MySpace - historia upadku największego konkurenta Facebooka

MySpace - historia upadku największego konkurenta Facebooka

Czy dawny symbol sukcesu podniesie się z ruin? (Fot. Flickr/Alun Salt/Lic. CC by-sa)
Czy dawny symbol sukcesu podniesie się z ruin? (Fot. Flickr/Alun Salt/Lic. CC by-sa)
Łukasz Michalik
30.06.2011 09:24, aktualizacja: 14.01.2022 13:11

Kilka lat temu dominacja serwisu Marka Zuckerberga nie była oczywista – pod względem popularności zdecydowanie wyprzedzał go MySpace. Poznaj historię serwisu, który będąc na szczycie w krótkim czasie stał się jedynie marnym cieniem samego siebie.

Kilka lat temu dominacja serwisu Marka Zuckerberga nie była oczywista – pod względem popularności zdecydowanie wyprzedzał go MySpace. Poznaj historię serwisu, który będąc na szczycie w krótkim czasie stał się jedynie marnym cieniem samego siebie.

Założony w 2003 roku przez Toma Andersona i Chrisa DeWolfe'a serwis przez długi czas był uważany za kwintesencję mediów społecznościowych. Choć MySpace wystartował w tym samym roku, co Facebook, znacznie szybciej zyskał popularność.

Porównanie popularności MySpace'a i Facebooka (Fot. BusinessWeek.com)
Porównanie popularności MySpace'a i Facebooka (Fot. BusinessWeek.com)

Rosnąca liczba użytkowników szybko przełożyła się na zainteresowanie inwestorów. Przyszłość MySpace’a przedstawiała się bardzo optymistycznie zwłaszcza po tym, gdy w 2005 roku serwis został kupiony przez Ruperta Murdocha.

Rupert Murdoch inwestuje

Ten medialny gigant – właściciel m.in. wytwórni 20th Century Fox i gazety "The Times", zapłacił za serwis społecznościowy aż 580 mln dolarów. Czy była to dobra inwestycja?

W szczytowym okresie, czyli w grudniu 2008 roku z MySpace’a korzystało – tylko w USA – niemal 76 milionów użytkowników miesięcznie. Później było już gorzej.

Liczba użytkowników zaczęła szybko spadać, a razem z nią zyski MySpace’a. W 2009 roku umieszczone w serwisie reklamy przyniosły 470 mln dolarów dochodu. Ocenia się, że w 2011 roku kwota ta nie przekroczy 184 mln.

Wegetacja zamiast rozwoju

W rezultacie na początku 2011 roku MySpace został wyceniony na 100 mln dolarów. Marne 100 mln w czasie, gdy społecznościowa bańka wydaje się pęcznieć bez końca!

Dla porównania – wycena LinkedIn to 6,4 mld, Groupona – 6 mld, nie wspominając o bijącym kolejne rekordy Facebooku.

Symbolem upadku MySpace’a stały się zamieszczane w serwisie reklamy. Serwis przyjmuje najgorsze, najmniej wartościowe oferty, stając się – jak ocenił reprezentujący grupę inwestorów szef Activision Blizzard, Robert Kotick – paskudztwem dla News Corp.

Dlaczego niedawny lider społecznościowego wyścigu nazywany jest obecnie „paskudztwem”?

Serwis uruchomiony został jako luzacka, nastawiona na niezobowiązującą zabawę alternatywa dla platformy społecznościowej Friendster. Jego zaletą, wyróżniającą go na tle innych propozycji, była możliwość personalizacji profilu.

Czy startup może przetrwać w strukturach korporacji?

Zalety MySpace szybko zostały docenione przez muzyków i celebrytów. To właśnie dzięki temu serwisowi popularność zdobyła znana z tego, że jest znana Tila Tequila. Początkowo próbowano zachować elitarność serwisu, pokazując profile wyłącznie zalogowanym użytkownikom, jednak szybko zaniechano tej praktyki.

Pocałunkiem śmierci dla MySpace’a okazała się – paradoksalnie – inwestycja Ruperta Murdocha. Zmiana właściciela zmieniła sposób zarządzania serwisem.

Dotychczasowi szefowie i założyciele – Tom Anderson i Chris DeWolfe – stracili na znaczeniu na rzecz przedstawicieli News Corp, których pojęcie o rozwijaniu serwisów społecznościowych było dość marne.

Widać tu dużą różnicę w stosunku do innych startupów. Wspierane przez fundusze venture capital serwisy Tumblr, Twitter czy Facebook zachowywały bardzo dużą autonomię. Inwestorzy nie wywierali również przesadnej presji w kwestii natychmiastowych zysków reklamowych.

Pogoń za szybkim zyskiem

MySpace nie miał takiego szczęścia. Serwis został wpisany w strategię News Corp jako lokomotywa, ciągnąca za sobą inne witryny koncernu, a zespół menedżerów, kierowany przez Rossa Levinsohna od początku rozliczany był z kwartalnych przychodów.

Ciśnienie na stałe podwyższanie rentowności serwisu wzrosło, gdy Google zgodził się płacić przez 3 lata 300 mln dolarów rocznie za wyłączność w zakresie obsługi wyszukiwania w MySpace. Serwis przestał koncentrować się na rozwoju, a skupił na generowaniu jak największych zysków.

Shawn Gold, były szef MySpace ds. marketing i treści, podkreśla, że nie było możliwości wprowadzania nowych, ciekawych propozycji dla użytkowników. Każda zmiana – nawet na lepsze – niosła z sobą ryzyko czasowego zmniejszenia liczby odsłon, a to nie mogło zostać zaakceptowane.

Wprowadzenie kolejnych funkcji ograniczało się do modyfikacji narzędzi komunikacyjnych, dodaniu odtwarzacza wideo, muzyki, listy książek czy filtru prywatności. Nie było to nic przełomowego.

Zupełnie inne podejście prezentował Facebook, skupiający się na opracowaniu solidnej platformy, która pozwoliłaby zewnętrznym programistom na tworzenie nowych aplikacji.

Molestowanie nieletnich

W dłuższej perspektywie zaowocowało to niesłychanie bogatą ofertą dla użytkowników, tworzoną przez osoby niezwiązane z serwisem. MySpace robił wszystko sam, a gdy zorientowano się, że nie jest to dobra strategia, było już za późno. Kolejnym błędem było ograniczenie badań nad użytecznością serwisu.

Gwoździem do trumny MySpace’a okazały się jednak problemy wizerunkowe. W 2006 roku prokurator generalny Connecticut, Richard Blumenthal, ogłosił rozpoczęcie śledztwa w sprawie prezentowania nieletnim pornografii za pośrednictwem serwisu.

Powszechne, podsycane przez media przekonanie, że MySpace to miejsce, gdzie zgromadziły się wszystkie możliwe zagrożenia, jakie mogą spotkać nieletnich, przylgnęło do serwisu na długie lata. Osłabienie konkurenta wykorzystał Facebook.

Upadek dawnego lidera

Zaawansowane narzędzia do komunikowania i przejrzysty, niemal wolny od reklam interfejs oferowały użytkownikom nową jakość. Poza sentymentem, internauci nie mieli powodu, by pozostawać na MySpace.

Rozpoczął się odpływ użytkowników, oznaczający wizerunkową i biznesową śmierć serwisu. Jedyna nisza, którą udało się utrzymać, to muzyka – serwis stał się platformą dla fanów i garażowych (choć nie tylko) zespołów, które mogą za jego pośrednictwem pochwalić się swoimi dokonaniami.

Tę niszę wyceniono ostatecznie na marne 35 mln dol., gdy 29 czerwca doszło do sprzedania witryny. Stronę kupiła sieć reklamowa Specific Media, co nie wróży zbyt dobrze na przyszłość. Jednym z nowych udziałowców został rzekomo znany muzyk Justin Timberlake.

Nie jest do końca jasne, co nowi właściciele chcą zrobić z serwisem, który został sprzedany przez Murdocha ok. 6% początkowej wartości; wycenianym obecnie na jakieś 0,05% wartości Facebooka. Przyznacie, że inwestorzy nie mają zbyt wielkiego pola manewru.

Źródło: BusinessWeek

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)