?
Źródło: gamepolitics