9 najlepszych polskich horrorów
Dzisiaj Polska nie jest, łagodnie mówiąc, światowym liderem w dziedzinie kina grozy. Choć ten gatunek nigdy nie był traktowany u nas do końca serio, kiedyś było lepiej – przypominamy parę krajowych pereł z lamusa, niektórych rewelacyjnych, a innych… sprawdźcie sami. Na dokładkę światowe horrory polskich reżyserów.
Medium (1985), reż. Jacek Koprowicz
Niesłusznie dzisiaj zapomniana okultystyczna perełka polskiego kina lat 80. Akcja filmu rozgrywa się w międzywojennym Sopocie. W mieście dzieją się dziwne rzeczy: mieszkańcy tracą pamięć, zachowują się jak lunatycy. Klucz do zagadki pomaga odkryć Greta - siostra słynnego okultysty, która nawiązuje kontakt z tajemniczym medium i doprowadza stróżów prawa na ślad tragedii sprzed lat.
W swoim czasie film był kinowym przebojem. To trochę znak czasów, bo lata 80. w Polsce przyniosły modę na zainteresowanie parapsychologią i zjawiskami nie z tej ziemi (na fali były ksi ążki Dänikena, różdżkarstwo czy poszukiwania UFO). Dziś może spodobać się nie tylko wielbicielom klimatów dwudziestolecia międzywojennego.
Wilczyca (1982), reż. Marek Piestrak
XIX-wieczna Galicja. Patriota Kacper Wosiński powraca do domu, gdzie umiera jego żona Maryna. W poczuciu odtrącenia przez męża zaczęła parać się czarną magią – tuż przed śmiercią rzuca na niego klątwę. Kacper opuszcza rodzinny dom i przenosi się do majątku zaprzyjaźnionego hrabiego. Okazuje się, że nie tylko podąża za nim duch Maryny, ale zjawa również wciela się w rozpustną hrabinę.
Ten kultowy dla pokolenia moich rodziców film swego czasu wyznaczał granice ekstremy w polskim kinie rozrywkowym (warto rzucić okiem także na „heavymetalowy” plakat, na którym przemycono nawet kawałek biustu). Dzisiaj sympatycznie się zestarzał, jak to bywa w kinie gatunkowym. Doczekał się też kontynuacji – „Powrotu wilczycy” z 1990 roku.
Lokis. Rękopis profesora Wittembacha (1970), reż. Janusz Majewski
W filmie królewiecki pastor Wittenbach wybiera się w podróż na Żmudź. Tam gości u hrabiego, którego matka cierpi z powodu napadów szaleństwa. Pastor poznaje tajemniczą historię, która ma stać za atakami – otóż ojcem hrabiego ma być tajemniczy niedźwiedź, zwany przez lud Lokisem.
„Strzeż się ciąży, Lokis krąży” – tak film Majewskiego podsumował w swoim czasie Janusz Głowacki, niespecjalnie zachwycony po seansie. Ekranizacja opowiadania Prospera Merimee to jedno z pierwszych poważnych podejść do kina grozy w polskim filmie (właściwie to nie do końca horror, tylko raczej „opowieść niesamowita”).
Diabeł (1972), reż. Andrzej Żuławski
Jeden z bardziej przerażających, ale i fascynujących filmów w dziejach polskiego kina, z fantastyczną rolą Wojciecha Pszoniaka. Powstał w 1972 roku, ale nie przypadł do gustu cenzurze (podobno dopatrzono się nadmiernych aluzji do wydarzeń z roku 1968) i został dopuszczony do dystrybucji dopiero w roku 1988. Rozgoryczony tą decyzją reżyser, Andrzej Żuławski, wyemigrował do Francji.
Akcja filmu rozgrywa się w roku 1793, podczas rozbiorów. Wokół trwają rzezie. Jakub (Leszek Teleszyński), zamachowiec, wychodzi z więzienia. Grany przez Wojciecha Pszoniaka tajemniczy człowiek – w istocie diabeł - wręcza mu brzytwę, mówiąc, że za jej pomocą może oczyścić świat. Jakub wyrusza w drogę i popełnia kolejne zbrodnie.
Konwencja horroru jest tutaj tylko pretekstem do tego, aby opowiedzieć o naturze zła. Żuławski znalazł również swój autorski pomysł na polskie kino historyczne – nie pomnikowy, ale chaotyczny i szalony, w stylu Alejandra Jodorowskiego.
OpętanieOpętanie (1981), reż. Andrzej Żuławski
To już zagraniczny film Andrzeja Żuławskiego, ale na tyle ważny w historii światowego horroru, że nie można pominąć go w naszym zestawieniu. Obsada jest pierwszoligowa (Sam Neill, Isabelle Adjani), film powstał w podzielonym murem Berlinie, a do tego od razu zyskał sobie sławę kontrowersyjnego dzieła (w Wielkiej Brytanii przez długi czas był na indeksie). Dla reżysera film był rodzajem terapii – można go odczytać jako rozliczenie z jego własnymi osobistymi dramatami. Warto go zobaczyć, nawet jeśli niektóre sceny mogą wydawać się przesadzone (histeryczny atak Anny w tunelu metra czy scena z jej kochankiem-głowonogiem).
Doktor Jekyll i kobiety (1981), reż. Walerian Borowczyk
To kolejny niezupełnie polski horror, za to z polskim reżyserem (zdecydowanie niedocenionym w rodzinnym kraju). Film oczywiście jest ekranizacją klasycznej opowieści R.L. Stevensona, ale ze sporą dawką makabry i – jak to u Borowczyka – golizny.
Akcja rozgrywa się podczas przyjęcia zaręczynowego doktora Jekylla i panny Fanny Osbourne. Atmosferę święta przerywają kolejne tajemnicze wypadki, w których ofiarą pada służba, a wreszcie – kolejni domownicy, w dodatku w coraz bardziej drastycznych okolicznościach. Gdy wszyscy starają się ratować skórę, Fanny odkrywa sekret doktora Jekylla, czyli krwiożerczego pana Hyde’a.
Ten niskobudżetowy film może wydawać się chaotyczny i miejscami naciągany, ale wśród fanów kina gatunkowego jest kultowy – zwłaszcza ze względu na scenę transformacji Mariny Pierro w demona.
WidziadłoWidziadło (1983), reż. Marek Nowicki
Film na podstawie powieści Karola Irzykowskiego (polskie kino grozy lubiło posiłkować się przedwojenną literaturą). Podobno reklamowano go jako horror erotyczny, ale należy traktować te deklaracje z dużym dystansem – nie ma tu ani za wiele strachu, ani erotyki, a sam film jest raczej taki sobie.
Lubię nietoperze (1985), reż. Grzegorz Warchoł
Lata 80. to czas, w którym polskie kino próbowało mierzyć się z prawdziwą filmową rozrywką na wzór zachodni, w tym horrorem. Czasami te próby kończyły się sukcesem (np. „Medium”), a czasami strasznym kiczem, jak ten film. To raczej ciekawostka dla fanów „niedobrego" kina.
Klątwa Doliny Węży
Bohaterowie filmu, wyposażeni w tajemniczy manuskrypt, poszukują Doliny Węży, położonej gdzieś w Wietnamie (tam kręcono film). Okazuje się, że na miejscu kryją się pozostałości pozaziemskiej cywilizacji. Oczywiście po drodze czeka ich niemało przygód, ale wszystko kończy się dobrze. Z dzisiejszej perspektywy film jest strasznie pokraczny, widać na nim jak na dłoni budżetowe i technologiczne niedociągnięcia – to taki Indiana Jones na miarę naszych możliwości. Nie zawodzi za to obsada.