Amerykanie podsłuchiwali? „My też inwigilujemy” – oznajmia polski minister
Ostatnie dni to świetny przykład jak wygląda na świecie stosunek władz do obywateli. Amerykanie podsłuchują zwykłych internautów? No cóż, trudno, przecież nie będziemy się spierać o taką bzdurę. Ale gdy okazuje się, że podsłuchują również polityków, problem staje się nagle bardzo istotny.
Ostatnie dni to świetny przykład jak wygląda na świecie stosunek władz do obywateli. Amerykanie podsłuchują zwykłych internautów? No cóż, trudno, przecież nie będziemy się spierać o taką bzdurę. Ale gdy okazuje się, że podsłuchują również polityków, problem staje się nagle bardzo istotny.
Afera PRISM wydaje się nie mieć końca, a kolejne, pojawiające się co jakiś czas informacje na temat amerykańskiej inwigilacji wydają się nie ekscytować nikogo poza dziennikarzami. My – zwykli obywatele – po prostu przyjęlismy rewelacje Edwarda Snowdena do wiadomości.
Bo niby czym się tu ekscytować? Podsłuchiwali, podsłuchują i będą podsłuchiwać, a kto sobie tego nie życzy, niech założy własny Internet. Nadzieja na to, że Amerykanie dobrowolnie zrezygnują z inwigilacji ma przecież tyle sensu, co wiara w uczciwość polityków i miłosierdzie Urzędu Skarbowego.
No właśnie – politycy. Od tematów i nawiązań politycznych staram się zazwyczaj uciekać jak od najgorszej zarazy, wychodząc z założenia, że czytelnicy - ludzie przyzwoici - mają ciekawsze zainteresowania. Czasem polityka przewinie się, niczym memy powstałe przy okazji warszawskiego referendum, najwyżej jako tło ciekawych zjawisk czy aktywności internautów.
Są jednak takie sytuacje, które trudno po prostu przemilczeć. Chodzi o to, jak politycy - zarówno polscy, jak i z innych krajów Europy - zareagowali na wieść, że amerykańska inwigilacja dotyczy również tych, zasiadających na szczytach władzy.