“A może by tak wszystko rzucić…”. Nadchodzi era offline - kolejne wielkie oszustwo

“A może by tak wszystko rzucić…”. Nadchodzi era offline - kolejne wielkie oszustwo

Zdjęcie znaku pochodzi z serwisu shutterstock.com
Zdjęcie znaku pochodzi z serwisu shutterstock.com
Adam Bednarek
20.08.2014 07:19, aktualizacja: 20.08.2014 09:25

“Wszystko za życie” w XXI wieku? Bez Facebooka, bez Internetu, bez komputera, bez smartfona. Da się, ale czy warto?

Nie mam czasu dla znajomych. Nie mam czasu dla siebie. Nie chodzę do kina. Nie czytam książek. Dawno nie byłem w teatrze. Klikam. Tracę czas.

Mniej więcej tak mógłby brzmieć manifest kogoś, kto zrezygnował z Internetu i nowych technologii. Dobrowolnie. Wbrew pozorom wielu na taki krok się zdecydowało, a niebawem liczba “cyfrowych radykałów” może wzrosnąć.

Coraz większą popularność zyskuje ostatnimi czasy nurt offline, czyli rezygnacji z wszelkich forma masowego komunikowania – zwłaszcza elektronicznego. O­dcięcie się od Internetu, który obecny jest już niemal w każdym aspekcie nowoczesnego życia jest kuszącą propozycją

Na razie to świetny pomysł na biznes. Pamiętamy głośny tekst z The Verge, którego autor na rok odciął się do Sieci. Podobne “wyzwanie” narzucił sobie Krzysztof Gonciarz, który przez miesiąc nie zaglądał do Internetu.

Dzień zwały! [dzień 15, Miesiąc bez Internetu]

Susan Maushart napisała książkę “E-migranci. Pół roku bez internetu, telefonu i telewizji”. Thierry Crouzet, redaktor naczelny magazynu PC Expert, a później twórca start’upów, na papierze podzielił się swoimi wrażeniami z półrocznego detoksu, wydając “Odłączyłem się”.

Potencjał w byciu “offline” wyczuła też branża hotelarska, która już od wielu lat ściąga do siebie klientów chcący odciąć się od nowych technologii i choć przez chwilę pożyć po staremu. W dziczy, namiocie czy nawet w zwykłym pokoju hotelowym, w którym nie ma ani komputera, ani tego typu sprzętów. Wolność.

Nietrudno rozważyć podobny krok, skoro zalet, teoretycznie, jest całe mnóstwo. Krzysztof Gonciarz tak opisywał urlop od Internetu:

Strasznie dużo czytałem, uczyłem się i poznałem trochę nowych rzeczy. Pracowałem nad swoimi programami, wymyślałem nowe projekty i sporo też pisałem

Crouzet z kolei dodaje: “Smak herbaty i porannej kawy wraca po odłączeniu”. Inaczej jeździ się na rowerze, kiedy nie trzeba cykać fotek i wrzucać ich na Instagrama. Kiedy nie musisz zatrzymywać się, bo akurat ktoś odpisał na maila albo zaczepił na Twitterze.

Nie brzmi to absurdalnie? Ludzie, którzy przez jakiś czas odsunęli się od klawiatury, nagle zauważyli, że kwiaty pachną, ptaki śpiewają, a zakupy można robić prawdziwymi pieniędzmi. Wow, niesamowite!

Kibice też popierają bycie offline.
Kibice też popierają bycie offline.

Zacząłem się zastanawiać - czy ktoś nie robi z nas idiotów?

Łatwo sprzedać nam piękną wizję lepszego świata bez Internetu. Internetu, czyli wroga. Facebook zabrał nam kontakt z drugim człowiekiem. Przez portale nie czytamy mądrych książek. Przez internetowe obrazki dawno nie byliśmy w muzeum. I tak dalej, i tak dalej. Jak to zmienić? Odrzuć to! Wyrzuć komputer przez okno.

Prosta recepta? Nie do końca, o czym mówi mi Izabela Dziugieł, psycholog i autorka bloga sexytherapy.wordpress.com:

Technofobiczne podejście myli często rzeczywiste uzależnienie od teraz już normalnej obecności technologii w praktycznie każdej sferze naszego życia. Nie dajmy się zwariować. Ulegając trendowi, popełniając "cyfrowe samobójstwo", "uleczymy" tylko symptomy, zapominając o źródle problemu, który może tkwić głębiej, czy to w sferze funkcjonowania społecznego w świecie rzeczywistym, czy może w negatywnych przekonaniach o własnej tożsamości, albo już w samej biologii.

Tyle że teraz znaleźliśmy sobie piękną wymówkę. A raczej furtkę. Na pewno bylibyśmy lepszym człowiekiem, gdyby nie komputer. Na pewno spotkalibyśmy się z dawno niewidzianym znajomym, ale Internet. Nie musimy szukać problemu w sobie.

Cyfrowy detoks lekiem

Rozwiązaniem, tak się wydaje, jest cyfrowy detoks. Moglibyśmy to zrobić, być może kiedyś zrobimy i wtedy wszystko stanie się jasne, piękne. Ale na razie, cóż, jest jak jest, z Sieci trzeba korzystać, więc musi tak być. Ale kiedyś, kiedyś na pewno na ten radykalny krok się zdecyduję!

Zdjęcie tabliczki pochodzi z serwisu shutterstock.com
Zdjęcie tabliczki pochodzi z serwisu shutterstock.com

Oszustwo. Oszukiwanie samego siebie. Problemem nie jestem ja, ale to, co mnie otacza. To nie ja jestem zły, to ta technologia.

Piotr Gnyp pisał kiedyś, że słysząc hasło “odchodzę z Facebooka”, tłumaczył to sobie na: „Nie poradziłem sobie z technologią. Nie umiem z nią współżyć. Nie umiem ustalić swoich priorytetów, jestem uzależniony i moim życiem steruje serwis społecznościowy, telefon i aplikacja.”

I kluczowe zdanie: “ucieczka to reakcja na szok poznawczy po spojrzeniu na swoje życie”. Tyle że bycie offline nie jest odpowiedzią. Nie jest ratunkiem, tak jak dietą nigdy nie jest nie jedzenie wszystkiego.

Jeszcze raz Izabela Dziugieł:

A przed autodiagnozowaniem ostrzegam, bo sporo jest testów online diagnozujących różnego rodzaju uzależnienia, jednak metodologia, którą się posługiwano w ich tworzeniu, często pozostawia wiele do życzenia. Żyjemy na skrzyżowaniu biologi i technologii, cyfry i analogu, rzeczywistości i wirtualności już co raz trudniej będzie wytaczać linie tego co już jest uzależnieniem, a co jeszcze nie jest. Co jest zaburzeniem zachowania czy impulsu, a co mieści się jeszcze w tzw. normie. Ale też przez kogo ta norma miałaby być definiowana? Dla jakiej grupy wiekowej, wykonującej jaki zawód? Przyznaję, psychologia i psychiatria zdaje się nie nadążać za dynamiką technorewolucji, tak jak my.

Dlatego, wybaczcie, nie wierzę w żadną “erę offline”. Cyfrowy detoks? Raczej cyfrowi hochsztaplerzy, którzy chcą nam sprzedawać zwykły regres, odrzucenie postępu, który rzekomo ma zapewnić nam niesamowite, prawdziwe emocje, zabrane przez Internet.

A to zwykła ściema. Hipsterzy mogą oszukiwać samych siebie, ale to nie technologia jest winna, a człowiek. Jeśli ktoś chce faktycznie się zmienić, niech zacznie od siebie, a nie narzędzi, które wykorzystuje.

Można sobie wszystko zaplanować, poukładać. Trzeba chcieć i trzeba się tego nauczyć. To trudne, wymaga wysiłku, więc łatwiej się żyje z usprawiedliwieniem, że to złe czasy dla wszystkich. Świadomość, że ze mną jest coś nie tak, nie jest już taka fajna.

Tyle że wiecie - to brutalna prawda. Niełatwa do przełknięcia. Dlatego lepiej wierzyć w bajki o złym Internecie i pięknym życiu na detoksie. To zresztą nic nowego. Kiedyś jeżdżono w dzicz, żeby odciąć się od nieludzkiej cywilizacji, dzisiaj kasuje się konto na Facebooku.

Sęk w tym, że niewiele to zmienia.. Ale daje rozgłos i pożądaną, choć oszukaną, alternatywność. Patrzą jak na dziwaka, zapraszają do studia, nie wierzą, że ktoś może zdecydować się na radykalny krok. Bycie offline wydaje się niesamowite, bo niedzisiejsze.

Zdjęcie rysunku pochodzi z serwisu shutterstock.com
Zdjęcie rysunku pochodzi z serwisu shutterstock.com

No właśnie, niedzisiejsze. Tak samo jak wyjątkowe jest załatwianie się w lesie, a nie w ubikacji lub rozpalanie ogniska zamiast korzystania z kuchenki gazowej. Owszem, można, ale po co uprzykrzać sobie życie?

Szkoda, że tak spłyca się temat. Bo pewnie Facebook, Internet i nowe technologie mają na nas jakiś wpływ, nie tylko dobry. Ale nim do tego dojdziemy, to całą uwagę ściągną na siebie ci, którzy będą oszukiwać, że brak Internetu odmienił ich życie, tak jak szczotka z Mango odmieniła życie każdej gospodyni domowej. W to drugie wierzy się rzadziej, w to pierwsze - niestety wciąż.

Nigdy się nie przystosujesz dopóki będziesz uciekać. Lepiej uczyć się niż niepotrzebnie walczyć.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)