Adam Bednarek nie ma racji! Czytniki dla uczniów to koszmarny pomysł

Adam Bednarek nie ma racji! Czytniki dla uczniów to koszmarny pomysł

Zdjęcie polityka pochodzi z serwisu shutterstock.com.
Zdjęcie polityka pochodzi z serwisu shutterstock.com.
Michał Puczyński
04.08.2015 12:09

Na krótko przed wyborami nowa-stara partia Biało-Czerwoni krzyczy: „zapewnimy czytniki ebooków wszystkim uczniom!”. Zdaniem redakcyjnego kolegi Adama warto dać jej kredyt zaufania. Moim zdaniem warto dać jej jednostronny bilet na Bermudy.

B-C to wbrew zapewnieniom jej włodarzy żadna nowość w polskiej polityce. Partia została założona przez Grzegorza Napieralskiego z SLD i Andrzeja Rozenka z Twojego Ruchu. Napieralski już w 2011 obiecywał komputer dla każdego ucznia, teraz jednak spuścił z tonu i obiecuje tylko czytniki. A dokładniej to, że każdy uczeń czwartej klasy dostanie czytnik ebooków i dostęp do cyfrowej biblioteki oraz e-podręczników. Państwo zrefunduje większość kosztów, rodzice zapłacą 35 zł.

Adamowi pomysł się podoba, ale jego argumentacja „za” sprowadza się z grubsza do tego, że czytnik jest lżejszy niż książki, a jeśli już w coś trzeba ładować kasę, to lepiej w czytniki niż w biblioteki. Choć Adam zdaje sobie sprawę, że większość obietnic wyborczych nie wypala, to w przypadku czytników – cytując jego słowa - „może to akurat ten cud”.

Nie polegam na cudach

Jeśli pracodawca widzi, że kandydat na wolne stanowisko to wielokrotny przestępca, leń i wulgarna świnia, nie zatrudnia go, argumentując, że „być może zdarzy się cud”. Ważne są dotychczasowe dokonania, bo pozwalają one z grubsza przewidzieć efekty kolejnych działań.

Jaka jest historia rządowych inicjatyw technologicznych? Nieszczególnie ciekawa. Przypomnę tylko informatyzację ZUS za ponad 3 mld zł, najdroższy w Polsce portal internetowy (też ZUS) za 101 mln, zamówienie na dyskietki 3,5 cala za 120 tys. zł, niezabezpieczone serwery PKW, wadliwą aplikację „Źródło” do obsługi Systemu Rejestrów Państwowych, a także pomysł opodatkowania szybkiego Internetu.

Obraz
© Warner Bros.

Gratisowa ciekawostka: ministrem cyfryzacji jest specjalista od handlu i PR.

Ale przecież państwo odnosi sukcesy nie tylko w dziedzinie informatyki. Pamiętacie słynny zakup foteli przez MSZ za 300 tys. zł (12 tys. sztuka)? Saunę w szczecińskim ZUS-ie za 20 tys. zł? Najdroższe autostrady w Europie (szkoda, że nie najlepsze)? Stadion narodowy za prawie dwa miliardy, którzy przyniósł już niemal 10 mld strat?

Ujmę to następująco: jeśli macie drużynę piłkarską, która wtapia mecz po meczu różnicą pięciu bramek, to przed kolejną rozgrywką nie stawiacie na nią połowy swojego majątku, bo „może to akurat ten cud”. Ale załóżmy, że zdarzy się cud, partia spełni obietnicę i czytniki zostaną zamówione.

Co oznacza zakup czytników?

Aby zakup miał sens, należy zmienić system nauczania w taki sposób, by z roku na rok całkowicie odejść od podręczników drukowanych, przynajmniej w przypadku pierwszych roczników korzystających z ebooków. Uczeń nie będzie mógł wybrać między książką drukowaną a elektroniczną; to nie miałoby sensu. Czytnik ma trafić do każdego.

B-C obiecuje pokrycie tylko części kosztów, więc w praktyce to oznacza przymus zapłaty przez rodziców każdego ucznia kwoty 35 zł – czy tego chcą, czy nie. To już podpada pod podatek „modernizacyjny”.

Tylko czy koszt rodziców to naprawdę 35 zł? Skąd B-C weźmie te 100 zł na pokrycie pozostałych kosztów? Z podatków, czyli z kieszeni samych rodziców, a przy okazji osób, które nie mają dzieci.

Graficzna reprezentacja stanu polskie gospodarki
Graficzna reprezentacja stanu polskie gospodarki© Warner Bros.

Obywatele zapłacą więc 100 proc. ceny, czyli 135 zł od czytnika, bo taki koszt podała Anna Uzdowska-Gacek z B-C. A może i więcej, bo jak wiadomo – co jest refundowane, często drożeje. Cena leku na łuszczycę Neotigason po wpisaniu na listę refundacyjną wzrosła ponad 17 razy: z 7 do 122 zł. Rilutek – 202 razy, z 3,20 do 647 zł. No ale dobra, załóżmy, że ceny nie wzrosną.

Jaki czytnik można kupić za 135 zł?

Chyba nikt nie będzie się spierał, że jedną z najlepszych marek czytników jest Kindle. Koszt takiego urządzenia, w zależności od wersji i sprzedawcy, wynosi od ok. 250 do ponad 1000 zł. Czy za 135 zł można kupić wartościowy sprzęt?

B-C nie ma zamiaru inwestować w Kindle. Nie wiadomo, jakie czytniki chce kupić, ale w wywiadzie dla lustrobiblioteki.pl reprezentująca partię pani Anna Uzdowska-Gacek informuje, że „obecnie 6-calowy prosty czytnik z e-papierem można kupić za około 130 zł za sztukę (cena detaliczna z podatkiem VAT). Przy zamawianiu rocznie prawie 400 tys. sztuk można byłoby osiągnąć cenę poniżej 100 zł za sztukę”. Mowa więc o czytniku z najniższej półki. Tymczasem nawet dobry sprzęt może okazać się niewystarczający.

Adam w swoim tekście podkreślił, że ekran czytnika nie męczy oczu, a bateria trzyma przez długi czas. W porządku, ale czy ktoś tu nie zapomina, że w ciągu jednego dnia dziecko uczestniczy często w sześciu, siedmiu, ośmiu lekcjach? A potem uczy się z podręczników w domu? To znaczy, że czytnik byłby włączony nawet przez sześć do ośmiu godzin dziennie. Pięć dni w tygodniu. Dziesięć miesięcy w roku. Jak długo czytnik za 100 zł wytrzyma tak intensywną eksploatację? Mówimy przy tym o eksploatowaniu przez dzieci, które nie są zbyt delikatne. Jeden źle wymierzony rzut plecakiem i czytnik idzie do krainy wiecznych lektur. Co wtedy? Wymiana na nowy? Serwis? Czy ktoś wziął pod uwagę te koszty?

Zawsze jakiś Wielki Brat

Adam pisze, że czytniki są pomysłem „nad którym warto się pochylić, przedyskutować, zastanowić się”. Pochylam się więc.

Właśnie tak
Właśnie tak© Warner Bros.

Koszt tego populistycznego popisu ma wynieść 18-20 mln zł rocznie, co według pani Anny Uzdowskiej-Gacek wcale nie jest taką dużą kwotą w skali budżetu. Dodatkowy koszt 10 mln zł ma pochłonąć licencjonowanie książek. Kolejna malutka kwota. Nikt nie podaje, ile kosztowałoby stworzenie sieciowej biblioteki i e-podręczników, ale możemy spokojnie założyć, że wciąż mówimy o marnych groszach. Przypomnę, że koszty portalu ZUS-u szacowano na 18 mln zł, a dopiero po zakończeniu prac poinformowano, że wyniosły ponad 100 mln.

Obecnie dług publiczny Polski wynosi 57% PKB. ZUS-owi zabraknie w tym roku ponad 50 mld zł na wypłaty emerytur. W przyszłym roku braknie pieniędzy na dopłaty wypłacane w ramach „Mieszkania dla młodych”. Czy czytniki są tak naglącą sprawą, że warto wywalić na nie 30 lub więcej mln zł?

Nie mam nic przeciwko temu, żeby uczniowie korzystali z czytników, ale czemu nie możemy pozostawić decyzji rodzicom? Zawsze musi być jakiś Wielki Brat, jednym gestem organizujący życie milionów ludzi, niezważający na długoterminowe efekty swoich decyzji. Czy podobnych spraw nie można dyskutować na poziomie szkół, a nawet pojedynczych klas?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)