Zwycięstwo Andrzeja Dudy to wielka wygrana Internetu? Kiepski żart!
26.05.2015 08:02, aktual.: 10.03.2022 10:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na Twitterze euforia. Nie tylko według zwykłych obserwatorów polityki, ale także wśród dziennikarzy, powszechna jest opinia, że Andrzej Duda to dowód na to, że Internet odmienia polską scenę polityczną.
Takich opinii jest więcej. Przegrały stare media. Wygrał Internet.
Internetowe wybory
Sprawdziłem dokładnie. II tury jednak nie wygrał Janusz Korwin-Mikke, najpopularniejszy polityk na Facebooku. Nie znalazł się w niej także Paweł Kukiz, którego internetowa kampania była jedną z najlepszych. O porządnym wyniku mógł pomarzyć Grzegorz Braun, który cieszył się sporą sympatią m.in. na podobno opiniotwórczym Wykopie.
Prezydentem został Andrzej Duda, czyli kandydat wystawiony nie przez Polską Parię Piratów, nie przez polskich blogerów, nie przez głosowanie na Twitterze. Andrzej Duda był kandydatem Prawa i Sprawiedliwości - największej partii opozycyjnej w Polsce.
Nic się pod tym względem nie zmieniło. Jak Polska podzielona była na dwa wrogie obozy, PO i PiS, tak jest i nadal.
Gdzie więc w tym wielki triumf Internetu?
Bo nie wygrał kandydat popierany przez mainstream, czyli Gazetę Wyborczą i TVN?
Ale cóż to za różnica! Przecież Andrzej Duda miał za sobą TV Republikę, Do Rzeczy, W Sieci, pewnie też TV Trwam. Atakowała go Monika Olejnik, ale wspierał Cezary Gmyz. Kąsał Tomasz Lis, ale trzymał kciuki Rafał Ziemkiewicz. Stara gwardia, która obecna jest także w Internecie.
Czy to wystarczy, żeby sukces Dudy przypisywać Sieci? Nie sądzę.
Memy z Bronisławem Komorowskim, teksty Krzysztofa Stanowskiego czy wielka popularność filmiku Wojciecha Cejrowskiego niczego nie zmieniają. I bez tego Andrzej Duda miałby sporą szansę na wygraną.
Mogę się założyć, że bez “pleców” Internetu i tak by wygrał. Bo:
- Polacy mieli dość Bronisława Komorowskiego
- jedyną alternatywą jest kandydat PiS
Krzysztof Stanowski w swoim ostatnim felietonie napisał, że gdyby przeciwnikiem Komorowskiego było żelazko, to on zagłosowałby na żelazko.
I tyle. To jest polska scena polityczna. Zabetonowana. Zamknięta na prawdziwie nowe, nieznane twarze. Internet tego muru nie skruszył. Może co najwyżej zostawił lekki ślad po uderzeniu.
Gdyby Internet miał faktyczną moc, jak sugerują to niektórzy, to mielibyśmy do czynienia ze znacznie lepszym rezultatem Korwin-Mikkego. Być może jeszcze lepszym wynikiem Pawła Kukiza. A może wykreowany zostałby jeszcze inny, nowy kandydat, który przejąłby niezdecydowanych, niegłosujących.
Nic takiego się nie stało.
Druga tura to już walka dobrze znanych wrogów. Ludzi, którzy w politycznym systemie są od dawna. Teraz wygrał PiS, ale nie dlatego, że nagle miał za sobą armię z Twittera i memy z Facebooka. Przede wszystkim Duda miał ze sobą niechęć społeczeństwa do rządzącej władzy.
A to stałoby się także bez Internetu. Niewykluczone, że za pięć lat Andrzej Duda z tego samego powodu przegra.
Manipulacja jak w TV
Nawet jeśli zgodzimy się, że Duda zyskał na poparciu Internetu, to ja z tego zwycięstwa wyjątkowo się nie cieszę. I wcale nie chodzi tu o moje polityczne sympatie - obaj kandydaci nie byli z mojej bajki.
Było mi wstyd obserwując niektórych dziennikarzy na Twitterze. Tak zwani niezależni dołączyli do sztabu wyborczego i otwarcie wspierali go w walce z urzędującym prezydentem.
Nie ma w tym nic złego, nie wierzę w “obiektywne dziennikarstwo”, nawet wolę, gdy autorzy tekstów mają wyraziste, konkretne poglądy. Ale trzeba stosować zasady. Nie uderzać poniżej pasa.
Było mi niedobrze, gdy patrzyłem na memy wyśmiewające wygląd pary prezydenckiej. Gdy stosowano nieczyste chwyty. Wyśmiewano się ze słów, drobnych gaf, mieszano rodzinę. Przemysł pogardy w nowej, internetowej wersji.
Telewizyjną manipulację zastępowała internetowa. Plotki, pomówienia, kłamstwa także szybko się rozprzestrzeniały. Jak na przykład sugerowanie, że książkę „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” ktoś (wiadomo kto) chce wycofać ze sprzedaży.
Gdy ktoś zwracał na to uwagę, szybko dostawał wytłumaczenie: bo oni robią to samo w telewizji!
To jednak nie tłumaczy kontrataków w stylu “oko za oko, ząb za ząb”. Spodziewałem się, że ci, którzy wcześniej byli atakowani, nie popełnią tego błędu. Nie będą robić tego samego, bo wiedzą, że to wyjątkowo podłe.
Tymczasem robili. Wyszydzali "tamtych", przymykali oko na wpadki "swoich". Wrogiem Internetu szybko stał się popierający Komorowskiego aktor Karolak. Nikomu jednak nie przeszkadzały np. wystąpienia Janusza Rewińskiego na konwencji Andrzeja Dudy. Hipokryzja w Internecie była taka sama jak ta w telewizji. A może nawet i większa.
Czas Internetu dopiero nadejdzie
Oni mieli TVN, “my” - Twittera i Facebooka. Tak to wyglądało. Internet został wmieszany w nieczystą, niemerytoryczną walkę pomiędzy starymi przeciwnikami. Walkę starego systemu.
To jest wciąż to samo. Nie dajcie sobie wmówić, że Internet coś zmienił. Co najwyżej dwie największe partie polityczne w kraju zyskały nową arenę do swoich brudnych pojedynków.
Na prawdziwą internetową zmianę jeszcze czekamy. Niestety.