ADATA S10000 oraz S20000D – test dwóch budżetowych powerbanków
Pojemność akumulatorów w smartfonach, tabletach i innych urządzeniach, z których korzystamy także poza domem, nie rośnie niestety tak szybko, jak ich możliwości i zapotrzebowanie na energię. Niezbędnym wręcz elementem dłuższych podróży staje się więc powerbank. W niniejszym teście przybliżę, na co stać stosunkowo tanie modele ADATA S10000 oraz S20000D.
13.06.2020 | aktual.: 13.06.2020 17:11
Opisywane powerbanki to propozycja dla klientów z niewygórowanymi potrzebami. Jak sugerują nazwy, mamy tu do czynienia z modelami o pojemności 10 i 20 tys. mAh. Poza rozmiarem akumulatora, obydwa modele różnią się nieznacznie.
Większy ma wyświetlacz zamiast diodowego wskaźnika naładowania, ale pod kątem możliwości ładowania innych urządzeń, są to w zasadzie produkty bliźniacze.
ADATA S10000
Pierwszy testowany model to ADATA S10000 o teoretycznej pojemności 10000 mAh. Tyle energii powinno wystarczyć na maksymalnie trzy ładowania przeciętnego smartfonu lub ponad jedno ładowanie większego tabletu. Niestety, nie odbędzie się to szczególnie szybko.
Choć urządzenie wyposażone jest w dwa porty USB (i może jednocześnie ładować dwa urządzenia), nie ma tu żadnej technologii szybkiego ładowania. Maksymalnie można tu więc uzyskać na wyjściu 5V i 2,1 A.
Z zewnątrz S10000 jest bardzo dobrze wykonany. Urządzenie jest poręczne i bez problemu można je wsunąć w wąską kieszeń plecaka czy torby, w której mieści się również smartfon. W zestawie – poza samym powerbankiem – otrzymujemy jedynie krótki kabelek USB.
Powerbank wyposażono dwa pełnowymiarowe wyjścia USB-A oraz wejście do ładowania micro-USB. Szkoda, że nie zdecydowano się tu zastosować dużo wygodniejszego portu USB-C, który dzisiaj jest w zasadzie standardem na rynku smartfonów.
Na froncie obudowy są jeszcze cztery niebieskie diody, które są wskaźnikiem poziomu naładowania. To wygodne rozwiązanie, ale diody są bardzo jasne. Widać je dzięki temu nawet w dużym słońcu na dworze, ale wieczorem w ciemnym pomieszczeniu rozświetlają "pół pokoju", o ile powerbanku nie położy się na stole "do góry nogami" – diody świecą cały czas, kiedy trwa ładowanie (zarówno powerbanku, jak i innego urządzenia podłączonego do niego).
Jeśli chodzi o samo ładowanie, są zarówno dobre, jak i złe wiadomości. Po pierwsze – czas ładowania powerbanku. ADATA deklaruje, że proces trwa od 6 do 7 godzin i faktycznie tak jest: od "zera" do pełna podczas testu powerbank ładował się w około 6 godzin i 15 minut.
Jak jednak pokazał miernik firmy Keweisi, w tym czasie do akumulatora "wtłoczono" tylko ok. 8850 mAh, a więc mniej niż deklarowane 10 tysięcy. Jest to jednak spodziewana i w mojej ocenie akceptowalna różnica między teoretyczną, a rzeczywistą pojemnością akumulatora tego rodzaju, szczególnie przy tej klasie sprzętu.
Co ciekawe, ładowanie jest mocno "nieliniowe" lub wskaźniki diodowe na powerbanku mają niewielki związek z rzeczywistością. Podczas ładowania S10000 wskazał 50 proc. pojemności po 3,5 godz. ładowania, miernik natomiast odnotował do tego czasu uzupełnienie akumulatora o 6100 mAh. Od tego momentu "teoretyczna druga połowa" ładuje się niecałe 3 godziny, a w tym czasie przybywa tylko 2700 mAh.
Koniec końców naładowany w pełni powerbank ADATA S10000 pozwoli dwukrotnie naładować typowy smartfon lub raz średni tablet, a wówczas zostanie w nim jeszcze trochę energii na przykład na podładowanie słuchawek bezprzewodowych lub innych drobnych urządzeń.
ADATA S20000D
Drugi testowany powerbank nieco bardziej rozczarowuje, a jednym z problemów widocznych już na pierwszy rzut oka okazuje się wyświetlacz, który odróżnia go od mniejszego modelu.
Ekran jest mały, a jego zadaniem jest pokazywanie informacji o stanie naładowania w procentach oraz trybie działania – niewielkie napisy potwierdzają, czy urządzenie jest właśnie ładowane, czy też samo oddaje energię. Problem polega jednak na tym, że wyświetlacz jest niemal kompletnie nieczytelny.
Okazuje się bowiem, że wyświetlane przez niego wartości widać tylko pod konkretnym kątem, a zakres błędu jest naprawdę niewielki. W efekcie, aby zobaczyć wyświetlane informacje, trzeba złapać powerbank w specyficzny sposób i czasem chwilę natrudzić się, by zobaczyć treść na wyświetlaczu.
Minimalne pochylenie ekranu "od siebie" sprawi, że wartości magicznie znikną z ekranu. Pochylenie w drugą stronę spowoduje natomiast, że użytkownik zobaczy jednocześnie wszystkie możliwe do wyświetlenia znaki, czyli innymi słowy, zawsze naładowanie na poziomie 88 procent.
Niestety, ekran nie jest jedyną wadą. Problemem okazuje się także pojemność. Kiedy powerbank wskazał 100 procent naładowania, wskazania miernika Keweisi ujawniły, że jego realna pojemność to 16600 mAh. To niestety duża różnica względem deklarowanych 20 tys. mAh.
Na plus można natomiast zaliczyć czas ładowania. Urządzenie naładowało się do pełna tylko w 10 godzin, czyli zauważalnie szybciej, niż deklaruje producent.
Wykonanie jest na wysokim poziomie, pomijając wspomniany wyświetlacz, którego wskazań prawie nie widać. Dodatkiem względem mniejszego modelu jest wbudowana latarka, ale takie określenie jest w zasadzie nadużyciem. To niewielka dioda, która może oświetlić co najwyżej dłoń użytkownika podczas podłączania urządzenia do ładowania i to może się przydać. Jasność jest jednak naprawdę niska.
Podczas testów powerbank ADATA S20000D naładował tablet z akumulatorem o pojemności 4850 mAh w 5,5 godziny. Wskaźnik naładowania pokazał wówczas spadek z 52 na 27 proc. pojemności.
ADATA S10000 czy S20000D – co wybrać?
Obydwa opisywane powerbanki nie są idealne, ale należy mieć na uwadze, że są to sprzęty dość tanie. W chwili pisania niniejszego tekstu, mniej pojemny model da się kupić w sieci za niecałe 53 złote, a co ciekawe, większy jest droższy tylko o kilka złotych. Zależnie od potrzeb, obydwa mogą się więc okazać dobrym wyborem.
Osobom, które kupują swój pierwszy powerbank i chcą go wykorzystywać na przykład do doładowywania smartfonu podczas rowerowych wypraw czy długich spacerów, z dwóch opisywanych zdecydowanie polecam tańszy model o mniejszej pojemności. Jest dużo bardziej poręczny i przede wszystkim lżejszy – waży niecałe 200 gram.
Większy model jest natomiast ponad dwukrotnie cięższy (waży 420 gram), fizycznie dużo większy i oferuje nieco mniej niż dwukrotność pojemności swojego "mniejszego brata". Z drugiej strony obecnie kosztuje tylko kilka złotych więcej, więc jeśli komuś zależy wyłącznie na pojemności, a masa i gabaryty nie są przeszkodą – zakup zdecydowanie warto rozważyć.