Życie na detoksie. Czy człowiek jest bardziej szczęśliwy, jeśli nie używa Internetu?
Czy bez Internetu da się żyć? Czy życie bez Internetu jest lepsze? Niektórzy uważają, że owszem, ma to sens, i udają się na dobrowolny detoks. Innych sytuacja zmusza do życia przez lata bez nowych technologii, a kiedy wracają, wyraźnie się gubią.
Czy bez Internetu da się żyć? Czy życie bez Internetu jest lepsze? Niektórzy uważają, że owszem, ma to sens, i udają się na dobrowolny detoks. Innych sytuacja zmusza do życia przez lata bez nowych technologii, a kiedy wracają, wyraźnie się gubią.
W te wakacje Gadżetomania prowadzi akcję Detoks, w ramach której pytamy, czy da się żyć bez Internetu. I czy ma to jakikolwiek sens. Zapytaliśmy Was w ankiecie, czy wytrzymacie tydzień bez dostępu do Sieci – 59% mówi że tak, a 41%, że bez Internetu nie da się przeżyć nawet tygodnia.
Argumentowaliście, że choć na wakacjach brak Internetu nie jest specjalnym wyzwaniem, to "w standardowym, dorosłym życiu nastręcza to wielu problemów". Przytaczaliście takie przykłady, jak tańsze i łatwiejsze przelewy, rozmowy ze znajomymi, kupno biletu czy znalezienie czegoś w obcym mieście.
Rok bez Internetu? Da się! Tylko po co?
Paul Miller, zajmujący się nowymi technologiami bloger z serwisu The Verge, wiosną 2012 roku postanowił pójść na roczny detoks. Całkowicie przestał korzystać z Internetu – nie tylko w domu, ale też w pracy. Obiecał też sobie, że nie będzie przez 12 miesięcy prosił znajomych, aby zrobili coś dla niego w Sieci.
Chłopak wcześniej spędzał online po 12 godzin na dobę i zaczął odnosić wrażenie, że to już za dużo. Że chce trochę spokoju w życiu. Chce czytać książki, może jakąś napisać, spędzać czas ze znajomymi naprawdę, a nie na Facebooku. Porzucił Internet, po to by móc spojrzeć na niego z dystansu i przekonać się, do czego naprawdę był mu potrzebny, a bez czego da się żyć.
Na początku jego nowe życie przypominało sielankę: rzeczywiście dużo czytał, spotykał się z ludźmi, jeździł na rowerze, grał we frisbee. Schudł, specjalnie się nawet nie starając, kupił nowe ciuchy. Znajomi prawili mu komplementy, że dobrze wygląda, i cieszyli się, że wreszcie można z nim normalnie pogadać, bo nie jest ciągle wpatrzony w jakiś ekran.
Sielanka nie trwała długo, bloger szybko znalazł sposoby na tracenie czasu. Przestał tyle czytać i wychodzić z domu, ambitne filmy zamienił na mniej ambitne. Na The Verge napisał:
Przed końcem 2012 roku nauczyłem się, jak prowadzić styl życia złożony ze złych wyborów poza Internetem. Porzuciłem pozytywne nawyki. (…) Po roku nie jeżdżę już tyle na rowerze. Moje frisbee się kurzy. Przez większość tygodni nie wychodzę spotkać się z ludźmi ani razu. Moim ulubionym miejscem jest kanapa. Kładę nogi na stoliku i gram w gry oraz słucham audiobooka. Wybieram gry niewymagające myślenia, jak Borderlands 2 czy Skate 3.
Pod koniec tego dobrowolnego wygnania Paul zwierzył się swoim czytelnikom, że przez ten rok spędził bardzo dużo czasu na kanapie. I to nawet nie grając czy słuchając audiobooków, tylko często po prostu leżąc.
"Myliłem się" – napisał bloger po detoksie
Po kilku miesiącach życia poza Siecią stał się jeszcze większym odludkiem, niż był kiedyś. Zdarzało mu się przez kilka dni siedzieć w domu i nie odbierać nawet telefonów. Nie stał się lepszy ani mądrzejszy, przekonał się tylko, że za złe wybory nie ma co winić Internetu.
Po powrocie do Sieci bloger The Verge jest bardziej świadom tego, jakie błędy popełniał i być może dziś korzysta z jej dobrodziejstw rozsądniej. Ale pewnie wcale tak nie jest. To normalne, że Internet służy wielu z nas do pracy, ale Twitter czy Facebook również są ważne. A i w kliknięciu linka ze słodkim kotkiem nie ma nic złego. Każdy potrzebuje chwili przerwy.
Detoks po polsku, czyli miesiąc bez Sieci
W Polsce głośna była historia Krzysztofa Gonciarza, twórcy internetowego wideo, który udał się na miesięczny detoks internetowy. W naTemat można znaleźć wywiad z nim. Opowiada, że powrót nie był przyjemny, czuł się przytłoczony wszystkim, co nagle na niego spadło.
W przeciwieństwie do Paula Millera rzeczywiście spędził czas pożytecznie, czytając, wymyślając nowe projekty, ucząc się gotować. Nie brakowało mu Facebooka, brakowało mu narzędzi potrzebnych do pracy, bankowości internetowej ("Uwierz mi, korzystanie z banków bez internetu to koszmar" – powiedział Gonciarz dziennikarzowi naTemat), sklepów.
Podczas detoksu raz się złamał i z Sieci skorzystał – kiedy trzeba było rozliczyć się z Urzędem Skarbowym. Okazało się, że nie potrafi tego zrobić inaczej, jak przez Internet. Pomijając jednak takie "drobiazgi", Gonciarz nie miał problemu ze zorganizowaniem sobie czasu poza Siecią.
A może po prostu dłuższe wakacje?
Nie ucieka specjalnie od Sieci, po prostu nie ma dostępu do niej na co dzień. Owszem, posiada Internet w komórce, ale ponoć "ledwie ciurka". Z biedą da się sprawdzić e-maile czy wiadomości na Facebooku – ale Piotrek nie robi tego często, bo w sumie po co miałby. Czasami przyjeżdża na weekend do Krakowa, pisze wpis na bloga, robi przelewy. Po paru dniach bez żalu wraca w góry. Nie ma żadnych problemów z przestawieniem się.
Kiedy pytam go o detoks, na początku nic nie rozumie. Jaki detoks? "Dla mnie to po prostu dłuższe wakacje. Od września zaczynam nową pracę, przypuszczam, że będę siedział przed kompem po 10 godzin na dobę. Chciałem odpocząć, trochę poczytać, połazić po górach" – mówi. I dodaje, że nie traktuje tego jako jakiejś akcji czy manifestacji. Internet czasem jest mu bardziej potrzebny, czasem mniej. Czy brakuje mu go podczas wakacji? "To tylko narzędzie, a nie żadne drugie życie. Nie mam nabożnego stosunku do Facebooka, nie potrzebuję też pisać codziennie bloga. W polityce wiele teraz się nie dzieje, więc i bez newsów mogę parę dni przeżyć" – wyjaśnia.
Taki wakacyjny detoks – choć raczej dwutygodniowy niż dwumiesięczny – przechodzi co roku wielu z nas. Czasem łapiemy się na myśleniu, że bez Internetu da się żyć, czasem czujemy się jak bez ręki albo denerwują nas błahostki (jak to, że bez dostępu do Sieci nie możemy nawet posłuchać muzyki).
"Internet to fajna sprawa, jeśli służy ułatwieniu nam życia. Jeśli komuś służy głównie jako zabawka, to wydaje mi się, że znam lepsze zabawki" – mówi Piotrek. I pyta, kiedy ja ostatnio przeżyłam choćby dzień bez Internetu. No cóż...
Technologiczny szok
Banałem jest stwierdzenie, że Internet i nowe technologie stały się częścią naszego życia i że bez nich bywa ciężko. Ale już historie ludzi, którzy wyszli z więzienia po latach i przeżyli technologiczny szok, banalne nie są. W Gadżetomanii pisaliśmy w styczniu o więźniu, który wyszedł na wolność po 25 latach.
Michael Santos do więzienia poszedł w 1987 roku. Jak wspomina, były już wtedy komórki, które nazywano z oczywistych względów cegłami. Pozwalały zadzwonić do kogoś i odebrać rozmowę. I tyle. Nawet SMS-ów nie było.
Po powrocie do rzeczywistości kompletnie nie mógł się odnaleźć, musiał nauczyć się rzeczy, które dla nas są oczywiste (np. co to jest przeglądarka internetowa). Jak opowiadał potem:
W dniu, w którym żona odebrała mnie z więzienia, wręczyła mi iPhone’a 4S. Podczas mojego pierwszego tygodnia na wolności kupiliśmy MacBooka Pro i iMaca. Miałem nadzieję, że wszystkie będą bezproblemowo pracować razem.
Michael oczywiście szybko się pogubił i pewnie nadal jeszcze się gubi. Musi uczyć się wszystkiego od zera, jak gdyby przybył do nas z innego świata:
Technologia znacznie zmieniła się w ciągu tych 25 lat. W więzieniu dużo o niej czytałem, ale czytanie o technologii to trochę jak czytanie o pisaniu. Niezależnie od tego, jak dużo czytałem, nie mogłem zrozumieć potęgi technologii, dopóki nie zacząłem jej używać.
Podobne historie pojawiają się w filmach, choćby w polskiej "Pogodzie na jutro". Bohater grany przez Jerzego Stuhra po latach opuszcza mury klasztorne, wraca do rodziny i gubi się, patrząc na nowy wspaniały świat, który kręci się wokół telewizji i Internetu.
Nowe technologie w służbie człowieka
Takie historie pokazują, że nowe technologie stały się integralną częścią naszego życia. Na co dzień nie zwracamy uwagi na takie drobiazgi, jak przelewy przez Internet czy możliwość wysłania w każdej chwili e-maila. Kiedy zostajemy ich pozbawieni, zaczynamy się gubić. Owszem, możemy spędzić bez Internetu wakacje, czasem nawet dłuższe niż dwa tygodnie, ale życie w ten sposób cały czas? Nie ma mowy!
I nie ma w tym nic strasznego, w końcu to wszystko, co czasem nas od siebie uzależnia, powstało, by ułatwić nam życie. Dopóki zdobycze technologiczne służą nam, a nie na odwrót, nie ma powodu, by udawać się na dłuższy detoks.
Przykład blogera The Verge pokazuje, że brak dostępu do Internetu nie obroni nas przed samymi sobą. To tylko i wyłącznie nasz wybór, co robimy w Sieci. I co robimy poza nią.