7 sposobów, w jakie Fitbit zmienił moje życie. Opaska zmotywuje do ćwiczeń?
W Stanach karierę robi QS, czyli Quantified Self. Mierzymy to, co da się zmierzyć – masę ciała, jej fluktuacje, przebyty dystans, spalone i przyjęte kalorie, dla chętnych także poziom glukozy i ciśnienie. Wszystko po to, żeby stać się najlepszą wersją siebie – nie w sensie duchowym, ale cielesnym. Sprawdziłam, jak się do tego nadaje Fitbit flex. Czy ta opaska jest w stanie sprawić, że niechętna ćwiczeniom osoba zacznie się ruszać?
10.09.2013 | aktual.: 13.01.2022 10:42
W Stanach karierę robi QS, czyli Quantified Self. Mierzymy to, co da się zmierzyć – masę ciała, jej fluktuacje, przebyty dystans, spalone i przyjęte kalorie, dla chętnych także poziom glukozy i ciśnienie. Wszystko po to, żeby stać się najlepszą wersją siebie – nie w sensie duchowym, ale cielesnym. Sprawdziłam, jak się do tego nadaje Fitbit flex. Czy ta opaska jest w stanie sprawić, że niechętna ćwiczeniom osoba zacznie się ruszać?
Jestem gadżeciarą. Taką trochę leniwą, bo nie umiem (albo nie chce mi się) robić jakichś mega skomplikowanych rzeczy wymagających grzebania w kodzie, łączenia moich komórek i innych takich z komputerem i programowania.
Ale lubię, jak mam nowe, jak komórka robi rzeczy, których do tej pory żadna komórka nie umiała, jak Google daje mi nowy inbox, a Facebook – Graph Search zanim to stanie się modne.
Jestem chora, jak ktoś mi zabierze mayora na 4sq (tak, mam check-in w domu i OCZYWIŚCIE, że jestem mayorem). Poza tym, lubię cyferki i lubię ważyć, mierzyć i badać zależności. Podczas jednej imprezy badaliśmy sobie ciśnienie i to było super, bo mogłam sprawdzić, jakie jest odchylenie od moich typowych wyników.
Nic więc dziwnego, że kiedy tylko okazało się, że Fitbit jest normalnie w Polsce i nie muszę pokątnie sprowadzać go z USA, oszalałam z radości. W dodatku w Polsce są wszystkie wersje, w tym ta moim zdaniem najbardziej sensowna, czyli Flex. Flex to taka minimalistyczna bransoletka. Wewnątrz siedzi coś wielkości pamięci USB, co mierzy wszystko, co robię oraz to, czego nie robię. Po miesiącu czuję się nieswojo, kiedy nie mam tej bransoletki na ręce. Dlaczego?
1. Fitbit sprawia, że mam ochotę ścigać się sama z sobą
Grywalizacja to duża rzecz. Tutaj w zasadzie nie potrzebuję znajomych, żeby chcieć zrobić dodatkowe kilkaset kroków, bo nagrodą jest błyszcząca, wibrująca przez chwilę bransoletka i specjalna odznaka, widoczna po zalogowaniu się w systemie.
2. Gdybym jednak chciała, to mogę zaprosić znajomych
Takich, którzy też mają Fitbity. I naprawdę warto zaprosić ich do znajomości w serwisie dla użytkowników FF. W wersji overshare – mogę spiąć Fitbita z Facebookiem i zanudzić wszystkich moimi osiągnięciami w rodzaju 4 piętra schodów każdego dnia.
W Polsce to na razie nie jest szczególnie popularne, bo jeśli ktoś używa czegokolwiek do mierzenia aktywności, to jest to pewnie Endomondo albo RunKeeper, ale mój Fitbit jest lepszy, bo...
3. Fitbit działa zawsze
Nie muszę go włączać, żeby mierzył, że biegnę, pływam, jadę na rowerze czy włażę po schodach. On wie. Oczywiście, nie jest taki mądry, żeby rozpoznać, co dokładnie robiłam, ale wiem, że mogę to potem oznaczyć i że mój wysiłek nie pójdzie na marne.
W dodatku Fitbit nie boi się wody – mogę się w nim kąpać, mogę pływać, mogę zmywać (to też jakaś aktywność fizyczna).
4. Fitbit wie, co jem
Znowu – nie widzi mojego talerza (a nawet jeśli, to nie daje po sobie poznać), ale mogę wpisywać, co zjadłam, a Fitbit oblicza, ile mi jeszcze zostało danego dnia, żebym nie zaczęła tyć.
To też sposób na dodatkową aktywność – wpisuję na przykład, że wypiję do kolacji dwa kieliszki wina i pokazuje się wiadomość, że to za dużo kalorii. Nie ma sprawy, skoczę po wino na piechotę, nie muszę brać samochodu.
5. Fitbit to najlepszy budzik, jaki miałam
Czytałam o tym, że są różne wynalazki mierzące fazy snu; Fitbit tego nie robi, tylko budzi mnie o ustalonej przeze mnie godzinie. Delikatne wibracje bransoletki budzą lepiej i skuteczniej niż radio, melodyjka w zegarku czy ostry dźwięk budzika.
6. Dzięki Fitbitowi lepiej śpię
Zapisuję, co jem i co piję, a Fitbit notuje, jak długo spałam, ile razy się budziłam, a ile razy mój sen był gorszy.
Dzięki temu znalazłam zależność i wiem, czego mam unikać, jeśli chcę zasnąć szybko i spać spokojnie.
7. Przestałam podjadać
3 posiłki, 2 przekąski – to ideał, ale zdarza mi się z tej przekąski zrobić coś w rodzaju pełnego posiłku. Ale ponieważ odczuwam potrzebę wpisania tego do Fitbita, bo inaczej cała zabawa traci sens, to zaczynam też badawczo przyglądać się każdemu kawałkowi sera czy kabanosa. Co tam, rzodkiewkę też mogę zagryźć.
Minusy?
Druga sprawa to konieczność szukania odpowiedników polskiego jedzenia w dostępnym na fitbit.com spisie. Z tego, co wiem, polski dystrybutor zabiega o możliwość stworzenia wersji polskiej. Przydałoby się, bo o ile whopper z Burger Kinga i czerwone wino są do znalezienia, to przy makaronie z kurkami musiałam się posiłkować dostępnym gdzieś w Internecie licznikiem kalorii i innych składników odżywczych, co nie jest szczególnie wygodne.
Nosić czy nie nosić?
Dzięki Fitbitowi łatwiej jest mi przemóc się, żeby poćwiczyć, żeby wejść po schodach a nie jechać windą, żeby nie zjadać kolejnej kanapki czy darować sobie drinka.
Nie wiem, czy to dobrze, że zamiast własnej woli używam do tego bransoletki, ale w zasadzie, jaka to różnica, co mnie motywuje? Inni mają inspirujące napisy na lodówce, ja mam Fitbita.
I nie zamierzam się go pozbywać.
Anna Gidyńska