Autonomiczny samochód jak telefon - będzie pyskować i rozkazywać. Przygotujmy się na poniżanie przez technologię
Autonomiczny samochód będzie mógł nas zabić, więc niby dlaczego miałby być dla nas miły?
Halo! Jutro ostatni dzień na rozmowy! Doładuj konto! - za każdym razem, gdy dostaje taki SMS, jestem oburzony. Nie wiem na co liczy mój operator - że zrobi mi się smutno? Że odpiszę: “przepraszam bardzo, już wpłacam pieniądze”? Ma mi być głupio?
Nie wiem, czy mój telefon jest dla mnie i ładuję go, kiedy ja chcę, czy może to on mi rozkazuje i wyznacza datę, w której mam go nakarmić. Kto tu jest panem? Mam wrażenie, że już dawno nie ja.
Zerknijcie na automaty z napojami i kawą. Na biletomaty i parkomaty. Już dawno zapomniano o grzecznym, miłym i kulturalnym “proszę włożyć”, “proszę wyjąć”. Jest za to: “włóż, wyjmij”. Jeszcze bez wykrzyknika, ale i tak łatwo pomyśleć, że to nie my wydajemy komendy, tylko jesteśmy trybikiem w tej maszynie.
Automat nie powstał po to, żebyśmy my go obsługiwali. Raczej to my jesteśmy dla automatu
A przecież będzie jeszcze gorzej. Jakiś czas temu Łukasz pisał o autonomicznych autach, w których będziemy pasażerami. Nie będziemy mieć żadnej władzy - wsiądziemy, grzecznie poprosimy o podwózkę i z nadzieją odjedziemy, licząc na to, że nie dojdzie do żadnej awarii i wypadku, a jeśli nawet, to przeciwnym pasem będzie jechał były kryminalista (-50 do reputacji), a nie poseł na sejm (może i -100 do honoru, ale za to +75 do prestiżu). W innym przypadku - po nas.
I czy algorytmy sterujące samochodami będą tak samo obiektywnie ceniły życie wszystkich ludzi? A może zaczną kierować się chłodną matematyką i mając do wyboru starego i młodego, sprawią, że szkodę, obrażenia lub śmierć poniesie ten pierwszy? Uratują cenionego neurochirurga, a poświęcą bezrobotnego? Potraktują kobietę w ciąży jako jedno, półtora czy dwa życia?
Skoro na tym autonomicznym samochodzie ciążyć będzie taka odpowiedzialność - szybka ocena, kto ma przeżyć, a kogo ma poświęcić - to naprawdę nie wiem, dlaczego taki samochód miałby być dla nas… miły.
No bo kim dla technologicznego szofera będę? Kimś zdanym na jego łaskę. Na pewno nie będę jego panem. Raczej… niewolnikiem.
Człowiek niewolnikiem technologii
Wiem, stwierdzenie “staliśmy się niewolnikami” technologii brzmi strasznie banalnie i nudno. Przerabialiśmy to nieraz - w filmach i książkach science-fiction. Ale gdy tak trzymałem telefon z kolejnym rozkazem, to skojarzenie było jedno.
Już dajemy sobą pomiatać, więc naprawdę boję się o to, co będzie za kilkanaście lat. “Wlej benzynę!” - wyświetli komunikat samochód Google'a i łaskawie da sobie wlać benzynę. A co jeżeli będzie grymasił? “Tej taniej nie chcę! Lej lepszą!”.
“Złóż zamówienie” - powie iPad, który jakiś czas temu zastąpił kelnera, bo ten wcześniej głosował za podwyżką płacy minimalnej (głupio zrobił, tak swoją drogą). Później rozkaże “zjedz wszystko!” i na koniec doda: “daj napiwek!”.
Już dawno przegraliśmy tę walkę - i przypominają mi o tym SMS-y i napisy na automatach. Nie walkę o “niezależność”, ale o zwykły szacunek. Nie jesteśmy, a tym bardziej nie będziemy, kimś, do kogo należy zwracać się kulturalnie.
Człowiek człowiekowi...
Tylko wiecie co? To nie wina technologii. To tylko przykrywka. Ktoś przecież te SMS-y konstruuje. Ktoś wymyśla zdania, które mają pojawić się na automatach. Ktoś zaprogramuje samochód, by w odpowiednim czasie wyświetlił prawidłowy komunikat.
Nadchodząca technologia uwypukli smutną rzeczywistość - chamów jest więcej niż porządnych. I niestety nic już nie da odcięcie się od ludzi. Będziemy o tym pamiętać za każdym razem, gdy wejdziemy do autonomicznego auta albo nawet gdy zatrzymamy się na kawkę w pustej kawiarni.
Problemem technologii jest w końcu to, że wymyślił ją człowiek. Niestety coraz częściej ten gorzej wychowany.